Podział punktów z Zagłębiem to wielkie rozczarowanie. Tym bardziej, że Lechia do przerwy prowadziła 3:0. Na drugą połowę drużyny wyszły jednak całkowicie odmienione. Przewaga została roztrwoniona, a nastroje popsute. 'Biało-Zieloni' dzięki punktowi awansowali w tabeli na pierwsze miejsce, ale utrzymają się na nim pod warunkiem, że Jagiellonia i Piast nie wygrają swoich meczów.

Ten mecz nie mógł zacząć się lepiej. Artur Sobiech pierwszą bramkę dla Lechii strzelił już w 8. minucie. Flavio po otrzymaniu piłki na prawym skrzydle od razu posłał ją w pole karne Zagłębia. Nasz napastnik unikając spalonego i gubiąc krycie obrońcy dostawił nogę i wpakował piłkę do siatki.

Na drugą bramkę musieliśmy czekać tylko 8 minut! Po wspaniałej akcji, w której bardzo ważnym ogniwem był wracający po kontuzji Rafał Wolski Lechia podwyższyła prowadzenie. Techniczne podanie piętką w jego wykonaniu i piłka trafiła pod nogi Lukasa Haraslina, który pobiegł z nią w kierunku pola karnego z lewego skrzydła i płaskim dośrodkowaniem znalazł… a jakże – Artura Sobiecha, który drugi raz pokonał bramkarza Zagłębia.

Jeśli ktoś pomyślał, że Artur powiedział tym samym swoje ostatnie słowo, to nic bardziej mylnego.

Minęło zaledwie 25 minut, a nasz nowy nabytek miał już na koncie klasycznego hat-tricka!

Napastnik Lechii strzelił gola głową po dośrodkowaniu Wolskiego i kiepskiej interwencji obrońcy Zagłębia. Wcześniejsze dwie bramki zdobył prawą i lewą nogą. Pierwsza połowa dla byłego reprezentanta Polski ułożyła się idealnie. Najlepszego piłkarza 9. Kolejki Ekstraklasy chyba już poznaliśmy. Takie dokonanie na poziomie ekstraklasy to prawdziwa rzadkość.

W pierwszej odsłonie meczu świetnie zaprezentowała się jednak cała drużyna. Dwa słowa: Dyscyplina i wyrachowanie – to chyba najlepiej określa postawę Lechii w pierwszej połowie. W bloku obronnym również próżno było doszukiwać się jakichś usterek. Duet Augustyn-Nalepa po raz kolejny w tym sezonie pokazał wysoką klasę. Cały ofensywny potencjał Zagłębia został schowany do kieszeni. Właśnie takiej reakcji na ostatnią porażkę oczekiwaliśmy.

Na świetną grę swoich ulubieńców bardzo gorąco zareagowali kibice. Około 30. minuty spotkania na trybunach odpalono race, co zadymiło nieco meczową atmosferę. Sędzia musiał przerwać na chwilę spotkanie, ale najważniejsze, że po kilku minutach sytuacja się uspokoiła, a żadna z rac nie wylądowała na murawie.

Przed zmianą stron nie padła już żadna bramka. Pierwsza połowa ułożyła się perfekcyjnie: 3:0 i wyraźna różnica klas pomiędzy obiema drużynami. Starczy powiedzieć, że goście nie oddali żadnego strzału na bramkę Dusana Kuciaka.

W przerwie obaj trenerzy nieco „powędkowali”. W drużynie Lechii Ariel Borysiuk zmienił Daniela Łukasika. Mariusz Lewandowski zdjął natomiast Dziwniela i Slisza, a wpuścił Sirotowa i Bohara.

Co więc stało się w drugiej połowie? Dlaczego Lechia nie wygrała tego meczu?

Trudno w to uwierzyć, ale podopieczni Stokowca stracili koncentrację, poczuli się zbyt pewnie. Tymczasem Zagłębie zaczęło grać w piłkę, gryźć trawę i, co najgorsze, strzelać gole.

Czy zmiany dokonane między połowami wpłynęły na wydarzenia boiskowe? Tak – Zagłębie w 61. minucie zdobyło swojego gola. Akcja bramkowa poszła prawą stroną. Starzyński posłał płaskie podanie poza zasięgiem Kuciaka, a pewnym strzałem z pierwszej piłki gola zdobył świeżo wprowadzony Damjan Bohar. Dwie minuty później trener lubinian przeprowadził swoją ostatnią zmianę: W miejsce Adama Matuszczyka pojawił się Jakub Mares.

W 70. minucie meczu sędzia zdecydował się skorzystać z VAR-u. Wszystko dlatego, że Błażej Augustyn dotknął piłkę ręką w polu karnym. Arbiter słusznie podyktował jedenastkę dla gości, a Starzyński dość pewnie pokonał Kuciaka. Zagłębie po zmianie stron odzyskało czucie w nogach i na 20 minut przed końcem zrobiło się niepewne 3:2.

Siedemdziesiąt pięć minut, czyli bardzo dużo czasu jak na pierwszy ligowy mecz po kontuzji dostał dziś od trenera Rafał Wolski. Pomocnik w tym spotkaniu pokazał swoje – wypracował jedną z bramek i prezentował wysoki poziom. Nie ma wątpliwości, że jego powrót stanowi dla drużyny ogromne wzmocnienie.

Na dziesięć minut przed końcem meczu Karol Fila zgłosił uraz i musiał opuścić boisko. W jego miejsce na prawą obronę powędrował Joao Nunes.

Najgorsze nadeszło w 1. minucie czasu doliczonego. Zamieszanie w polu karnym Lechii zakończyło się golem wyrównującym. Piłka trafiła pod nogi Maresa, czyli jednego z rezerwowych Zagłębia, który doprowadził do podziału punktów. Rywale ustanowili tym samym wynik 3:3. Dwie połowy i dwa różne oblicza: w meczu padło aż 6 goli, a wszystkie na jedną bramkę.

Nie do wiary, że Lechia tego meczu nie wygrała. Spotkanie było przednim widowiskiem, ale zakończyło się remisem. Przed Lechią jednak kolejne wyzwania. Na powrót na zwycięską ścieżkę będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Oby jak najkrócej.