W tabeli PKO PB Ekstraklasy przy bilansie Lechii Gdańsk widnieje pierwsza wygrana. Niedzielny mecz z Górnikiem nie należał do najłatwiejszych, ale udało się wywieźć 3 punkty z trudnego terenu. Oto 5 rzeczy, które pokazało nam spotkanie na Stadionie im. Ernesta Pohla
Końcówki wciąż nerwowe
Do pewnego momentu wydawało się, że Biało-Zieloni mają ten mecz pod kontrolą. Najpierw prowadzili 2:0, a kiedy Zabrzanie zdobyli bramkę kontaktową, szybko udało się odskoczyć na 3:1. Oddanie inicjatywy i wyczekiwanie na okazje do kontrataku to naturalna kolej rzeczy w takiej sytuacji. Znów jednak nie udało się komfortowo dograć spotkania do końca. Kiedy Filipe Nascimento dał Górnikom nadzieję swoim strzałem w 82. minucie, Lechia przeszła do głębokiej defensywy.
Gości uratowała gorsza skuteczność ekipy ze Śląska i chaos w konstruowaniu przez nich akcji. Dość powiedzieć, że pojawiły się rozpaczliwe wybicia, a i wymiana kilku podań wydawała się niezwykłym osiągnięciem. Koniec końców Lechiści utrzymali prowadzenie, ale wielu kibiców z pewnością przeżywało nerwowe momenty, czy to na stadionie, czy przed telewizorami. Być może to kwestia przygotowania fizycznego, bo wydaje się, że w kilku meczach w tym sezonie w ostatnich minutach meczów po prostu brakowało "pary". Przerwa reprezentacyjna to dobry czas, by nad tym popracować.
Drużyna jest wszystkim
To, że udało się przetrwać napór gospodarzy, jest w dużej mierze zasługą pracy, jaką wykonała cała drużyna. Nie było spuszczania głowy i machania rękami, tylko walka o to, by zapewnić sobie i kibicom pierwsze zwycięstwo po powrocie do Ekstraklasy. Sam trener Grabowski podkreślał po meczu, że to było dla niego bardzo istotne. – Rozpatruję to przez pryzmat tworzenia drużyny, która z meczu na mecz dojrzewa i tworzy się na nowo – mówił szkoleniowiec na konferencji prasowej.
W zespołach, które walczą o utrzymanie, nie da się przecenić roli, jaką odgrywa duch drużyny. Tam, gdzie brakuje pod względem boiskowym, trzeba pokazać zaangażowanie. Rozbite ekipy szybko żegnają się z ligą, bo nie mają motywacji. Lechia do tej pory jest zgrana i zdeterminowana, by pozostać w stawce. Już teraz poskutkowało to awansem na 16. miejsce w tabeli. Małymi kroczkami ta ekipa wspina się wyżej.
Stałe fragmenty robią robotę
Warto zauważyć, że aż 2 gole zdobyte przez Biało-Zielonych padły po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry. Najpierw asystę z rzutu rożnego Rifeta Kapicia wykorzystał Elias Olsson, a później dobre ustawienie Bohdana Wjunnyka przy kolejnym kornerze poskutkowało skutecznym wykończeniem. To pokazuje bardzo dobrą pracę, jaką wykonuje sztab szkoleniowy w tym aspekcie. Szymon Grabowski chwalił pod tym względem zwłaszcza swojego asystenta – Radosława Bellę.
Mówi się, że jak nie idzie z gry, to trzeba polegać na stałych fragmentach. W przypadku Lechii nie jest to prawda, bo Gdańszczanie stworzyli sobie sporo sytuacji. Mimo tego, groźna broń, jaką są dogrania ze stojącej piłki, może przynieść drużynie z Trójmiasta sporo bramek w tym sezonie. Ofensywa należy do mocnych atutów Lechistów, co na pewno zaprocentuje podczas batalii o ligowy byt.
Obrona musi być lepsza
O ile trudno czepiać się dyspozycji ekipy z Gdańska w ataku, tak obrona mogłaby spisywać się lepiej. Para stoperów Elias Olsson – Bujar Pllana błysnęła w Zabrzu pod bramką rywali (gol Olssona, asysta Pllany), ale dostarczyła też sporo pracy Szymonowi Weirauchowi między słupkami. Przy bramce Pawła Olkowskiego linia defensywna zbyt łatwo pozwoliła na wbiegnięcie zawodnika w pole karne. Z kolei trafienie Nascimento było wynikiem nieporozumienia całego zespołu, przez co Portugalczyk miał masę czasu na oddanie strzału.
Gorszy dzień miał także Dominik Piła. Jego stroną hulali Erik Janża i Taofeek Ismaheel, którzy zdecydowanie zbyt często gościli w polu karnym Lechii. Biało-Zieloni wciąż czekają na pierwsze czyste konto w Ekstraklasie, co nie jest dziełem przypadku. 15 straconych bramek po 7 kolejkach jest najgorszym wynikiem w całej lidze. Przerwa reprezentacyjna to doskonały czas, by popracować nad tym elementem gry.
Pewność siebie rośnie
Najbliższe 2 tygodnie Lechiści spędzą zapewne w całkiem niezłych humorach. Zwycięstwo z Górnikiem pokazało, że drużyna idzie do przodu i progres był widoczny. Zespół na tle gospodarzy wyglądał bardzo dobrze, a z każdą kolejną minutą rosła pewność siebie wszystkich zawodników. Pierwsza połowa była idealnym przykładem na to, że Lechia potrafi narzucić swoje warunki rywalom. Zabrzanie długimi momentami byli zepchnięci do obrony, a ekipa z Gdańska tworzyła sobie sporo sytuacji.
Taki występ może stać się fundamentem, na którym trener Grabowski będzie mógł budować drużynę. Prawda jest taka, że chcąc nie chcąc, Biało-Zieloni muszą próbować grać ofensywnie, a do tego niezbędna jest pewność siebie. Najbliższy mecz z Radomiakiem (czyli 2. najgorszą defensywą Ekstraklasy) będzie dobrą okazją do udowodnienia sobie i kibicom, że można awansować z 1. Ligi, grać ładnie dla oka i osiągać dobre wyniki. To spotkanie za przysłowiowe 6 punktów.
źródło: własne