Lechia Gdańsk w sobotę przegrała 10. spotkanie w PKO BP Ekstraklasie. Mecz z GKS-em Katowice był w wykonaniu Biało-Zielonych równie bezbarwny, co inne występy w ostatnich tygodniach. Gospodarze obnażyli słabości zespołu z Trójmiasta i wygrali 2:0 bez większych problemów.

1. Gdzie defensywa nie może...

Na mecz w Katowicach Lechia wyszła w nowym ustawieniu, bo z trójką środkowych obrońców w pierwszym składzie. Na niewiele się to zdało, bo już od pierwszych minut zespół z Katowic z łatwością dochodził do kolejnych sytuacji strzeleckich. Jak stwierdzili komentatorzy tego meczu, utrata bramki już w 15. minucie gry i tak była najmniejszym wymiarem kary. Loup-Diwan Gueho, Bujar Pllana i Elias Olsson zrobili wszystko, co mogli, by dać gospodarzom jak najwięcej miejsca w polu karnym. Tu nie chodzi nawet o błędy całej formacji, ale o indywidualne pomyłki, których zamiast ubywać - przybywa z każdym kolejnym występem 

Lechiści stracili już 33 gole w 17 spotkaniach trwającego sezonu, co daje średnią blisko 2 bramek na mecz. Nie pomagają zmiany personalne, roszady ustawienia i praca na treningach. Każdy kolejny rywal nie musi się trudzić, by przełamać blok defensywny Biało-Zielonych, ponieważ piłkarze z Gdańska bardzo ułatwiają to zadanie. Sytuacja wygląda tak, że bez prawdziwych wzmocnień obrony, na które się nie zanosi, ekipa z Trójmiasta nie będzie w stanie załatać dziur z tyłu. Nie zmieni tego przyjście Johna Carvera ani żadnego innego cudotwórcy. Na chwilę obecną to największy boiskowy problem klubu.

2. ...tam atak nie pomoże

Warto jednak zaznaczyć, że problemy z tyłu mogłyby nie być tak uwypuklone, gdyby nie równie nędzny dorobek formacji ofensywnej. W ostatnich 4 meczach Lechia mogła świętować zdobytą bramkę tylko raz - z Cracovią. W dodatku zdobył ją Bujar Pllana, a więc obrońca. Ostatnie trafienie napastnika to z kolei mecz z Piastem Gliwice, ale gol Bogdana Wjunnyka był zasługą Camilo Meny, a Kolumbijczyka od tego czasu nie było już w kadrze zespołu ze względu na kontuzję. Biało-Zieloni nie kreują szans, a stałe fragmenty gry, które były tak pomocne w początkowym etapie bieżącej kampanii, nie przynoszą właściwie żadnych efektów.

Właściwie o żadnym z Lechistów, którzy grają z przodu, nie da się powiedzieć, że jest w dobrej formie. Bogdan Wjunnyk stara się stwarzać zagrożenie, ale często bywa niedokładny. Maksym Chłań wciąż zmaga się z bólem i nie wygrywa pojedynków. Z kolei Kacper Sezonienko dał w Katowicach dobrą zmianę, jednak we wcześniejszych spotkaniach również zawodził, za co spotykała go ogromna krytyka mediów i kibiców. Jeśli dodać do tego przeciętną dyspozycję Tomasza Wójtowicza czy chociażby Antona Tsarenki, rysuje się nieciekawy obraz. Być może powroty Meny i Tomasza Bobcka będą remedium na marazm ofensywny Biało-Zielonych.

3. Uwolnić Kapicia

Zdecydowanie najgorszym, co mogło przytrafić się Lechii w tym trudnym sezonie, jest słabsza dyspozycja jej kapitana. Rifet Kapić to najlepiej wyszkolony piłkarz w kadrze drużyny, ale od dawna nie był w stanie pokazać pełni swoich umiejętności. Spora w tym zasługa jego ustawienia na boisku. Grając obok Antona Tsarenki i Ivana Żelizko, musi zajmować pozycję środkowego, a nie ofensywnego pomocnika, przez co wiele sił wkłada w destrukcję. Cierpi na tym nie tylko on, ale i cały zespół. Rzadko obserwujemy Bośniaka wyżej, czyli tam, gdzie jego technika i dokładne podania mogłyby zrobić różnicę.

Ten problem nie jest zresztą czymś nowym, bo kapitan od dawna jest ustawiany niżej. W defensywie trudno oczekiwać od niego cudów, co zresztą wielokrotnie pokazał, chociażby w Katowicach, gdzie przy premierowym trafieniu gospodarzy krył pustą przestrzeń we własnym polu karnym. Kapić powinien operować w środku i być tym graczem, który zarządza budowaniem akcji ofensywnych Lechistów. Ma wszystkie potrzebne do tego narzędzia, a więc przegląd pola i doskonałą technikę. Mając na boisku Maksa Chłania czy Kacpra Sezonienkę, trudno wyobrazić sobie lepszego rozgrywającego, który mógłby obsłużyć szybkich skrzydłowych.

4. Brak impulsu

Zwolnienie Szymona Grabowskiego miało być dla drużyny szokiem, o czym mówił chociażby Dominik Piła. Wygląda jednak na to, że piłkarze nie dostali nowego impulsu, który zmieniłby coś w ich grze. W starciu z GKS-em zaprezentowali się tak samo bezbarwnie, jak w meczach z Pogonią, Koroną i Cracovią. Zabrakło determinacji, woli walki i jakiejkolwiek wyrazistości w ich poczynaniach. Nie dziwią zatem słowa Radosława Belli po kolejnej porażce. - Potrzebny nam reset i mam nadzieję, że zacznie się on od poniedziałku. Już z nowym trenerem. I że z dozą optymizmu wejdziemy w nowy tydzień - mówił szkoleniowiec na konferencji prasowej. Trudno odmówić mu racji, bo Lechia wcale nie wyglądała, jakby potrzebowała punktów w Katowicach.

Czy piłkarzom brakuje motywacji? A może uważają już, że sprawa i tak jest już przegrana? Na tym etapie sezonu trudno mówić jeszcze o pewnym spadku, chociaż sytuacja nie jest kolorowa. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że do bezpiecznego miejsca brakuje 6 punktów, zawodnicy każde spotkanie powinni traktować jak mecz o wszystko. Każde zdobyte oczko i strzelony gol mają znaczenie, więc zwyczajnie dziwi marazm, w jaki wpadł zespół. Być może pozytywna reakcja objawi się w starciu ze Śląskiem, ale ekipa z Wrocławia także walczy o utrzymanie, zatem należy spodziewać się trudnej przeprawy.

5. Wielkie wyzwanie Johna Carvera

I tutaj właśnie pojawia się John Carver. Już w trakcie meczu w Katowicach informowaliśmy, że to Anglik zostanie nowym szkoleniowcem Lechii Gdańsk. Patrząc w jego CV, można zauważyć Newcastle United, West Bromich Albion czy Omonię Nikozja. Trener już pracuje z zespołem, chociaż wiadomo też, że łączy te obowiązki z pracą w roli asystenta w reprezentacji Szkocji. Przykładowo w marcu podczas przerwy na kadrę, będzie zmuszony zostawić drużynę pod opieką sztabu. Czy to dobra wiadomość? Biorąc pod uwagę to, że Biało-Zieloni muszą poprawić mnóstwo rzeczy, takie sygnały nie napawają optymizmem.

Trzeba zadać sobie pytanie, jak będzie wyglądała kadra Lechii przed rundą wiosenną. Dzisiaj dowiedzieliśmy się o odejściu Conrado, a i inni piłkarze mogą być sprzedani albo odejść z własnej woli. Nie zapowiada się również, by kadra miała zostać wzmocniona. Końcówka roku jest w wykonaniu zespołu z Trójmiasta katastrofalna i tylko słabszej formie innych drużyn Biało-Zieloni zawdzięczają to, że wciąż są w walce o utrzymanie. Starcie z Gieksą było kolejnym dowodem problemów boiskowych, które ciągną się właściwie od początku sezonu. Trudno oczekiwać, że ktoś, kto nie zna polskich realiów, będzie w stanie wycisnąć z drużyny coś więcej niż poprzednicy.

źródło: własne