Swoje zmagania w PKO BP Ekstraklasie w sezonie 2024/2025, Lechia rozpoczęła od wyjazdowego remisu 1:1 ze Śląskiem Wrocław. Podział punktów ze świeżo upieczonym wicemistrzem Polski, wydawał się być całkiem niezłym wynikiem. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że Lechia występuje w bieżącym sezonie w roli beniaminków. Był to także jedyny mecz, po którym Biało-Zieloni zajmowali miejsce w czołowej 10.
Jakikolwiek optymizm po meczu przyjaźni, został jednak szybko stłumiony w następnych dwóch kolejkach. Lechia uległa kolejno Motorowi Lublin i Lechowi Poznań. O ile to, że poznaniacy są raczej poza zasięgiem gdańszczan było raczej oczywiste, o tyle porażka z Motorem może już zostać uznana za zawód. Następnie przyszedł remis z Zagłębiem Lubin, a po nim porażka z Puszczą Niepołomice. I to 4:1. Wtedy to Lechia po raz pierwszy zawitała do strefy spadkowej.
Nadzieję w serca kibiców wlała 6. kolejka i domowe spotkanie z Rakowem Częstochowa. Goście wprawdzie wywieźli z Gdańska 3 punkty, jednak gra Biało-Zielonych na tle wymagającego rywala, prezentowała się całkiem nieźle. Do 87. minuty gdańszczanie utrzymywali się nawet na prowadzeniu. Wreszcie w 7. kolejce nastąpiło wyczekiwane przełamanie i pierwsze zwycięstwo, 3:2 z Górnikiem Zabrze. Następna seria spotkań to kolejne zwycięstwo, tym razem 1:0 z Radomiakiem Radom. Wtedy wydawało się, że coś się w tej drużynie ruszyło i w końcu zacznie ona punktować. Nic bardziej mylnego, mecz z Radomiakiem był ostatnim kompletem punktów, zdobytym przez Lechię w trwającym sezonie.
Niezły mecz Lechia rozegrała kolejkę później w Białymstoku, jednak ostatecznie uległa tamtejszej Jagielloni 2:3. I od tamtego momentu, Lechia pędzi w dół równi pochyłej, i nic nie zapowiada żeby się zatrzymała. Następnie przyszedł remis 1:1 z Widzewem Łódź i porażka w ostatnich minutach ze Stalą Mielec. Przegrana z Legią była raczej do przewidzenia, choć pochwalić należy gdańskich kibiców, którzy w liczbie 25 tysięcy pojawili się na stadionie. Po tym przyszedł chwilowy przebłysk, który wystarczył jednak do wywiezienia z Gliwic zaledwie punktu. Później przyszedł czas na domowy mecz z Cracovią, gdzie po fatalnej pierwszej połowie, niezłe 45 minut nie wystarczyło na dogonienie wyniku i Lechia przegrała 1:2.
Wyjazd do Kielc to z kolei bezbramkowy remis po niesamowicie nudnym spotkaniu. Dotarliśmy wreszcie do domowego starcia z Pogonią Szczecin. Goście spod naszej zachodniej granicy, nie potrafili się w tym sezonie przełamać i uzyskać kompletu punktów na wyjeździe. Udało im się to, a jakże, na Polsat Plus Arenie w Gdańsku, gdzie łatwo pokonali Lechię 0:3. Był to mecz, który wyczerpał cierpliwość Paolo Urfera do trenera Szymona Grabowskiego.
Następna kolejka to już porażka w Katowicach, która zakończyła rundę jesienną w wykonaniu Lechii. W tamtym spotkaniu drużynę poprowadził duet Blackwell-Bella. Po 17 seriach gier, Biało-Zieloni zajmują przedostatnie miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy z zaledwie 11 punktami na koncie. Gorszy jest tylko Śląsk Wrocław, który traci do Lechii tylko jedno oczko. Strata pomiędzy gdańszczanami a bezpiecznym miejscem dającym utrzymanie, to na ten moment 6 punktów, a więc blisko połowa dotychczasowego dorobku. W najbliższej kolejce, będącej ostatnią w tym roku, Lechia podejmie właśnie wspomniany wcześniej Śląsk. To spotkanie zadecyduje o tym, kto przezimuje na samym dnie ligowej tabeli, i jednocześnie zainauguruje rundę rewanżową. Będzie to również pierwsze spotkanie, w którym zespół poprowadzi John Carver.
Patrząc na ten obraz, nie ulega wątpliwości, że Lechia potrzebuje wzmocnień. Jest kilku zawodników, którzy z pewnością zasługują na słowa pochwały. Trudno zarzucić coś choćby Szymonowi Weirauchowi czy Camilo Menie, którzy jako jedni z nielicznych pokazywali w tej rundzie poziom godny Ekstraklasy. Jesienią zespół trapiły również kontuzje istotnych graczy. Przed Lechią teraz bardzo istotne miesiące, które zadecydują czy będzie ona w ogóle w stanie nawiązać walkę o utrzymanie w lidze.
źródło: własne