Coraz mniej czasu pozostało do meczu Śląsk - Lechia (początek o godz. 20.30). Maciej Makuszewski wierzy w zwycięstwo i zapowiada zemstę na rywalu za dwa poprzednie spotkania.
Przed Lechią kluczowy - wydaje się - mecz w kontekście walki o europejskie puchary.
- Rzeczywiście to może być duży krok do tego, by być przynajmniej na czwartym miejscu na koniec sezonu. Nie ma Sebastiana Mili i Kuby Wawrzyniaka, ale mamy innych zawodników, którzy są głodni gry. Myślę, że kilku chłopaków, którzy siedzieli do tej pory na ławce rezerwowych też chcą dołożyć jakąś cegiełkę, żeby ta drużyna była jak najwyżej w tabeli.
Niektórzy zawodnicy nie zagrają na swoich nominalnych pozycjach, co też może mieć wpływ na końcowy wynik.
- Mamy jakieś swoje przypuszczenia co do tego, kto będzie grał. To jednak niech na razie zostanie w szatni. Przede wszystkim trzeba się dobrze nastawić mentalnie na ten mecz. Śląsk ostatnio nam nie leżał, ponieśliśmy dwie bolesne porażki. Trzeba jednak patrzeć w przyszłość.
Bilans ze Śląskiem w obecnym sezonie to dwie porażki, bramki 1-7.
- Jest w nas swego rodzaju chęć zemsty na rywalu. Podchodzimy jednak do spotkania z pokorą i szanujemy przeciwnika. Śląsk - tak samo jak my - ma dużą szansę na europejskie puchary, tym bardziej patrząc na ich kalendarz. Myślę, że jeśli zagramy "swoje", będziemy w stanie wygrać.
"Maki" zakładał sobie przed sezonem strzelenie przynajmniej dziesięciu bramek. Droga do tego jednak daleka.
- Na razie mam sześć bramek. Będzie ciężko, ale to nie jest niemożliwe. Mogę strzelić cztery gole w jednym meczu jak Arkadiusz Piech i będę mieć spokój (śmiech). Zobaczymy jak dalej się wszystko ułoży.