Znów to zrobili. Piłkarze Lechii po raz kolejny uciekli spod topora i ostatecznie zremisowali na trudnym terenie w Zabrzu 2:2. Górnik prowadził już 2:0, ale w końcówce spotkania dwukrotnie do siatki trafił Łukasz Zwoliński i ostatecznie biało-zieloni wracają do domu z jednym punktem.
Łukasz Zwoliński strzelił gola w trzecim ligowym meczu z rzędu. Trafił w Lubinie z rzutu karnego, przed tygodniem strzelił gola Arce, a teraz popisał się dubletem w Zabrzu. W dwóch ostatnich spotkaniach wchodził na boisko jako rezerwowy. Po takich liczbach należy spodziewać się go wkrótce w wyjściowym składzie. Nie kosztem Flavio Paixao, a może warto wypróbować wariant z dwoma napastnikami? Końcówka meczu w Zabrzu pokazała, że może być to dobre rozwiązanie.
W Zabrzu Lechia męczyła się długo. Tak naprawdę dopiero ostatni kwadrans pokazał, że gdańszczanom mocno zależy na wyrwaniu choćby punktu. Do tego momentu trudno było pochwalić kogokolwiek. Biało-zieloni mieli swoje szanse, natomiast brakowało skuteczności, a tych okazji też nie było jakoś mnóstwo. Zdecydowaną przewagę miał Górnik i wydawało się, że gospodarze sięgną po komplet punktów. Okazało się jednak inaczej, bo trener Piotr Stokowiec wpuścił Zwolińskiego, ale i Kenny Saiefa, który dał bardzo dobrą zmianę. Z jednej strony jest to nos szkoleniowca, ale z drugiej... szkoda, że znów nie postawił (przynajmniej na "Zwolaka") od 1. minuty.
Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem totalnej dominacji Górnika. FC Barcelona parę lat temu mogła pochwalić się środkiem pola Xavi, Busquets, Iniesta. W Lechii rolę środkowych pomocników pełnili w Zabrzu Patryk Lipski, Maciej Gajos oraz Tomasz Makowski. Jak możecie się domyślić, większość akcji biało-zielonych w tym meczu rozgrywana była skrzydłami, bo w centralnej części boiska dominowali zabrzanie. Pomocnicy Lechii w prostych sytuacjach tracili piłkę (Makowski z całej trójki wyglądał najlepiej), a Górnik momentalnie wyprowadzał kontrataki. Przynajmniej dwukrotnie po przechwycie i szybkim ataku gospodarze mogli w pierwszej połowie strzelić gola, jednak na posterunku był Dusan Kuciak, ale też stoperzy, którzy robili, co mogli, żeby naprawiać błędy kolegów. A tych było całe mnóstwo.
Nieporozumieniem była postawa Karola Fili w 19. minucie. Górnik miał rzut rożny, dośrodkowanie... i Fila się przewrócił. Kuciak odbił pierwszy strzał, ale wobec dobitki Erika Jirki był już bezradny. Piłkarz Górnika był kompletnie niepilnowany w polu karnym, ponieważ Fila cały czas leżał. Miał czas, żeby wstać, ale postanowił oglądać całą sytuację z parteru. Co prawda sędzia Tomasz Musiał skonsultował całą sytuację z wozem VAR, natomiast o żadnym przewinieniu nie było mowy. To drugi kolejny mecz, w którym Fila zawalił bramkę (w derbach Trójmiasta w dziecinny sposób sprokurował rzut karny). Dobrze, że w późniejszych minutach wyczyścił głowę, zapomniał o pomyłce i grał przyzwoicie, chętnie podłączając się do akcji ofensywnych.
Jak wspomnieliśmy, Górnik już do przerwy mógł prowadzić wyżej, to on zdecydowanie dominował, ale z drugiej strony też jakieś sytuacje były. Niewiele, natomiast nie było tak, że biało-zieloni nic nie robili. Najlepszą okazję zmarnował Flavio Paixao (strzał głową, po którym obrońca Górnika wybijał piłkę z linii bramkowej). Gdańszczanie grali zrywami, mieli tylko momenty niezłej gry. Gdy tylko przyspieszyli, to robiło się groźnie w "szesnastce" zabrzan. Problem w tym, że przyspieszali zbyt rzadko.
Kibice mieli nadzieję, że była to gorsza połowa w meczu i po przerwie - jak w derbach - sytuacja zmieni się o 180 stopni. Zadanie było jednak o tyle utrudnione, że do Zabrza w ogóle nie pojechał Conrado, który nabawił się kontuzji mięśniowej.
W zaistniałej sytuacji wynik meczu musiał ratować Zwoliński. Najpierw strzelił gola zza pola karnego po ładnym kierunkowym przyjęciu i precyzyjnym strzale tuż przy słupku, a następnie doskonale wstrzelił się w linię spalonego i z zimną krwią wykorzystał sytuację na piątym metrze. Znów mieliśmy w użyciu VAR, natomiast powtórki pokazały, że o żadnym spalonym nie było mowy. Przy golu na 2:1 warto docenić bardzo ładną asystę Kenny Saiefa.
A Zwoliński? Mógł mieć nawet hat tricka, jednak jeszcze przy stanie 1:0 kapitalnie po strzale napastnika Lechii interweniował Martin Chudy. Co ciekawe, po chwili Górnik przeprowadził kontrę na 2:0.
Biało-zieloni wykazali się jednak ambicją, do samego końca dążyli nawet do zwycięstwa. Aż żal, że spotkanie nie potrwało o parę minut dłużej, choć z drugiej strony niepokoić może fakt, że po raz kolejny powtarza się scenariusz, w którym to rywal musi strzelić jednego czy drugiego gola, po czym dopiero Lechia się budzi.
Górnik Zabrze - Lechia Gdańsk 2:2 (1:0)
Bramki: Jirka (19., 66.) - Zwoliński (79., 87.)
Górnik: Chudy - Vassilantonópoulos, Wiśniewski, Bochniewicz, Janža Ż - Jirka, Procházka Ż, Manneh (63. Matuszek Ż), Giakoumákis (58. Zapolnik), Jiménez - Angulo (85. Koj).
Lechia: Kuciak - Fila, Nalepa, Maloca, Pietrzak (74. Saief Ż) - Mihalik, Makowski, Lipski (56. Mladenović), Gajos, Ze Gomes (46. Zwoliński) - Flavio Paixao.
źródło: własne