To miał być wstępniak. Zabawny. Ale chyba nikomu z nas nie jest do śmiechu.

A i sytuacja zaczyna być mało zabawna. Uprzedzę jednak dramatyczne komentarze:
Czy Lechia utrzyma się w Lidze? Tak.

Czy awansuje do grupy mistrzowskiej. Najprawdopodobniej lecz nie będzie to takie łatwe jak wszyscy zakładaliśmy przed sezonem.
Czy wywalczy miejsce premiowane pucharami? Nawet przy kolejnych jajach licencyjnych i obniżaniu potencjalnego miejsca które daje awans do pucharów, przy obecnej sytuacji stanowcze NIE.

Chciałoby się powiedzieć: „Kolejny bezbarwny mecz Lechii”. Ale sugerowałoby to brak plus jak i brak minusów. A te drugie dziś przebijały nieliczne plusy. Na oczy przede wszystkim rzucało się fatalne wręcz wyprowadzanie piłki z obrony do ataku. Nie jest to tylko wina obrony czy pary środkowych pomocników, owszem popełnili oni swoje błędy, ale przede wszystkim nie mieli do kogo grać.

Do niedawna chciałem bronić trenera Machado. Argumenty wszyscy znamy, że przy tylu transferach trzeba czasu. Teraz już mi się nie chce. Czas był. Mieliśmy nawet mini zgrupowanie podczas przerwy reprezentacyjnej, a zespół zamiast grać lepiej gra gorzej. Co gorsza sam trener przejawia syndromy braku wiary we własne umiejętności, albo po prostu braku takowych. Jeśli posiadał by ową wiarę, po zgrupowaniu i po słabym meczu w Bełchatowie, powinien powiedzieć coś w stylu „Mecz nam nie poszedł, ale przepracowaliśmy zgrupowanie i teraz może być tylko lepiej”. Machado jednak sam nie wierzył w swoje umiejętności i po raz kolejny zamieszał składem, zamiast wybrać żelazny wyjściowy. Taki Vranjes, wiadomo ma gorszy okres gry, ale czy miewa momenty? Tak. Jakie są to momenty? Zazwyczaj takie w których potrafi bramkę bądź sytuacje wypracować. Zamiast niego widzimy za to w składzie dwóch defensywnych (jeśli nie mocno defensywnych) pomocników Borysiuk-Łukasik, którzy dosyć słabo wypełniali dziurę między formacjami defensywnymi a ofensywnymi.

Wszyscy wspominamy czasy Moniza, który przyszedł i z marszu zaczął osiągać dobre (w miarę) wyniki. Pamiętać trzeba jednak, że Moniz dostał drużynę zgraną (tu znów: w miarę) i wybieganą (tu dla odmiany zapewne, bo z tego co słyszymy od zawodników, u trenera Probierza trzeba zapier.... pracować). Przypomnijmy sobie jaki był „nowy-stary” trener Lechii, wulkan energii przy linii skakał, krzyczał i machał rękoma. Zapewne taki sam był w szatni i naszych piłkarzy potrafił zmotywować. Oczywiście Lechia na ten sezon jest mniej zgrana, może nie tak bardzo jak to czytamy w mediach, gdyż zawodnicy którzy grają w wyjściowym składzie w większości grają już kolejny sezon w Gdańsku, bądź przepracowali cały okres przygotowawczy. Z nowych wynalazków na boisku mamy 2-3 zawodników. Czy zespół jest mniej wybiegany? Nie wygląda na to więc wątpię. Teraz spójrzmy na Machado przy linii. Ręce w kieszeni, czasem coś krzyknie, ale parę powtórzonych po sobie „Hey” za bardzo obrazu apatii nie zmienia.  To kolejna wada trenera.

Kolejną sprawą jest nowy zaciąg w Lechii.  Mało kto wymieni wszystkie nowe nazwiska, tak uczciwie z pamięci. 80% z nich jeśli w ogóle wchodzi na boisko, to nie pokazuje na nim absolutnie nic. Za nich wchodzą kolejni i dalej to samo. W zeszłym sezonie przykładowo zdarzało nam się skrytykować Maderę, a teraz myślę, że chętnie wymienilibyśmy takiego Valente za Maderę, a Mirandę i Malbasicia dodali gratis. Tak więc nie cała wina spada na Machado. Powiedzmy tak 60-40.

O ile dziś bramka nie powinna zostać uznana i to prawdopodobnie dwukrotnie nie uznana! To niestety nasza gra nie zasługiwała na zwycięstwo, a i co do remisu mam wątpliwości.

Zobacz również oceny pomeczowe