Piątkowy mecz Lechii Gdańsk z Legią Warszawa miał być wielkim piłkarskim świętem. Na trybunach Polsat Plus Areny zgromadziło się 25 tysięcy kibiców. Niestety w rolę jednego z nich wcielił się Bujar Pllana. Kosowianin nie tyle przeszedł obok spotkania, co obok stadionu.
To nie pierwszy raz, gdy popisy Pllany słono kosztują Lechię. Biało-Zieloni stracili już 23 gole w trwającym sezonie Ekstraklasy. Powiedzieć, że rywale sporą część trafień zawdzięczają postawię środkowego obrońcy, to nic nie powiedzieć. Wydaje się, że gdyby Bujar miał pokryć słup drogowy, to ten i tak by mu uciekł. W piątek znów wystąpił w niechlubnej roli wytrycha oponentów w defensywie Lechistów. Kto wie, czy to, że Kosowianin zaliczy pauzę za nadmiar żółtych kartek, nie wyjdzie wszystkim na dobre. Zresztą już w trakcie spotkania z Legią powinien był wylecieć z boiska, ale arbiter oszczędził go po ostrym wejściu w nogi Wojciecha Urbańskiego. Paradoksalnie czerwona kartka mogłaby uchronić ekipę z Gdańska przed późniejszymi wydarzeniami.
W grze Pllany rzuca się w oczy ciągłe rozkojarzenie i ogromna niepewność. Gdy trzeba być blisko krytego zawodnika, zostawia za dużo miejsca. Gdy musi wybić piłkę, podaje do rywala, jak było chociażby w sytuacji, gdzie mógł zanotować "asystę" do Marca Guala. O wyprowadzaniu akcji przez Kosowianina nie ma sensu nawet wspominać, bo zazwyczaj traci futbolówkę jeszcze zanim ktokolwiek mrugnie. Taka postawa piłkarza z numerem 44 była już kilkukrotnie tematem pytań na konferencjach pomeczowych, ale do tej pory Szymon Grabowski nie czynił z postawy podstawowego defensora większego problemu. Po spotkaniu z Górnikiem przyznał, że Bujar popełnia błędy, ale da się to zmienić na treningach.
Od tamtej pory minął już z górą miesiąc, ale nie widać wielkiej zmiany. Pllana w starciu z Legią zawalił bramkę na 0:1, po której z Lechii zeszło powietrze. Obrońca miał na nodze piłkę, którą Gual zgrał głową do Morishity, ale popełnił prosty błąd techniczny, a Japończykowi pozostało tylko pokonać Szymona Weiraucha z najbliższej odległości. Kosowianin zachował się w tej sytuacji jak trampkarz, a nie piłkarz Ekstraklasy. Chwilę później Wojskowi podwyższyli prowadzenie i było praktycznie po meczu. Warto zaznaczyć, że do momentu pomyłki stopera wcale nie było oczywistym, że to goście zejdą z murawy z pełną pulą. Biało-Zieloni nie grali wybitnego spotkania, ale dzielnie stawiali się podopiecznym Goncalo Feio.
Długo @LegiaWarszawa nie potrafiła trafić do siatki rywala, ale jak już się udało, to dwukrotnie w ciągu pięciu minut! 💥 Bramki zdobyli Ryoya Morishita i Kacper Chodyna! 👏🔝 📺 Mecz Lechii z Legią trwa w CANAL+ SPORT, CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrTue pic.twitter.com/fvIJJwbdqt
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) October 18, 2024
Wiadomo już, że do Gliwic Pllana nie pojedzie ze względu na kartki. Trudno zresztą stwierdzić, czy po swoich popisach utrzymałby miejsce w składzie. Odpoczynek może mu wyjść tylko na dobre, bo z pewnością potrzebuje odbudowania się po fatalnym początku sezonu. Z opcji na środku obrony Szymonowi Grabowskiemu pozostają w odwodzie Andrei Chindris i Loup-Diwan Gueho. Być może któryś z nich zaskoczy dobrą formą i wskoczy do podstawowej 11 na dłużej. Bujara też nie należy jeszcze skreślać, ale jeśli nie zmieni czegoś w swojej grze, będzie dużym obciążeniem w walce o utrzymanie. A to przecież jego postawa w dużej mierze przyczyniła się do tego, że Lechia musi bronić się przed degradacją.
źródło: własne