Lechia Gdańsk wygrała arcyważne spotkanie z Zagłębiem Lubin. Wynik 1:3 to świadectwo dobrej formy Biało-Zielonych. Ich gra w meczu z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie naprawdę mogła się podobać.
1. Świat swoje, a my swoje
W tygodniu poprzedzającym poniedziałkowe spotkanie oczy całej Polski skierowane były na Gdańsk, ale głównie z powodów pozaboiskowych. Lechia nie dopełniła terminu spłaty raty za Tomasza Wójtowicza i nie wiadomo było, czy mecz w Lubinie w ogóle się odbędzie. Na boisku nie było jednak tego widać. Biało-Zieloni znów pokazali, podobnie jak w Lublinie, że interesuje ich tylko gra w piłkę i zdobywanie punktów. Efekt? Druga wygrana z rzędu i zmniejszenie dystansu do bezpiecznych pozycji. Trudno wyobrazić sobie bardziej optymistyczny scenariusz i lepszy zastrzyk nadziei.
John Carver i drużyna praktycznie przez całą przerwę zimową musieli pracować ze świadomością kłopotów organizacyjnych w klubie. Wydaje się, że Anglik stara się odciągnąć uwagę swoich podopiecznych od tego problemu i skupić ją na grze w piłkę. Jak na razie, ten sposób sprawdza się znakomicie, bo Lechiści wyglądają jak solidna ekstraklasowa ekipa, a nie potencjalny spadkowicz. 7 punktów w 3 ligowych spotkaniach w 2025 roku to bardzo dobry wynik, pozwalający realnie myśleć o szybkiej ucieczce ze strefy spadkowej. Gdańszczanie każdym kolejnym występem udowadniają, że mentalnie trudno będzie ich złamać.
2. Skuteczność na poziomie
Po raz pierwszy od 25 października Biało-Zieloni zaliczyli 3 trafienia w meczu Ekstraklasy. Od tamtej pory aż do poniedziałku nie byli w stanie zdobyć więcej niż jednego gola. 3 bramki w Lubinie to zasługa nie tylko dobrej kreacji, ale przede wszystkim poprawiającej się skuteczności. Tomasz Bobcek w meczu z Lechem wpisał się na listę strzelców po raz pierwszy od sierpnia, a w Lubinie skompletował dublet. Słowak jest w świetnej formie: pokazuje się do gry, wygrywa pojedynki i notuje ważne odbiory, a przede wszystkim wywiązuje się z bycia snajperem. Nie wypada też zapominać o Bogdanie Wjunnyku, który co prawda nie może się pochwalić zdobyczami, ale przeciwko Zagłębiu zaliczył asystę.
Po starciu z Kolejorzem dużo mówiło się o braku skuteczności Lechistów, więc odpowiedzieli 3 golami w następnej kolejce. A to wszystko przy zaledwie 1.18 xG! Dla porównania Zagłębie wykręciło w tej statystyce wynik 1.68. Już po victorii nad Śląskiem Bogdan Wjunnyk chwalił sobie metody treningowe Johna Carvera, mówiąc, że zajęcia pomagają w poprawieniu skuteczności. Za kadencji Anglika Biało-Zieloni nie zaliczyli jeszcze 90 minut bez trafienia, a jeżeli utrzymają dotychczasowy poziom, ta seria może potrwać jeszcze ładnych kilka kolejek. Kolejnym sprawdzianem dla formacji ofensywnej będzie niedzielna konfrontacja z Puszczą.
3. Weirauch bez strachu
Bardzo udany powrót na stare śmieci zaliczył Szymon Weirauch. - Wracam do miejsca, w którym się wychowałem i grałem przez prawie dziesięć lat - mówił przed meczem Onetowi. Między słupkami wcale jednak nie wyglądał na człowieka, który przeżywał sentymentalne momenty albo walczył z tremą. Imponował pewnością i opanowaniem, a przede wszystkim kilkukrotnie ratował Lechię przed utratą bramki. W Lubinie miał bowiem zdecydowanie więcej pracy niż przy okazji spotkania z Lechem. Obronił 7 z 8 strzałów, które zmierzały w jego kierunku i stał się jednym z bohaterów Biało-Zielonych. Gdyby nie jego interwencje, wynik mógł wyglądać zupełnie inaczej.
W trakcie rundy jesiennej walka o miejsce w bramce była bardzo wyrównana. Teraz Bogdan Sarnawski ma problemy zdrowotne, a 20-latek wykorzystuje swoje 5 minut do granic możliwości. Najlepszy młodzieżowiec września znów prezentuje znakomity poziom. Chociaż wciąż nie imponuje grą nogami, świetnie wygląda między słupkami, co pokazuje zawsze, kiedy tylko gra. Dobrze znosi stres i daje Biało-Zielonym punkty. W Lubinie musiał znosić wiele mało eleganckich docinek, ale puszczał je mimo uszu i pokazał się z fantastycznej strony. Zagłębie może tylko żałować, że wypuściło taki talent z rąk, natomiast Lechia ma w swoich szeregach dwóch bardzo dobrych goalkeeperów.
4. Stare demony odparte
Z pewnością wielu kibicom Biało-Zielonych szybciej zabiły serca, gdy w 79. minucie piłkę do bramki zapakował Mateusz Wdowiak. W końcu ile to już razy w trwającym sezonie Lechiści tracili punkty w końcówkach? Za przykład niech posłuży pierwszy mecz z Zagłębiem, gdzie Miedziowi wyrównali w 76. minucie i pozbawili gdańszczan szansy na zdobycie 3 punktów. Podobnie rzecz miała się także w spotkaniu z Piastem, który zresztą dał radę wyjść na remis ze stanu 1:3. Tym razem było jednak inaczej. Chociaż Lechia faktycznie przeszła do głębokiej obrony, nie pozwoliła rywalom na kolejne trafienia i ostatecznie wywiozła z Lubina zwycięstwo.
Przez bardzo długi czas końcówki były prawdziwą zmorą Lechii i kosztowały ją cenne punkty. Wiele mówiło się o słabym przygotowaniu fizycznym do rozgrywek i słabej mentalności. Tym bardziej należy więc docenić postawę Biało-Zielonych w poniedziałkowym meczu. Gdańszczanie wywalczyli sobie to zwycięstwo od początku do końca i potrafili przetrwać najtrudniejsze momenty. Waga determinacji bywa we współczesnej piłce deprecjonowana, ale właśnie takie spotkania pokazują, ile znaczy odpowiednie nastawienie. John Carver nie przeprowadził wielkiej rewolucji taktycznej, skupiając się na motywowaniu piłkarzy i zaszczepieniu im woli walki oraz pewności siebie. Póki co przynosi to efekty i wygląda na to, że demony z jesieni powoli zaczną odchodzić w niepamięć.
5. Obrona do poprawy
Nastawienie to jedno, ale trzeba jeszcze przełożyć je na murawę. Miedziowi pokazali, że Lechiści nie stanowią monolitu obronnego. Zagłębie oddało w tym meczu aż 22 strzały, z czego 8 celnych. To Szymon Weirauch musiał interweniować częściej niż Dominik Hładun, bo defensywa Biało-Zielonych zwyczajnie przeciekała. O ile boczni defensorzy, a więc Dominik Piła i Miłosz Kałahur, radzili sobie dobrze z zatrzymywaniem rywali, tak Elias Olsson i Bujar Pllana często nie potrafili upilnować piłkarzy z Lubina w polu karnym. Tylko cud (i oczywiście wysiłki Weiraucha) sprawił, że Dawid Kurminowski nie wpisał się na listę strzelców. Pluć w brodę mogą sobie też jego koledzy.
Para stoperów ekipy z Gdańska zanotowała progres w porównaniu z jesienią i już nie popełniają głupich błędów, lecz zbyt często są za daleko od atakujących zawodników rywali. Dodatkowo mają sporo problemów z decyzyjnością przy obronie kontrataków. Zwłaszcza Pllana, który kilkukrotnie dał się zaskoczyć, będąc wysoko ustawionym. Usprawiedliwia Bośniaka i Szweda to, że większe rozkojarzenie pojawiło się dopiero przy wyniku 0:3, ale powinni pracować nad tym, by rozgrywać równe, solidne spotkania. John Carver chce odsuwać ciężar gry od własnego pola karnego, natomiast warto być przygotowanym na trudniejsze momenty.
źródło: własne