O gdańskiej Lechii powiedzieć można wiele, z pewnością jednak nie to, iż jest wiodącą piłkarską siłą w Polsce, która mogłaby skusić czołowych graczy Ekstraklasy i zaoferować im konkurencyjne względem rynku stawki kontraktowe.

Owszem, wiele może zmienić się poprzez zmiany właścicielskie, których ostatnio byliśmy świadkami, lecz trzeba szczerze przyznać, iż upłynie jeszcze trochę wody w Motławie, nim na PGE Arenie biegać będą w biało-zielonych barwach gracze najwyższej jakości. Najpierw bowiem klub musi na boisku potwierdzić swoje mocarstwowe ambicje. Zespoły dysponujące ograniczonymi budżetami płacowymi szukać muszą innych sposobów na futbolowy rozwój. Potrzebują innego modelu sportowego, który pozwoli im z czasem ewoluować. Tak też robi Lechia Gdańsk, stawiając ostatnimi laty na młodzież.

Zjawisko to jest tym bardziej pozytywne, że większość Ekstraklasowych zespołów ma w zwyczaju, a i sama Lechia do niedawna miała, przeprowadzanie zakrojonych na szeroką skalę testów graczy niewiadomego często pochodzenia. Jak wiele talentów udaje się w ten sposób znaleźć? Relatywnie niedużo. Szkolenie domorosłych talentów ma z kolei szereg zalet. Po pierwsze, i najważniejsze z perspektywy kibica, są emocjonalnie związani z klubem, walczą w obronie ukochanych barw zacięcie. Po drugie, nie zarabiają – bynajmniej na początku – ogromnych pieniędzy. To już argument dla zarządu. Po trzecie wreszcie, można na ich przyszłych transferach sporo zarobić, odpowiednio ich promując. Taki model wdrożyła Lechia, choć gdański klub sprzedawać zawodników nie zamierza tak długo, jak sami nie wyrażą na to ochoty. Bądź tak długo, tak na stole nie pojawi się walizka pełne pieniędzy, zatytułowana: oferta nie do odrzucenia

Oczywiście stawianie na młodzież na także określone minusy, których wyeliminowanie jest kluczem do sukcesu i realizacji zamierzonych celów. Młodzi bowiem nie mają doświadczenia i tzw. futbolowego cwaniactwa, które posiadają ci, którzy na piłce przez lata zjedli sobie zęby. Dlatego młodość najlepiej sprawdza się w mieszance z piłkarzami doświadczonymi i ogranymi na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Ponadto, muszą być odpowiednio prowadzeni, temperowani, aby zachowali chłodne głowy i dokonywali właściwych wyborów. To tym bardziej trudne, iż nie można przeholować w drugą stronę, rugając ich z byle powodu. Przypomina mi się tutaj wywiad Maćka Makuszewskiego, który wspominał niedawno swoją współpracę w Białymstoku z – nomen omen – Michałem Probierzem. Ten Makuszewskiego jako młodego chłopaka starał się za wszelką cenę utrzymać na ziemi, krytykując nawet za dobór kolorowych, nie zaś czarnych, butów. Jak widać, granica jest tutaj dość cienka, a psychika młodzieżowca wrażliwa.

Najważniejszą kwestią jest pokazanie zawodnikowi, że ma zaufanie sztabu trenerskiego, nakreślono dla niego plan rozwoju, i że nie musi za wszelką cenę szukać nowego, wyżej notowanego pracodawcy po kilku udanych występach. To wyrasta do miana prawdziwej sztuki, w czasach gdy za wysoką prowizję menedżerowie potrafią wytransferować podopiecznego albo na drugi koniec świata, albo do rezerw renomowanych klubów. W końcówce rundy jesiennej obecnego sezonu można było słyszeć pogłoski o zainteresowaniu Belgów Janickim, Borussii Dortmund Dawidowiczem, a Wolfsburga Przemkiem Frankowskim. Jakkolwiek nie byliby oni utalentowani, to wciąż dla nich za wysokie progi. Lechia jednak prowadzi ich mądrze, dzięki czemu o ich przyszłość i rozwój na razie nie trzeba się obawiać.

Nie wszyscy jednak mają tyle szczęścia, co wymieniona trójka. Paradoksalnie teraz cierpią w Lechii ci, którzy jeszcze niedawno uważani byli za najbardziej utalentowanych. Przypomnieć tutaj należy, iż odważniej na młodzież stawiać zaczął Bogusław Kaczmarek. To on chciał być innowatorem, korzystającym z bogatych zasobów gdańskiej piłki juniorskiej. W ten sposób do gry regularnie desygnował Kacprzyckiego, Dudę oraz Łazaja, robiąc z nich nawet zawodników pierwszego składu. Ci nie grali jednak dobrze, a u trenera Probierze przepadli niemal zupełnie. Trzeba jednak uczciwie oddać, iż sami są sobie winni. Kacprzycki na własne życzenie dorobił się łatki jeźdźca bez głowy. Duda przez niemal całą rundę pokazał za Kaczmarka mniej, niż wiekowy Rasiak w ostatnich meczach tamtego sezonu. A Łazaj nie wyróżnił się dosłownie niczym, poza wbiciem piłki do pustej już bramki z odległości 3 metrów. Teraz dwaj z nich szukać mają szczęścia na zapleczu Ekstraklasy, Łazaj zaś będzie napędzał grę rezerw. Obrazuje to, że nie wystarczy na młodzież stawiać na ślepo, lecz wymagać jak najwięcej. Wówczas obrana taktyka może poskutkować.

Obecnie Lechia może być coraz bardziej utożsamiana z młodością. Po odejściu Surmy najbardziej doświadczeni gracze to Bieniuk i Madera, wkoło nich zaś biega wielu wychowanków gdańskiej akademii piłkarskiej. Nawet rzekomy lider środka pola, Marcin Pietrowski, to wciąż młody chłopak, a i gdańszczanin z krwi i kości. Jego przykład pokazuje jednak coś więcej. Terminując u boku bardziej doświadczonych kolegów, w pewnym momencie należy przejąć ich obowiązki. Lechii tymczasem wciąż brakuje boiskowego lidera z prawdziwego zdarzenia. Materiałem na takiego miał być Pietrowski, lecz jeszcze się nim nie okazał. A czas nie stoi w miejscu, za plecami Marcina czekają już przecież choćby Dawidowicz, Zyska i Kostrzewa.

Lechię wzmocnił ostatnio kolejny utalentowany młodzieżowiec, Paweł Stolarski oraz Jagiełło, wychowanek Legii Warszawa. Według mediów, może on przebyć drogę Jakuba Koseckiego, który po pół roku spędzonym w Gdańsku wrócił na Łazienkowską i został gwiazdą ligi. Choć oczywiście lepiej byłoby, aby ów Jagiełło został w Lechii na dłużej, grając dla jej chwały, nie zaś krótkoterminowo się promując. Optymalnym procesem byłaby budowa zespołu w oparciu o młodzież, celem pokazania tych zawodników w Europie, to jest bowiem ambicją Lechii, zwłaszcza tej nowej. Ich zbyt szybkie transfery nie będą bowiem zbyt dobre dla nich (co pokazuje przykład Wojtka Pawłowskiego), ani dla klubu, który szybko szukać będzie musiał zastępców, a i nie zarobi tak wiele, jak mógłby zatrzymując graczy na liście płac na dłużej. Lechia kojarzona jest teraz z młodzieżą i interesującą myślą szkoleniową Michała Probierza. Najważniejsze, to zachować ową nową tożsamość i pracować na sukces w pocie czoła. Sukces zarówno piłkarski, jak i wychowawczy. Tak, abyśmy za parę lat dalej mogli podobnie tytułować teksty o gdańskiej drużynie.