Dostaliśmy sygnał od naszego czytelnika, trochę zbulwersowanego sytuacją na jednej z tzw. Wysp Klubowych w sprawie sprzedaży biletów na spotkanie z Jagiellonią Białystok. Oczywiście kupowanie biletu na ostatnią chwilę w galerii handlowej nie jest rozsądne, ale warto chyba zastanowić się nad lepszą formą sprzedaży…
Około godziny 16:40 nasz czytelnik pojawił się w celu zakupienia biletu na jednej z tzw. Wysp Klubowych – stwierdził, że mimo kolejki szybko zakupi wejściówkę i dojedzie komunikacją miejską na stadion, gdzie zapewne kolejki są jeszcze większe. Odstał swoje i pół godziny przed meczem mógł udać się na PGE Arenę. Oczywiście się spóźnił- po części to jego wina bo mógł szybciej o tym pomyśleć. Nie jednak o to ma on pretensje, pyta dlaczego jeśli jest jeszcze spory tłok w celu nabycia wejściówki w jednej z najbardziej zatłoczonych galerii handlowych w mieście, sprzedaż spoczywa na jednej osobie? Tak na jednej osobie, bo druga około 16:20 jedzie sobie na mecz. Można zrozumieć, że ktoś jest kibicem i chce oglądać swoją drużynę w akcji. Trzeba było jednak widzieć miny zniecierpliwionych fanów, którzy używali niecenzuralnych słów i pukali się w głowę. 40 minut do meczu, gigantyczny tłok, zniecierpliwieni ludzie po pracy i zamyka się jedną kasę. Jeśli ktoś chce sprzedać, a ktoś to kupić to chyba trzeba zapewnić taką możliwość, a nie ją ograniczać? Proponujemy więc, aby kupować bilety z dużym wyprzedzeniem. Klubowi natomiast sugerujemy aby zatrudnił kogoś, kto kompletnie nie interesuje się sportem. Taki pracownik nie będzie jechał oglądać meczu, czy osoby pracujące w kasach pod stadionem na 15 minut przed rozpoczęciem spotkania też zamykają okienka? Trudno też uznać cały system za wydolny, gdy po raz kolejny niektóre tak późno nabyte bilety nie są „przepuszczane” na bramkach. Najbardziej jednak szkoda mi kibiców z Niemiec, którzy po tak późnym zakupieniu biletu nie wiedzieli jak dojechać na stadion. Ogólnie dziwili się, że tak słabo i tak wolno jest prowadzona sprzedaż biletów przed spotkaniem i mówili, że u nich jest to nie do pomyślenia. Ciekawe, co o poziomie organizacyjnym naszego klubu powiedzą po powrocie do swojej ojczyzny.