Oficjalny serwis Lechia.pl przeprowadził wywiad z Sebastianem Milą.
Konrad Marciński: Jesteśmy w Grodzisku Wielkopolskim, gdzie Lechia przebywa na obozie przygotowawczym do nowego sezonu. Dla Ciebie, jak chyba dla żadnego innego piłkarza Biało-Zielonych, to miejsce szczególne.
Sebastian Mila: Tak naprawdę to właśnie tutaj w 2002 roku wszystko się zaczęło. Tutaj debiutowałem w ekstraklasie, na tym stadionie zdobyłem swoją pierwszą bramkę w najwyższej lidze. Pamiętam, że to było w meczu z Górnikiem Zabrze z rzutu wolnego. Mój pobyt tutaj to był fantastyczny czas, choć na początku nie było tak różowo. Wiem, że nie wszyscy mnie w Grodzisku chcieli, ale trener Bogusław Kaczmarek dopiął swego i ściągnął mnie do drużyny. Sporo zresztą za to obrywał, bo ja jestem piłkarzem, który potrzebuje parę miesięcy na aklimatyzację, więc pierwsze spotkania w Groclinie nie były do końca udane. Potem jednak odnalazłem się w zespole i grało mi się w Grodzisku bardzo dobrze. Miałem świetne warunki do treningów. Opowiadam zresztą teraz chłopakom z Lechii, że na tych boiskach treningowych, na których my teraz ćwiczymy, spędzaliśmy całe dnie. Przykładowo, kiedy zajęcia kończyły się o 12, to my z Sebastianem Przyrowskim zostawaliśmy do 16, żeby postrzelać rzuty wolne i wymyślaliśmy sobie różne zadania i konkursy. Czułem się jak chłopak na podwórku, który całymi godzinami ugania się za piłką. Super wspomnienie.
Dla młodego piłkarza pierwsze kroki w ekstraklasie i przygoda z europejskimi pucharami zawsze wywołują emocje. Czy podobne były Twoim udziałem w ostatnim sezonie? Wokół Sebastiana Mili działo się naprawdę sporo – Milomania po golu z Niemcami w reprezentacji Polski, rozstanie ze Śląskiem Wrocław i powrót do Lechii po wielu latach. Ciężko było to przyjąć całkiem na chłodno.
- Jeden z trenerów powtarzał mi bardzo mądrą rzecz: „Im wyżej jesteś, tym bardziej wieje”. I tak jest w moim przypadku. W tamtych czasach byłem młody, piłkę traktowałem jak beztroską zabawę, na zasadzie, że jak się uda to fajnie, a jak nie, to trudno. Teraz jest zupełnie inaczej, kiedy trzeba wziąć odpowiedzialność za drużynę, za pewne zachowania, kiedy ma się mniej czasu. Tamten okres był wspaniały, ale to co jest moim udziałem teraz i to co mam jeszcze przed sobą jest jeszcze lepsze i przyjemniejsze. Jak byłem młodym chłopakiem, to chciałem być jak Paolo Maldini, czyli całą karierę spędzić w jednym klubie, w Lechii. Choć to mi się nie do końca udało, to jednak teraz udało mi się znaleźć w miejscu, gdzie chciałem być od zawsze. Od tego marzenia z dzieciństwa, które mi się właśnie spełnia, nie ma nic cenniejszego.
Kiedy przychodziłeś do Lechii wiele razy podkreślałeś, że idziesz do drużyny, która jest bardzo głodna sukcesów. W minionych rozgrywkach tego głodu nie udało się jednak zaspokoić, bo ostatecznie Biało-Zieloni nie awansowali do europejskich pucharów.
- Bardzo podobała mi się reakcja drużyny po tym wszystkim, co wydarzyło się w tamtym sezonie, w którym zajęliśmy piąte miejsce. Po chłopakach łatwo było poznać, że są źli i rozczarowani, że się jednak nie udało. Że włożyliśmy tyle pracy, że spadło na nas tyle problemów, jeśli chodzi o kontuzje i przez to nasze mecze się różnie układały. Najważniejsze jest to, że przez wakacje to wszystko nie poszło w zapomnienie, że ta złość nie uleciała. Od drużyny dostałem jasny sygnał, że choć w poprzednim sezonie zrobiliśmy razem sporo, bo po słabej jesieni udało nam się odrobić straty i praktycznie do samego końca walczyliśmy o puchary, to nam to nie wystarcza. Że nadal jesteśmy nienasyceni. To dla Lechii dobry znak i tę naszą wolę osiągnięcia sukcesu będzie widać w nowym sezonie.
Ta niezachwiana wiara w zespół to nie jest tylko poza? By podtrzymać na duchu kolegów, czy zaimponować kibicom i mediom. Nie było u Ciebie chwili zwątpienia w Lechię?
- Absolutnie nie. W ten zespół wierzę od początku. Jeszcze zanim trafiłem do Gdańska, to przyglądałem się drużynie i poznałem jej potencjał. Znałem też prezesa Adama Mandziarę, wiem jakim jest człowiekiem i jak mocno był zdeterminowany, żeby mnie ściągnąć do Lechii. Dlatego byłem przekonany, że dostaniemy się do pucharów. Teraz mogę powiedzieć, że byłem tego pewny w stu procentach. I widziałem, że chłopaki też w to wierzyli. To nie były tylko słowa, bo nie rozmawialiśmy o tym zbyt często w szatni. Widziałem to jednak na treningach, w zaangażowaniu, w tym, jak każdy podchodzi do meczu. Jak bardzo chcieliśmy sprawić radość naszym kibicom, którzy nas tak licznie dopingowali. Choć pucharów nie ma, to jednak naszym sukcesem jest to, jaką udało nam się wytworzyć dobrą atmosferę wokół Lechii.
Jesienią z tą atmosferą było różnie. Zespół mocno krytykowano za kiepskie wyniki. Twoje przyjście dało Lechii mocny pozytywny impuls i teraz na Biało-Zielonych patrzy się już inaczej.
- Wiem, że sporo ludzi śmiało się wtedy z Lechii. Jak zdecydowałem się do niej wrócić, to wiele osób pukało się w głowę: „Po co ci to. Masz ze Śląskiem trzy punkty straty do lidera, a nad Lechią 14 punktów przewagi. Po co się w to pakujesz”. Ja wiedziałem jednak, że tego potrzebuję, że chcę wyzwań. Ale nie przeceniałbym aż tak bardzo mojej osoby, jako tej, która odmieniła nasz zespół. Porównałbym Lechię do potrawy, która potrzebuje trochę więcej czasu w piecu czy w garnku, żeby wszystkie składniki się ze sobą połączyły i żeby była smaczna. I te składniki już tutaj były jesienią, tylko brakowało właśnie tego czasu. A ja, a także Grzesiek Wojtkowiak, Kuba Wawrzyniak, Gerson czy Łukasz Budziłek, którzy doszliśmy zimą byliśmy jak przyprawy, które dodały daniu jeszcze lepszego smaku. Poza tym mieliśmy świetnego kucharza w osobie trenera Brzęczka, który to wszystko idealnie pomieszał i zmiksował.
Jako drużynie nie udało się Wam osiągnąć zakładanego celu, a czy indywidualnie jesteś ze swojej gry w Lechii zadowolony?
- Czułbym satysfakcję, gdyby były te wspomniane puchary. Wtedy miałbym czyste sumienie, a tak to czuję, że mogło być lepiej. Zdaję sobie sprawę, że pewnie tak skuteczny w postaci bramek i asyst, jak to było kiedyś, może już nie będę. Na boisku są teraz inni liderzy, kiedyś na mnie pracowano, a teraz ja pracuję na innych. Jako kapitanowi zależy mi jednak przede wszystkim na zwycięstwie drużyny, dlatego proszę mi wierzyć, że jeśli nie będę miał żadnej bramki ani asysty, a Lechia będzie w pucharach, to będę najszczęśliwszym człowiekiem i będę uważał, że to był mój najlepszy sezon w karierze.
To jaki będzie ten nowy sezon 2015/2016? Na obozie w Grodzisku mocno pracujecie nad ofensywą. Czyli będzie skuteczniej niż w poprzednim?
- Pod wodzą trenera Brzęczka gramy ofensywny futbol i to może się podobać. Pracujemy nad tym, by lepiej wykorzystywać nasze sytuacje, doskonalimy pewne rzeczy, uczymy się też nowych rozwiązań. Jak będzie, to się niedługo przekonamy, ale na pewno Lechia będzie zespołem, który do ostatniej minuty będzie grał o zwycięstwo. Nie o remis, tylko właśnie o zwycięstwo. Tak jak w końcówce meczu z Lechem. Takie momenty, jak wtedy, budują nowe oblicze drużyny. Wiemy, że przyjdą też słabsze mecze, ale najważniejsze, żeby na koniec sezonu w tabeli było tyle punktów, żeby wystarczyło do europejskich pucharów. Nie chcę niczego obiecywać i deklarować, ale w nowym sezonie mierzymy wysoko.
Europejskich pucharów póki co nie mamy, ale nie znaczy to, że Lechia nie zagra z drużynami światowego formatu. Wolfsburg, Schalke czy Juventus to najlepsze przykłady.
- To będzie dla nas świetna możliwość sprawdzenia się z klasowym przeciwnikiem. Zyskamy niepowtarzalne doświadczenie, bez względu na wynik, i tego potem nikt nam nie zabierze. Będziemy mogli wykorzystać to potem w lidze i to będzie nasz spory atut. Dla kibiców to będzie też niesamowita sprawa, bo będą mogli zobaczyć najlepszych piłkarzy świata, no i swoich pupili, czyli nas, jak będą starali się pokazać, że też są dobrzy (śmiech).
Wracając jeszcze do przeszłości i słynnego rzutu wolnego z Manchesterem City. Tomasz Wieszczycki zostawił Ci wtedy piłkę, byś tym golem mógł zrobić wielki krok w swojej karierze. Czy w grupie młodszych zawodników, którzy są z Wami na obozie też jest taki zawodnik, który może pójść w Twoje ślady? Taki, któremu teraz Sebastian Mila odstąpi wykonanie rzutu wolnego w kluczowym spotkaniu?
- Wszyscy chłopacy, którzy są z nami w Grodzisku robią olbrzymie postępy. Nie odpuszczają na żadnym z treningów i tylko kwestią czasu jest, kiedy pojawią się w pierwszej drużynie. Mocno naciskają na starszych i w przyszłości będą liderami Lechii. I jestem przekonany, że będą lepszymi piłkarzami niż ja.
Źródło: lechia.pl