Serwis trojmiasto.sport.pl rozmawiał z Sebastianem Maderą m.in. o spotkaniach Lechii Gdańsk z Koroną Kielce i Jagiellonią Białystok.
Konrad Marciński: Co się stało z Lechią w meczu z Koroną w Kielcach? Po pierwszej udanej połowie w drugiej gra zespołu była nie do poznania. I to na waszą niekorzyść.
Sebastian Madera: Daliśmy plamę w drugiej części meczu w Kielcach, zdajemy sobie z tego doskonale sprawę. Musimy wyciągnąć wnioski, bo nie możemy drugi raz tak wyjść na drugą połowę. Teraz możemy sobie tylko pluć w brodę, bo gdyby udało nam się utrzymać dobrą dyspozycję z pierwszych 45 minut, to sądzę, że z Kielc wrócilibyśmy z trzema punktami.
A nie było tak, że zbyt łatwo daliście sobie narzucić styl gry Korony? Wdaliście się z nimi w kopaninę
- Nie nazywałbym tego kopaniną. My nie jesteśmy Hiszpanami, ale Korona to też nie są kopacze. Po prostu po przerwie wyszli na boisko zdeterminowani i to dało im bramkę, która po końcowym gwizdku sędziego okazała się zwycięska. W futbolu tak już jest, że do elementów technicznych i taktycznych trzeba dołożyć ten pierwiastek walki. Nam nikt nie da punktów za darmo, bo ładnie gramy w piłkę. Uważam, że w kolejnych spotkaniach musimy być jeszcze bardziej zdeterminowani, bo tego składnika nam zabrakło, żeby wygrać w Kielcach.
Czyli determinacja to będzie ten czynnik, który pomoże Lechii w środowym meczu Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok?
- Nie tylko. Mieliśmy długą odprawę, na której trener wyjaśnił nam kilka istotnych rzeczy. Teraz pozostaje nam to sobie poukładać w głowach i zrealizować w spotkaniu z Jagiellonią. Wiemy na pewno, że to nie będzie łatwy rywal. Zresztą Korona też nim nie była. Jagiellonia tak samo jak i my chce się dostać do półfinału, ma w swoim składzie zawodników, którzy umieją grać w piłkę. Zresztą czy to w Pucharze czy w ekstraklasie nie ma już dla nas łatwych przeciwników. Każdy przecież chce wygrywać i zarabiać pieniądze.
Ale w lidze dwukrotnie w tym sezonie graliście z Jagiellonią i dwa razy wygraliście. W jednym z tych meczów strzelił pan bramkę.
- Tak, tylko że pierwszy mecz był w sierpniu, a drugi w listopadzie ubiegłego roku. A teraz mamy marzec 2014. Tamte mecze to już przeszłość, a ja nie jestem piłkarzem, który żyje przeszłością. Ja skupiam się na tym, co tu i teraz.
Skoro jesteśmy przy teraźniejszości, to pan swojej aktualnej formy akurat wstydzić się nie musi.
- Po to pracuję na każdym treningu, żeby się rozwijać. Nie przyszedłem do Lechii odcinać kupony, tylko chcę jak najwięcej grać i jak najwięcej wygrywać. Z każdym kolejnym dniem i treningiem chcę się stawać lepszym piłkarzem, a podczas meczu być najlepszym na boisku. Staram się pomagać drużynie czy to w obronie czy w ofensywie, żebyśmy w końcu zaczęli zdobywać punkty i dostali się na koniec sezonu do pierwszej ósemki. Teraz możemy sobie kalkulować, dodawać, odejmować, porównywać wyniki i bilanse innych drużyn, ale od samego patrzenia punktów nam nie przybędzie. Najważniejsze są czyny na boisku. Jeśli na nim pokażemy walkę i determinację, to sytuacja w tabeli powinna wyklarować się na naszą korzyść. Jesteśmy w takim momencie sezonu, że każdy sukces musimy sobie wręcz wygryźć.
A propos gryzienia, to po meczu z Koroną Jacek Kiełb narzekał, że ugryzł go pan w palec.
- To zdarzyło się w ferworze emocji na boisku. Ale to nie było tak, że wziąłem jego palec, wsadziłem sobie w usta i ugryzłem. Jacek wkładał mi palce w oko, więc mu go trochę przycisnąłem. Ale nie odgryzłem, więc nic poważnego się nie stało. Myślę, że Jackowi wielkiej krzywdy nie zrobiłem.
Po meczu pucharowym z Jagiellonią na PGE Arenę przyjeżdża Widzew Łódź - zespół, który z 12 wyjazdowych meczów przegrał wszystkie. Na kim zdobywać punkty, jeśli nie na łodzianach?
- Z drugiej strony można powiedzieć, że Widzew przyjeżdża do drużyny, która ma najmniej zwycięstw u siebie. Mam nadzieję, że po sobotnim meczu to nasze statystyki się poprawią. Ale Widzew to nie jest zły zespół. Tam grają chłopacy, którzy chcą się wypromować i na przyszły sezon znaleźć sobie lepsze kluby, więc w spotkaniu z nami nie będą mieli zbyt wiele do stracenia. A tacy rywale są najbardziej nieprzyjemni.
Źródło: trojmiasto.sport.pl