Klub ma obowiązek zapewnić rozwój zawodnika i treningi zespołowe. Mi odebrali i jedno i drugie. Ochrona praw piłkarzy nie istnieje, jeśli twoja sprawa nie jest medialna, jak ta Cierzniaka – mówi Bernard Powszuk, do niedawna piłkarz Lechii Gdańsk.
Piłkarz zdradził serwisowi footbar.org, jak w Gdańsku traktuje się wychowanków, a także jak PZPN przymyka oko na hamowanie karier piłkarzom przez kluby. Zapraszamy do obszernej lektury!
"Za słaby na Lechię, a teraz próbuje się odegrać, wyżalić w mediach, zwalić winę na klub" - nie boisz się, że czytając ten wywiad ktoś pomyśli sobie w ten sposób?
Mogę odpowiedzieć, że w mojej sytuacji było i nadal jest dużo chłopaków. Dlatego tak mało o nich słychać – są blokowani przez kluby. Nie mają siły przebicia w Izbie przy PZPN, ponieważ tak naprawdę nie istnieje ochrona praw piłkarza. Jeżeli ktoś nie ma nazwiska, tak jak w sprawie Radosława Cierzniaka, w starciu z klubem stoi na przegranej pozycji.
W Twoim przypadku wszystko zaczęło się normalnie – latem 2014 roku podpisałeś trzyletni kontrakt z Lechią, dostałeś konkretne obietnice ze strony klubu i wszystko było w twoich nogach.
Tak jest - miałem zostać włączony do kadry pierwszego zespołu, a klub twierdził, że widzi we mnie przyszłość. W Lechii byłem 13 lat i przez ten czas przeszedłem przez wszystkie szczeble akademii, grałem w Młodej Ekstraklasie, a przed podpisaniem profesjonalnego kontraktu występowałem w trzecioligowych rezerwach. Miałem roczny kontrakt amatorski, po którego wygaśnięciu od klubu wyszła propozycja podpisania umowy profesjonalnej. Propozycja wyszła „z góry”, gdy jeszcze nie wiadomo było, kto zostanie trenerem pierwszego zespołu. Zapewniano mnie, że wszystko jest w moich nogach. Pojechałem na obóz, rozpocząłem treningi z pierwszym zespołem, jednak kilka dni po powrocie, razem z chłopakami z II zespołu oraz innymi juniorami zostaliśmy odsunięci do rezerw.
Odsunięcie nastąpiło zapewne już po przywiezieniu wagonu z piłkarzami?
Ten proces trwał – już przed wyjazdem pozyskano kilku graczy, a po obozie ściągnięto resztę tych wszystkich zawodników, których od dawna nie ma już w klubie. Myślę, że nie odstawaliśmy od nich, ale nie dostaliśmy szans, żeby się pokazać – ja zagrałem w jednym sparingu, ledwie 20 minut i to nie na swojej pozycji. Pojechaliśmy do Niemiec na sparing z Victorią Koeln, drużyną pana Wernze i tam wysoko przegraliśmy, o ile dobrze pamiętam to 4:1. Potem powiedziano nam, że na tym spotkaniu obecny był Wernze, który mówił, że wyglądało to słabo i że mamy zostać zesłani do zespołu rezerw. Kilka dni później zostałem zaproszony do pokoju trenera, gdzie czekali już także inni chłopacy.
źródło: footbar.org