W meczu ze Zniczem Pruszków trzech zawodników zanotowało debiuty. Ponadto Elias Olsson zdobył bramkę na wagę trzech punktów.
Szymon Grabowski zdecydował się w niedzielę w wyjściowym składzie postawić na jednego debiutanta Eliasa Olssona, który biorąc pod uwagę okoliczności i fakt, że podpisał umowę zaledwie dwa dni temu, zagrał naprawdę niezłe zawody. A wisienką na torcie była bramka, która zapewniła Lechii trzy punkty.
W 68. minucie na placu gry pojawił się Camilo Mena. Kolumbijczyk zmienił Kacpra Sezonienko i pokazał się z dobrej strony. Zrobił trochę szumu pod bramką Znicza, wywalczył kilka stałych fragmentów i po faulu na nim jeden z zawodników rywala obejrzał czerwoną kartkę. Zmiana jak najbardziej na plus. Trener Grabowski po meczu podkreślił, że wymaga od Camilo więcej niż wymagał od Bassekou Diabate. I choć poprzeczka nie jest zawieszona zbyt wysoko, to wydaje się, że Kolumbijczyk może dać tej drużynie bardzo wiele.
Kilka minut na boisku spędził także Andrei Chindris. On nie miał jednak zbyt wielu okazji do kontaktu z piłką. Wszedł na plac gry w doliczonym czasie.
Po spotkaniu debiuty ocenił szkoleniowiec Lechii. - Można bardzo pozytywnie patrzeć w przyszłość jeśli chodzi o tych zawodników, ale też podchodźmy do tego spokojnie. Tym występem pokazali też, ile ich pracy jeszcze czeka, nie ustrzegli się też błędów. Pewne rzeczy muszą być robione lepiej, ale tak jak mówię bardzo dużo optymizmu. Jeden strzela bramkę, drugi pokazuje się z fajnej strony publiczności. Myślę, że patrząc dalej będzie lepiej - przyznał na pomeczowej konferencji.
źródło: własne