Lechia Gdańsk przegrała trzeci mecz z rzędu i spadła na czwartą pozycję w tabeli Lotto Ekstraklasy.
Nie zdobywa się mistrzostwa Polski przegrywając mecz za meczem. Sytuacja tym bardziej rozczarowująca, że padł nowy gdański rekord frekwencji na meczu ligowym - przyszło 37 tys. 220 kibiców!
Trener Lechii Piotr Nowak uważa, że wygrywanie może być dla drużyny nawykiem. Ale tak samo przegrywanie. Niestety Lechia Gdańsk wyrobiła w sobie w ciągu ostatnich tygodni nawyk przegrywania. To już trzeci przegrany mecz z rzędu: po Lechu Poznań (0:1) i Ruchu Chorzów (1:2), Lechia w niedzielny wieczór, 19 marca, przegrała na własnym stadionie 1:2 z Legią Warszawa.
Raport meczowy [Lechia Gdańsk-Legia Warszawa 1:2]
Widać, że piłkarze Lechii nie wytrzymują ciśnienia w meczach o stawkę i popełniają szkolne błędy, które przeciwnicy bez litości wykorzystują.
To był The Michał Kucharczyk Show. Napastnik Legii zdobył dwie śliczne bramki: zaraz po wejściu na boisko w 58 minucie (za Hamalainena) wyprzedził w polu karnym Mario Maloćę, właściwie tylko lekko dotknął piłkę, która przeleciała obok bezradnego Kuciaka.
Drugi prezent Mario Maloca podarował Kucharczykowi w 86 minucie, gdy wybił piłkę głową wprost pod nogi napastnika Legii, a ten huknął z 16 metrów w róg bramki Kuciaka. Ten znów bez szans.
Najgorsze jest to, że od 70 minuty Lechia zdominowała Legię i przeprowadzała atak za atakiem: w słupek strzelił Wolski, szanse mieli Marco i Flavio Paixao, a po strzale Sławczewa piłka przeleciała tuż nad poprzeczką bramki Malarza.
Lechia była lepsza, ale Legia bardziej cwana. Wojskowi przeczekali nawałnicę, i co prawda dali się stłamsić, ale wciąż żyli, oddychali, i to oni wyprowadzili zabójczy kontratak, który załamał blisko 36 tysięcy widzów w Gdańsku (poza oczywiście uszczęśliwionymi gośćmi z warszawskiej Żylety, którzy przyjechali nad Motławę w liczbie 1800). W ogóle był to frekwencyjny rekord na Gdańsk Energa Stadion - 37 tys. 220 widzów. Poprzedni też odnotowano w meczu z Legią: 36 tys. 500 fanów.
To chyba główny problem Lechii: drużyna potrafi grać świetnie, ma doskonałe momenty, ale wciąż nie potrafi tej dominacji potwierdzić golami. Najlepszy przykład to Rafał Wolski, który w 75 minucie przecisnął się przez dwóch obrońców Legii, ograł Hlouska i huknął… prosto w słupek. Wolskiemu często brakuje właśnie gola. Nawet najpiękniejszy drybling trzeba wszak skutecznie wykończyć.
Podobnie Lukas Haraslin czy bracia Paixao: świetni technicznie, potrafiący wypracować sobie okazję, ale często zawodzący, gdy trzeba po prostu wygrać mecz. Punktów za wrażenie artystyczne nikt tu nie daje. Lechii brakuje tego ostatniego ciosu. Lechia potrafi grać, ale zapomniała, jak wygrywać.
{joomplucat:2225 limit=9|columns=3} źródło: gdansk.pl