Naszym celem są europejskie puchary, nasz klub się systematycznie rozwija, nowy stadion będzie pozytywnym bodźcem - takie nastroje panowały przed sezonem w Lechii Gdańsk. Rzeczywistość jest zgoła odmienna.
W poprzednich latach Lechia Gdańsk była jednym z najszybciej rozwijających się klubów w Polsce i przykładem, jak na zgliszczach klubu z tradycją, można zbudować coś wielkiego. Rokrocznie awansowała z A klasy na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej, a na awans do krajowej elity również nie trzeba było długo czekać. Z klubu, w którym brakowało praktycznie wszystkiego, nie było nawet odpowiednich boisk treningowych, Lechia została najefektowniej grającą drużyną w Polsce, z perspektywami na przyszłość. Coś jednak nagle zastopowało rozwój.
Po podpisaniu umów ze Sportfive, Grupą Lotos, czy też wygraniu przetargu na operatora PGE Areny Gdańsk, przed Lechią stanęła świetlana przyszłość. Przesłanki złej gry podopiecznych Tomasza Kafarskiego zaczęły wychodzić jednak już w rundzie jesiennej 2011 roku. Początek był niezły i pojawiła się nawet szansa gry w europejskich pucharach, ale od porażki 1:2 we Wrocławiu ze Śląskiem w 19. kolejce, do końca sezonu Lechia rozegrała 11 spotkań, z których przegrała 5, zremisowała 4, a wygrała 3. W tym czasie zdobyła 9 bramek i straciła 15. Co ciekawe były to zwycięstwa: u siebie z Legią Warszawa i z Lechem Poznań oraz w Kielcach z Koroną. Gdańszczanie nie umieli wygrywać z niżej notowanymi zespołami.
W przerwie letniej zamiast zdiagnozować i usunąć pojawiające się problemy, w Gdańsku skupiono się tylko i wyłącznie na przenosinach na PGE Arenę Gdańsk. Nikt się nie spodziewał, że biało-zieloni zapomną jak się strzela bramki! Najskuteczniejszym zawodnikiem Lechii jesienią jest Piotr Wiśniewski, który zdobył "zawrotną" liczbę dwóch bramek! To nic w porównaniu do "wyczynów" kolejnych snajperów biało-zielonych. Tomasz Dawidowski próbował w kilku meczach walczyć, szarpać, ale w protokołach zamiast zdobyczą bramkową, mógł się pochwalić jedynie otrzymywanymi co chwila kartkami. Apogeum był czerwony kartonik za bezmyślny faul w ostatnim meczu z Jagiellonią.
Pozostali "golleadorzy znad morza" grali jeszcze gorzej. Fred Benson po inauguracyjnej bramce z Cracovią w obecności ponad 34 tysięcy ludzi zapewne stwierdził, że to wystarczy i wraz z Josipem Tadiciem nie trafił do bramki. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie mieli oni zbyt wielu szans na trafienie do siatki rywala. Nie dostawali praktycznie piłek od pomocników, a do tego po kontuzji znacznie gorzej niż w ubiegłym sezonie grał kreator gry gdańszczan, Abdou Razack Traore, z resztą podobnie jak Ivans Lukjanovs. Dorobek bramkowy Lechii, to 8 goli zdobytych i 15 straconych.
To właśnie brak zdobytych bramek był największą bolączką Lechii Gdańsk. Piłkarze znad morza nie strzelili goli aż w dziesięciu meczach ligowych tej jesieni! W pozostałych siedmiu zdobyli "zawrotną" ilość ośmiu bramek, "aż" raz trafiając do bramki rywala ponad raz. Dodatkowo gdańszczanie przegrali w Pucharze Polski w Limanowie z miejscową Limanovią. Aby poprawić skuteczność, starano się podczas trwającej rundy rozgrywać mecze sparingowe. W dwóch takich spotkaniach gdańszczanie nie stracili żadnej bramki, jednak jeden gol strzelony Wietcisie Skarszewy i bezbramkowy remis z Żalgirisem Wilno nie były tym, na co w stolicy Pomorza czekano."
Aby znaleźć mniej nieskuteczną drużynę po rundzie jesiennej niż Lechia, musieliśmy cofnąć się o dwie dekady. W ciągu ostatnich 20 lat tylko pięć zespołów jechało na urlopy zimowe z podobnie marnym dorobkiem. Takim samym instynktem strzeleckim, jaki obecnie można zaobserwować u zawodników Lechii, pochwalić się mogły w sezonie 2008/09 zespoły Piasta Gliwice i Górnika Zabrze. Wtedy to - również "zimując" po 17 kolejkach - obie drużyny zdobyły po 8 bramek (tracąc odpowiednio 17 i 22 gole). Dla zabrzan sezon ten zakończył się spadkiem. Również 8 bramek sezon wcześniej w 17 kolejkach rozgrywanych jesienią zdobyli piłkarze ŁKS-u Łódź, którzy na wiosnę odrobinę uregulowali celowniki i zajęli ostatecznie 11 miejsce w lidze.
Żeby znaleźć drużynę, która zdobyła jesienią mniej niż 8 bramek w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, trzeba cofnąć się do sezonu 2003/2004. Wtedy to grający obecnie w II lidze Świt Nowy Dwór Mazowiecki zdobył 7 bramek, a stracił 26. Potrzebował do tego jednak zaledwie 13 kolejek, gdyż tyle rozegrano wówczas jesienią w mającej zaledwie 14 zespołów lidze. Po długich poszukiwaniach udało nam się wreszcie znaleźć zespół, który po jesieni (trwającej do tego dokładnie 17 kolejek, czyli tyle samo co w bieżącym sezonie) zdobył mniej bramek niż Lechia Kafarskiego i Ulatowskiego w sezonie 2011/12! Jest to Igloopol Dębica. Obecny czwartoligowiec z Podkarpacia, w sezonie 1991/92 zdobył po 17 kolejkach 6 bramek (łączny bilans w całym sezonie: 14 bramek zdobytych, 76 straconych) i spadł z ligi.
Czy podobny scenariusz czeka piłkarzy Lechii Gdańsk? Nad morzem wszyscy wierzą w to, że nie. Potrzebne są jednak transfery i zmiana jakości gry gdańskiego zespołu, gdyż na jednym z najpiękniejszych stadionów w tej części Europy tak grać nie przystoi.
Źródło: sportowefakty.pl