Spotkanie dwóch drużyn znajdujących się w strefie spadkowej Ekstraklasy - chyba nie było takiego, który przed początkiem sezonu uwierzyłby, że taki będzie stan faktyczny przed spotkaniem Lechii i Lecha, zespołów reprezentujących przecież Polskę w europejskich pucharach. Warto porównać sytuację obu klubów i zastanowić się, czy pewne wnioski porównawcze rzeczywiście mają rację bytu.

Lechia nie zmieniła trenera, Lech zmienił. Poznaniaków od ponad miesiąca prowadzi Holender, John van den Brom, który zastąpił na tym stanowisku Macieja Skorżę. Nowy szkoleniowiec mistrza Polski ma niezłe CV - prowadził m.in. belgijskie Genk i Anderlecht.

Lech zarobił konkretne pieniądze na sprzedaży zawodników i ściągnął do klubu kilku nowych. Robi wrażenie ponad 40 milionów złotych zarobionych na transferze do Wolfsburga Jakuba Kamińskiego. Klub opuściło liczne grono doświadczonych i zasłużonych dla Lecha piłkarzy - Tiba, Ramirez i van den Hart. Zakończyły się wypożyczenia Kownackiego i Kędziory, co z pewnością osłabiło zespół. Wśród nowo sprowadzonych utalentowani: Portugalczyk Alfonso Sousa, środkowy pomocnik, który zaliczył jednak nie najlepsze wejście do zespołu, choć w spotkaniu z Piastem zdobył piękną zwycięską bramkę i wypożyczeni Tsitaiszwili (świetna wiosna w Wiśle Kraków) i znany z występów w Lechii Mateusz Żukowski. Do Lecha dołączył również bramkarz, Ukrainiec Artur Rudko, ale zaliczył tak złe wejście pomiędzy słupki, że w roli podstawowego golkipera zastąpił go już Filip Bednarek.

Lech zagra w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy. Dla Poznaniaków oznacza to: spełnienie celu minimum, choć w pamięci wielu pozostanie kompromitacja w przegranym spotkaniu z Islandczykami, pieniądze, pole do zbierania doświadczeń, ale i bardzo napięty, co najmniej do końca rundy jesiennej, terminarz.

Właściciele Lecha i zarządzający klubem, na czele z Piotrem Rutkowskim (właściciel) i Karolem Klimczakiem (prezes), są dość często krytykowani za sposób prowadzenia drużyny z Poznania, ale Kolejorz po raz 2. w ciągu trzech lat zagra w fazie grupowej europejskich pucharów.

Różnice widać również w statystykach. W rankingu tzw. xG (expected goals - ile bramek powinna zdobyć drużyna według statystyk), Lech zajmuje w Ekstraklasie 2. miejsce, co może świadczyć, że największe problemy Lechici mają w ofensywie z finalizacją akcji, było to zresztą widać pod koniec regulaminowego czasu gry w spotkaniu z Islandczykami. Lechia zajmuje w tym rankingu 11. miejsce. Co martwi jeszcze bardziej - Lechia zajmuje 2. miejsce w rankingu, z tym, że w rankingu xGA (expected goals against - ile bramek powinna stracić drużyna według statystyk), Lech jest w nim 14... 

Zarówno Lech, jak i Lechia są w kryzysie. Pojawiające się porównania nie są w wielu przypadkach zasadne. W wypadku pierwszego z tych klubów wydaje się zatem, że jest to kryzys czysto sportowy, a van den Brom posiada argumenty, żeby przemienić obraz gry drużyny. Zdaje się, że zespół w końcu, potocznie mówiąc, odpali, choć nie wiadomo, kto wtedy będzie grał za menadżerskim sterem. W przypadku Lechii nie jest to wszystko oczywiste...