Dokładnie cztery lata temu pogoda była podobna do tej dzisiejszej. Niby zza chmur przebijało się słońce, ale jednak nie była to najcieplejsza majówka. Jednak dla tysięcy kibiców Lechii zgromadzonych tego dnia na Stadionie Narodowym był to być może najważniejszy mecz na kibicowskim szlaku. I co najważniejsze – zwycięski. Dokładnie cztery lata temu Biało-Zieloni pod batutą Piotra Stokowca sięgnęli po upragniony puchar!

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Kilka dni przed najważniejszymi (tak mi się wtedy zdawało) egzaminami w moim życiu, a więc maturą, swój najważniejszy egzamin na boisku mieli piłkarze Lechii Gdańsk. I zdali go celująco, zapewniając dramaturgię i emocje do końcowych minut podczas spotkania na Narodowym. Po trafieniu Artura Sobiecha sięgnęli po drugi w historii Puchar Polski, pokonując 1:0 Jagiellonię Białystok.

Zanim jednak stało się najważniejsze, a więc piłkarze zatriumfowali na boisku, spore problemy z wejściem na stadion mieli kibice. O godzinie 16:00, o której miało rozpocząć się spotkanie, sektor Lechii wypełniony był w połowie. Stąd też gniazdowi postanowili poczekać i wjechać z dopingiem dopiero w drugiej połowie. I jak już wjechali to na Biało-Zielonej trybunie pojawiła się efektowna oprawa „Cel Pal”. W akompaniamencie przyśpiewki „Gdańska Lechia” ultrasi zaprezentowali sektorówkę i odpalili pirotechnikę. A tytułowy cel nawiązywał do Pucharu Polski, który kilka godzin później powędrował do gdańskiej gabloty.

Na sektorze Lechistów pojawiła się także kartoniada, której przekazem było hasło „My Tworzymy Historię”. A na niej dwie daty – 1983 oraz 2019 – a więc lata zdobycia pierwszego i jak się później okazało drugiego w historii Pucharu Polski przez gdańszczan. 
I choć przez prawie całe spotkanie utrzymywał się bezbramkowy remis, to prawdziwe emocje nadeszły w ostatnich minutach meczu. Najpierw Bartosz Frankowski nie uznał bramki zdobytej przez Flavio, żeby chwile później Artur Sobiech wprowadził tysiące gdańskich kibiców w ogromną euforię, główką pokonując Mariana Kelemena. Po golu wielu kibiców po prostu płakało ze szczęścia. A prawdziwe może łez polało się po końcowym gwizdku. Marzenia stały się faktem. Lechia zdobyła Puchar Polski. Po końcowym gwizdku w oczekiwaniu na upragnione wręczenie trofeum kibice Lechii rozłożyli kolejną sektorówkę – Lechia Pany!. Z głośników rozległo się też „Simply the Best” oraz utwór Scootera, który był ulubieńcem Lukasa Haraslina.
 
Po godzinie 18:00 Flavio Paixao uniósł w górę upragnione trofeum, a celebracji nie było końca. Na trybunach obecni byli m.in. nieżyjący już Franz Josef Wernze oraz Adam Mandziara i prezydent Aleksandra Dulkiewicz. Kolejne godziny to była wielka radość i prawdziwa celebracja największego suckesu Lechii w XXI wieku. Na lotnisku piłkarzy witali fani, którzy nie wybrali się na Stadion Narodowy, a ci co wracali z Warszawy, głosili światu piękną nowinę – Puchar jest Nasz! Z kolei na pomeczowej konferencji trener Piotr Stokowiec zadedykował trofeum tragicznie zmarłemu kilka miesięcy wcześniej Pawłowi Adamowiczowi
 
Dziś, dokładnie cztery lata temu po tym sukcesie po raz kolejny jedziemy do Warszawy, tym razem wspierać Raków Częstochowa, a Lechia jest w koszmarnym położeniu. Spadek z ligi może stać się faktem już za kilka dni. Ale dziś może nie o tym. Dziś cieszmy się i wspominajmy ten sukces. I w myśl słów jednego z utworów Silvera i jednej z opraw – „powrócimy, a z nami blask naszej chwały”… Miejmy nadzieję, że niebawem znów cała Lechia spotka się na Stadionie Narodowym!

 

 

źródło: własne