Lechia Gdańsk ograła Lecha Poznań po trafieniu Tomasa Bobcka. - Nie składamy broni - przed nami dużo meczów, dużo punktów, wszystko jest do zrobienia - mówił po spotkaniu obrońca Lechii Miłosz Kałahur.

Piłka nie po raz pierwszy pokazała, że jak ktoś jest spisany na straty, to te mecze przełamuje i wygrywa. Tak samo było w tym przypadku. Chcieliśmy udowodnić coś sobie, swoim kibicom, że potrafimy grać w piłkę i chyba nam się to udało. Dla każdego taki mecz jest ciężki, jak przyjeżdża do nas lider. Może nas trochę zlekceważył, może nie, ale zaskoczyliśmy ich od pierwszych minut. Poskutkowało to drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną kartką. Kreowaliśmy sytuację i mieliśmy grę pod kontrolą - rozpoczął zawodnik Lechii. 

Kałahur przyznał, że Lechia chciała zaskoczyć rywala. - Chcieliśmy ich trochę zaskoczyć. Lech pewnie przyjechał z myślą, że będziemy się bronić, szukać swoich sytuacji, a my wręcz przeciwnie - wyszliśmy odważnie, wysoko i to przyniosło skutki - powiedział.

Lechia pod wodzą Johna Carvera ma być odważna i nie bać się rywali. - Mamy być odważni, każdy ma być liderem tej drużyny i też przede wszystkim kompakt zespołowy i poruszanie się. Lech nie mógł sobie stworzyć sytuacji, te przestrzenie były małe. Nie mieli miejsca, nie mogli wcisnąć tych piłek. Potem szukali wrzutek na Ishaka, ale to i tak nie poskutkował - mówił Miłosz.

W niedzielnym meczu z powodu kontuzji nie zagrał Camilo Mena. Dopadły go problemy mięśniowe. - Mogliście zobaczyć, że nie ma ludzi niezastąpionych w piłce i w naszej drużynie. Tu każdy jest gotowy, Tsarenko zagrał na lewym skrzydle, nie na swojej nominalnej pozycji. Myślę, że fajnie to wyglądało. Pierwsze co, to mieliśmy dobrze zabezpieczyć tyły, bo to Lech Poznań. To nie jest przypadkowa drużyna, grają o bardzo wysokie cele w tym sezonie, pokazuje, że gra bardzo dobrze w piłkę, a jednak przyjeżdża tu i nie może sobie nic wykreować. Musieliśmy uważać na ich środek pola, na Ishaka, na boki obrony i to było takie główne założenie - przyznał obrońca. 

Przyjechał tu trener z wizją. To nie były rzucone słowa na wiatr, od pierwszych dni pokazywał, że tu można coś fajnego zbudować. Wszyscy nas spisywali na straty, ale każdym kolejnym meczem udowadniamy nie tylko sobie, ale też kibicom, że nie warto nas jeszcze skreślać. To pozytywny powiew w szatni. Myślę, że czuje. On tu każdego ocenia na równi. Każdy miał czystą kartę, jak on przyszedł. Każdy może sobie zapracować na miejsce. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało dalej, ale na razie jest bardzo pozytywnie - mówił Kałahur pytany o trenera Johna Carvera.

Dla Lechii wygrana nad Lechem może być w pewnym sensie "meczem założycielskim". - Ta pierwsza runda nie szła po naszej myśli, gdzieś trochę szczęścia brakowało. Mam teraz nadzieję, że karta się odwróci i pozytywne emocje wrócą. Liczą się trzy punkty. Nie chodzi o styl, na końcu nie będziemy o tym pamiętać. Nie skaczemy na nartach, żeby ktoś nam dawał punkty. Oczywiście, ładniejsza gra jest budująca. Ale tak jak mówię: Ostatecznie ważny jest wynik i na to patrzymy - powiedział.

4 punkty w 2 meczach to solidny wynik Lechii. - W trzech ostatnich meczach zdobyliśmy siedem punktów, to jest bardzo dobry wynik. W sparingach też nie przegraliśmy, więc za nowego trenera nie przegraliśmy jeszcze meczu. Oby ta passa trwała jak najdłużej, zwycięstwo daje bodziec i jedziemy dalej - przyznał

Kałahur podziękował również kibicom za wsparcie. - Ponieśli nas do zwycięstwa. Niedziela, taka pogoda, chłód, a tyle ludzi na stadionie. Jestem pełen podziwu i szacunku dla nich, że robią taką robotę. I nadal w nas wierzą, bo wielu nas przekreśliło dookoła, a ci nasi fani nas wspierają i to był jeden z czynników, dzięki któremu wygraliśmy. Nie składamy broni - przed nami dużo meczów, dużo punktów, wszystko jest do zrobienia - ocenił.

Dla Lechii poniedziałek będzie ważnym dniem w kontekście licencji. 10 lutego to termin spłaty raty dla Ruchu Chorzów. - Staramy się nie zaprzątać takimi sprawami głowy. My jesteśmy od tego, aby wyjść na boisko w weekend i grać, wygrać, zdobyć punkty. A wszystkie organizacyjne sprawy nie mogą nam zaprzątać głowy, bo to nikomu nie pomoże. Nie martwimy się, żyjemy dzisiejszym dniem - zakończył

źródło: własne