Nie wyszedł Lechii mecz z Cracovią i ujmujemy to bardzo łagodnie. Skupmy się na wszystkich trzech bramkach strzelonych przez gości, bo to aż niepojęte, w jaki sposób one padały.
Do teraz trudno nam zrozumieć jak można było zagrać tak beznadziejny mecz. Lechia grała w piłkę przeciwko Cracovii przez parę minut. Zmęczenie? Nie żartujmy. Brak jakiegokolwiek pomysłu na rozegranie akcji od własnej bramki. Goście szybko doskakiwali wysokim pressingiem, nie pozwalając gdańszczanom praktycznie na nic. Na dobrą sprawę już do przerwy mogło być pozamiatane, bo zespół z Cracovia powinien prowadzić przynajmniej różnicą trzech goli.
No właśnie, dziś skupmy się na bramkach Cracovii. W zasadzie nigdy nie robimy tego typu analiz, natomiast tym razem coś nas tknęło. Te gole były tak absurdalne, że nie możemy przejść na tym do porządku dziennego.
A więc po kolei:
33. minuta
Przede wszystkim - z tej akcji nie ma prawa paść gol. Trzech piłkarzy Cracovii w polu karnym, siedmiu piłkarzy Lechii z pola plus Dusan Kuciak. Niestety, zobaczcie jaką przestrzeń ma przed sobą Pelle van Amersfoort. Krycie? A co to takiego? Karol Fila był spóźniony i został łatwo ograny jednym podaniem. Tomasz Makowski zbiegł na asekurację, zostawiając mnóstwo miejsca w centralnej części pola karnego. Flavio Paixao nie zdążył za strzelcem (nr 10), ale też jego winilibyśmy najmniej, bo to jednak napastnik i trudno, żeby łatał dziury we własnej "szesnastce". No... ale skoro już Portugalczyk tam był, to mógł wywrzeć choćby minimalną presję na strzelającym. Być może Michał Nalepa mógł wyskoczyć i zabezpieczyć strefę, natomiast też go nie winimy, ponieważ stoperzy z reguły powinni stać w tzw. świetle bramki. Nie bez winy jest Jaroslav Mihalik, który początkowo wracał do obrony, ale z jakiegoś powodu nagle się zatrzymał (prawy dolny narożnik). W tej jednej akcji nastąpił szereg błędów, co Cracovia skrzętnie wykorzystała.
51. minuta
Akcja Cracovii, która przyniosła jej bramkę na 1:2. Pozornie łatwa do wybronienia sytuacja - tylko jeden piłkarz "Pasów" w polu karnym. Dośrodkowanie - trzeba przyznać niezłe, natomiast z tej sytuacji również nie powinien paść gol. Zobaczmy co się dzieje dalej.
Najpierw nieatakowany przez nikogo Michał Nalepa wykonuje wślizg, następnie niezwykle nieporadną, absurdalną interwencją wykazuje się Mario Maloca. Chorwat mógł w tej sytuacji zrobić wszystko - wybić piłkę na aut, na rzut różny, puścić ją, przyjąć, cokolwiek. Napastnik Cracovii w żaden sposób nie wykazywał chęci ataku na piłkę. Maloca jednak zagrał tak niefortunnie, że skierował futbolówkę do własnej bramki. Może nie znamy się na piłce, ale zwyczajnie nie potrafimy tego zrozumieć. Jest to kluczowa sytuacja dla tego spotkania. Później Cracovia grała już bardziej defensywnie, cofnęła się, trener Michał Probierz przeprowadził defensywne zmiany. Trudno było o odrobienie strat. Taka bramka potrafi człowieka mocno podłamać.
89. minuta
Zobaczmy na ostatniego gola dla Cracovii, przy którym już sporą winę ponosi Mario Maloca.
Zagranie w kierunku napastnika (nr 21). Maloca to widzi i próbuje grać na wyprzedzenie, co zresztą często mu w tym sezonie wychodziło. Jest końcówka meczu, wynik nie jest jeszcze rozstrzygnięty, więc teoretycznie nie ma sensu, żeby stał z tyłu i się przyglądał. Próbował odebrać futbolówkę, dając szansę swojej drużynie na kolejną akcję.
Maloca nie trafia jednak w piłkę, bo zdecydowanie szybszy w tej sytuacji był zawodnik Cracovii. Przed gośćmi autostrada do bramki. Później nastąpiło podanie do lewej strony i pewny strzał van Amersfoorta, który ustalił wynik na 1:3.
Bardzo szanujemy Mario Malocę, natomiast ten mecz wybitnie mu nie wyszedł. Po końcowym gwizdku Chorwat był mocno zdenerwowany i jako pierwszy udał się do szatni.
Poniżej raz jeszcze prezentujemy skrót meczu, żebyście mogli sami przeanalizować sobie tracone gole.
źródło: Ekstraklasa TV / własne