W niedzielne południe, tradycyjnie już na stadionie Ogniwa w Sopocie, odbył się mecz Lechia Gdańsk vs CWZS Bydgoszcz w ramach rozgrywek Ligi Makroregionalnej.
Młodzi Lechiści stanowczo nie oglądali sobotniego meczu starszych kolegów i weszli w swój mecz lekko rozkojarzeni. Notowali sporo strat często mając problem z wymienieniem 3,4 dobrych podań. Było to coś nowego dla obserwatorów tej Ligi. Bydgoski Zawisza wyszedł na mecz bardzo zmobilizowany, cały zespół potrafił agresywnie i szybko podejść pod starających się wymienić kilka podań po ziemi Lechistów. W takiej grze bynajmniej nie przeszkadzali sędziowie, którzy ewidentnie byli w plażowych nastrojach. Raz za razem przymykając oko na bezpardonowe ataki Zawiszy. Bydgoszczanie grali bardzo intensywnie, nie zostawiając zbyt wiele miejsca do gry, jednak to Lechia była stroną dominującą piłkarsko, pomimo wolnego operowania piłką bronili się indywidualnymi akcjami. Do pełni szczęścia zabrakło tylko finalizacji którejś z kilku akcji.
Jednak w tej słabej pierwszej połowie najciekawszą akcję pokazali sędziowie, a właściwie trio sędziowskie, gdyż jedną z liniowych była kobieta (notabene chyba najlepsza z całej trójki). Bramkarz Zawiszy (zwalę to na garb stresu) pomylił na boisku linie i tak zamiast złapać piłkę w swoim polu karnym wyszedł dziarsko metr przed nie i jak gdyby nigdy nic złapał piłkę, pomimo że Gryszkiewicz był niecałe dwa metry od niego. W tym miejscu pośpieszę z wyjaśnieniem. Na boisku Ogniwa są dwa typy linii. Linie żółte i białe. Młodemu bramkarzowi prawdopodobnie się one pomyliły. Otóż w sytuacji wydawałoby się klarownej i prostej do interpretacji i to bez technologii VAR - czerwona i rzut wolny. Sędzia gwizdnął zupełnie niespodziewanie rzut wolny dla Lechii, ale w żaden sposób nie ukarał bramkarza, udowadniając zebranej publiczności w liczbie 49 kibiców dlaczego sędziuje w lidze Makro, a nie na stopniu centralnym.
W takich chwilach, jak ta, szczególnego wydźwięku nabierają słowa Trenera Czajki z (7.03.2019r.) „…w przeszłości, gdy grało się baraże, zdarzało się, że taki mecz był lekko wypaczony. Czasem wystarczył jeden błąd, jedna kartka, czasem wręcz niefortunna decyzja sędziego. Powodowało to, że ogromna praca, jaką wykonali Ci chłopcy szła na marne, a oni sami często nie potrafili się pozbierać.”
W niedzielę na szczęście nie był to mecz play off, ale niesmak pozostał. W przerwie zapytałem o kilka słów dyrektora Akademii.
MN: Jak Pan widział tą sytuację z bramkarzem?
Sławomir Wojciechowski: Bramkarz złapał piłkę na 17 albo nawet 18 metrze w ręce, nasz zawodnik był w pobliżu. Sędzia tą sytuację określił jako cytuje „niewytłumaczalna”, później stwierdził, że nie było realnej szansy zdobycia bramki. Na szczęście jest to wszystko nagrane, obejrzymy to sobie na spokojnie. Ale jest to sytuacja, która może zaważyć na meczu.
MN: Jaki będzie plan gry na II połowę?
Sławomir Wojciechowski: Będziemy spokojnie, cierpliwie budować swoje akcje, chcemy w II połowie pograć bardziej po piłkarsku, trochę wjechać skrzydłami i mam nadzieję, że w niedługim czasie strzelimy tą bramkę.
MN: Cofnijmy się nieco do historii, jutro będzie pewna rocznica, 8 kwietnia 2000. Wie pan co się wtedy wydarzyło?
Sławomir Wojciechowski: (śmiech) proszę mi pomóc…
MN: Bayern Monachium vs Ulm…
Sławomir Wojciechowski: W życiu bym nie wpadł. Przyjemne chwile, nie ma co ukrywać. Ale, że to już tak dawno? 19 lat?!
MN: Dwa słowa o tej bramce jak to się stało?
Sławomir Wojciechowski: Tak to był mecz z Ulm 4-0. Akcja poszła prawą stroną, dośrodkowywał Mehmet Scholl, ja grałem wtedy na lewej pomocy, klasyczne zamknięcie akcji z drugiej strony. Uderzyłem wewnętrznym podbiciem z 5, 6 metrów. Był to gol zamykający na 4-0.
Po przerwie Lechia wyszła bardziej skoncentrowana, trener Zieńczuk przekazał chłopakom swoje wskazówki, i gra zaczęła być o wiele szybsza i płynniejsza, a bramka wisiała w powietrzu. Zawisza bronił się dzielnie aż do 60 min kiedy Marcel Wszołek zamknął akcję schodzącą z prawej strony. Pomocnik dołożył nogę i wydawało się, że teraz będzie z górki, otóż nic bardziej mylnego. Zawisza jeszcze mocniej podostrzył grę, co skutkowało kilkoma żółtymi kartkami za faule w środkowej części boiska.
Lechia miała swoje okazje na strzelenie drugiej bramki, ale w fantastycznej formie był ten którego na boisku być już nie powinno czyli bramkarz Zawiszy, raz z pomocą przyszedł mu słupek.
Kiedy wszystkim wydawało się, że mecz skończy się skromnym zwycięstwem gospodarzy, długą piłkę za plecy dostał Szukiełowicz, który nie wrócił na czas za wpuszczonym w 72 minucie Miłoszem Redlińskim, ten wyszedł sam na sam z Kubą Michałowskim i w 90 min zrobiło się 1:1.
Na pewno młodzi piłkarze wyciągną z tego spotkania wnioski i może lepiej że stało się to teraz po trzech z rzędu zwycięstwach. Znowu będą musieli się skupić i do kolejnego wyjazdowego meczu podejść maksymalnie skoncentrowani.
Po meczu udało mi się porozmawiać ze szkoleniowcem Zawiszy.
MN: 1 punkt zdobyty na trudnym terenie u lidera.
Daniel Osiński: Lechia zdecydowanie cały czas przeważała, tworzyli sobie dogodne sytuacje, fajnie operują piłką. Byliśmy typowo nastawieni na kontratak, po nim udało się nam strzelić bramkę. Liczyłem też na stałe fragmenty gry bo w tym akurat czujemy się dosyć mocni, tutaj się to nie udało. Zdobywamy punkt i myślę że był to fajny mecz, doceniamy ten punkt.
MN: Po strzelonej bramce szalony sprint całej ławki rezerwowych do strzelca, gol na wyjeździe w 90 min. spotkania, czego chcieć więcej?
Daniel Osiński: Dla takich chwil się żyje, piłka zawsze mi towarzyszyła. Ciągle staram się o formę i nie raz wchodzę z nimi w gierkę, więc może faktycznie ta radość była jeszcze taka po piłkarsku. Naprawdę cieszymy się z tego punktu - to było widać. Wywozimy punkt od lidera i wracamy do Bydgoszczy w dobrych nastrojach.
MN: Czy ma Pan zamiar jeszcze wrócić na ławkę w seniorach Zawiszy?
Daniel Osiński: Tak ten okres to była dla mnie fajna przygodna. Razem z Hermesem prowadziliśmy pierwszy zespół w 4 meczach. Bardzo dużo się przy nim nauczyłem, brałem co mogłem z pracy zarówno z Mariuszem Rumakiem, jak i Maciejem Bartoszkiem. Tak teraz oddaję wszystko tym chłopcom, może jeszcze przyjdzie czas na ławkę w seniorach, nie mówię nie.
MN: Zawisza patrzy na CLJ?
Daniel Osiński: CLJ w tym sezonie zdobędzie Lechia Gdańsk.
Trener Zieńczuk: Jeśli chodzi o sędziów, to nie chcę tego tematu poruszać, bo to nie sędziowie grają w piłkę tylko piłkarze i każdemu może się przytrafić błąd. Pierwsza połowa była chaotyczna, trochę poniżej naszych standardów, w drugiej połowie była już nasza całkowita dominacja, ładne klarowne akcje, zabrakło jednak tej kropki nad i. Powinniśmy coś strzelić mieliśmy 7 sytuacji, słupek. Piłka jednak jest brutalna, szkoda tych punktów bo chłopaki zostawili na boisku kawał zdrowia, a zostaliśmy tylko z jednym punktem. Dostaliśmy bramkę w 90 min, mogliśmy oczywiście stanąć na naszej połowie i czekać na kontry, ale to nie jest nasz styl. Uczymy grać chłopaków do przodu, iść po następne gole. Dzisiaj nie wyszło to będzie dla nas dobry trening.
Kolejny mecz w ramach ligi Makroregionalnej odbędzie się na wyjeździe, a Lechia Gdańsk zagra z Bałtykiem Koszalin w następną niedzielę.