Skrojona flaga, dublet Buziego, pierwszy raz Razacka czyli historyczne momenty z meczów z Górnikiem Zabrze.
Zaczynamy na Lechia.net nowy cykl, mając nadzieję, że autorowi starczy zapału. Przed kolejnymi meczami będziemy przypominać historię najciekawszych, dotychczasowych meczów z najbliższym rywalem.
Startujemy od przypomnienia domowych starć z Górnikiem Zabrze.
Kompletna historia spotkań Lechii z Górnikiem Zabrze
1. 18 czerwca 1960r. I liga. Lechia – Górnik 3:1.
Bramki: 0:1 Jankowski 25`, 1:1 Nowicki 37`, 2:1 Nowicki 53’, 3:1 Musiał 78`
Na Traugutta przyjechał aktualny mistrz kraju i miał wielką chrapkę na wygraną, szczególnie że lechiści zajmowali ostatnie miejsce w tabeli. I faktycznie większa część pierwszej połowy meczu należała do gości, którzy swą przewagę udokumentowali jedną bramką. Co się działo potem? Oto co napisali w katowickim „Sporcie”:
„Następnie Lechia, niezdolna przez długie okresy do zdecydowanego kontrnatarcia, wykorzystała po mistrzowsku trzy kardynalne błędy obrony Górnika i to wystarczyło jej do odniesienie pewnego zwycięstwa.
Każda z tych bramek była swego rodzaju dziwolągiem i można by ją z powodzeniem zamieścić w rubryce pt. „Niezwykłe bramki”, którą zresztą prowadziliśmy kiedyś na łamach naszego pisma. Przy utracie pierwszego gola Olszówka podał piłkę do Florenskiego, ten lekkomyślnie przepuścił ją pod nogami. Wieczorkowski, przejąwszy to podanie, wystartował błyskawicznie do przodu, dośrodkował do Nowickiego, a ten strzelił z kilku kroków do siatki. W podobnych okolicznościach padła druga bramka. Olszówka przyglądał się Charczukowi, jak oddawał mierzoną centrę, Nowicki, nie atakowany przez nikogo, skierował piłkę głową na bramkę. Szołtysek odparował strzał, nastąpiły dwie dobitki i znów piłka wylądowała w siatce.
Szczytem wszystkiego była trzecia bramka. Oślizło, wybijając piłkę z autu, posłał ją niefortunnie do stojącego na granicy pola karnego, Musiała. Kierownik ataku Lechii, nie namyślając się ani sekundy kropnął obok słupka do bramki.”
I tak to sensacja stała się faktem. Dla Lechii był to jeden z ostatnich tak udanych meczów w najwyższej klasie rozrywek, a dla Górnika rozpoczęła się najbardziej udana dekada w historii klubu. W latach 60. ubiegłego stulecia śląscy piłkarze zdobyli aż sześć krajowych mistrzostw.
2. 18 listopada 1984r. I liga. Lechia - Górnik 2:1.
Bramki: Wójtowicz 14`, Kruszczyński 34` - Koźlik 36`
Po 23-letniej przerwie w czasie której Lechia potykała się z Górnikami z Wałbrzycha (na drugim froncie) i z Konina (na trzecim) przyszedł czas na kolejny mecz z najbardziej znaną z górniczych drużyn. Sytuacja przedmeczowa była dość podobna do tej z meczu wyżej przypomnianego. Lechia, jak na beniaminka przystało, pałętała się w dole tabeli, w poprzednich 13 meczach triumfując jedynie dwa razy. Górnicy pod wodzą Huberta Kostki byli wiceliderem i celowali w mistrzowski tytuł. Zresztą ten tytuł udało im się odzyskać po 13 latach, a potem utrzymać przez kolejne cztery sezony, zresztą tyle samo trwał pobyt lechistów w ekstraklasie w latach 80.
To było starcie Dawida z Goliatem, tym większą wagę miał sukces drużyny Lechii, na którą nikt nie stawiał. Oto bramki z tamtego spotkania:
3. 25 maja 1996r. I liga. Lechia/Olimpia – Górnik 1:1. Bramki: Suchomski 40` - Hajto 75`.
To była trzecia kolejka od końca, fuzyjna Lechia/Olimpia była na trzecim miejscu od końca, do bezpiecznego miejsca tracąc cztery punkty. Aby myśleć o uniknięciu degradacji trzeba było wygrać, tym bardziej iż wówczas obowiązywały już trzy punkty za wygraną. Górnik też jeszcze nie był pewny swego, dlatego na boisku miało być bardzo gorąco. Gorąco było również przed meczem gdy „Młode Orły” wykroiły gościom flagę „Forza Górnik”.
W porównaniu z początkiem sezonu i pełnymi trybunami, mecz o wszystko obserwowany był przez garstkę widzów. Spotkanie było niezwykle dramatyczne i toczone w strugach deszczu. Początkowo wszystko układało się pozytywnie, lechiści objęli prowadzenie tuż przed końcem pierwszej połowy spotkania. Kwadrans przed końcem strzałem głową wyrównał wprowadzony nieco wcześniej, niedoszły trener Lechii, Tomasz Hajto. Gol został zdobyty po dalekim wrzucie z autu. Do końca wynik się nie zmienił i mimo wygranych w dwóch ostatnich meczach Lechia/Olimpia pożegnała się z ekstraklasą.
4. 26 września 2007r. Puchar Polski. Lechia – Górnik 2:2 karne: 5:4. Bramki: Buzała 86’, 95’ – Danch 23’, Zahorski 98’.
Drugoligowa Lechia, jako drużyna z niższej klasy rozgrywek, zagrała bez kompleksów, nie lękając się bardziej utytułowanego rywala. Warto dodać, iż w szeregach gości tak jak 11 lat wcześniej znów oglądaliśmy Tomasza Hajto. W pierwszej połowie górnicy udowodnili swą większą futbolową dojrzałość, obejmując prowadzenie po strzale 19-letniego wtedy Adama Dancha.
Od drugiej połowy gdańscy piłkarze nie mieli już nic do stracenia, dlatego rzucili na szalę wszystkie swe ofensywne siły. Los im sprzyjał jako, że po dwóch żółtych kartkach boisko zmuszony był opuścić obecny trener Lechii, Jerzy Brzęczek. Ówczesny trener biało-zielonych, Dariusz Kubicki zaczynający swą pracę w Gdańsku sięgnął do rezerw wprowadzając na boisko Piotra Wiśniewskiego i Pawła Buzałę. Wreszcie, gdy wydawało że mecz skończy się minimalną przegraną gdańszczan i awansem wyżej notowanego Górnika, mocnym wolejem wyrównał Buzała, udowadniając że strzela bramki nie tylko w derbach. Zaraz po rozpoczęciu dogrywki „Buzi” trafił ponownie i stadion we Wrzeszczu pogrążył się w ekstazie. Nie na długo jednak, bo zaraz wyrównał Tomasz Zahorski. Potem jeszcze gola ze spalonego zdobył Wiśniewski, a Piotr Cetnarowicz trafił w słupek. Do końca dogrywki nikt już nie trafił do siatki, mieliśmy więc konkurs rzutów karnych.
Rzuty karne to jak wiadomo loteria, a tu mieliśmy prawdziwy horror. Najpierw Kapsa obronił strzał Konrada Gołosia, ale sędzia nakazał powtórkę, ponieważ bramkarz biało-zielonych zbyt szybko ruszył z linii. Powtórzony strzał trafił do siatki. Analogiczną sytuację mieliśmy przy karnym Piotra Cetnarowicza, znów dopiero powtórka była skuteczna.
Rozstrzygnięcie przyniosła ostatnia seria jedenastek. Najpierw trafił niezawodny zwykle z 11 metrów, Hubert Wołąkiewicz. Potem strzał Smirnovsa obronił Kapsa. Górnicy protestowali, ale nikt już nie słuchał, bo na stadionie rozpoczął się dziki taniec zwycięstwa lechistów.
5. 25 września 2010r. Ekstraklasa. Lechia – Górnik 5:1.
Bramki: Traore 17`, 75`, Bajić 32`, Buzała 61`, Sazankow 79` - Wodecki 26’.
Minęły trzy lata i oba zespoły zmierzyły się tym razem na ekstraklasowym szczeblu. Goście przyjechali nad Motławę jako ligowy wicelider, pod kierownictwem dzisiejszego trenera kadry Adama Nawałki. Jednak tego dnia na lechistów nie było mocnych, obok wyjazdowego 3:0 z Legią, które nastąpiło za tydzień, mecz z Górnikiem był chyba szczytowym osiągnięciem Lechii trenera Tomasza Kafarskiego. Popisową partię rozgrywał Abdou Razack Traore, który strzelił wtedy dwie pierwsze bramki na polskich boiskach. Debiutanckiego gola i to już w debiucie strzelił też Aliaksandr Sazankou, ale były to miłe, złego początki. O jego pobycie w Gdańsku wszyscy chcieliby zapomnieć.