Mimo, że Ruch Chorzów, Górnik Zabrze i Wisła Kraków mają więcej tytułów mistrzowskich to hasło „Bij mistrza!” najpełniej obowiązuje w meczach z warszawską Legią.

Czy powoduje to stołeczny adres czy wojskowy rodowód, faktem jest, że to na spotkanie z CWKS bilety schodzą najszybciej. Prześledźmy pięć najbardziej pamiętnych dla biało-zielonych domowych starć z „Wojskowymi”. 

Kompletna historia spotkań Lechii z Legią Warszawa

1.26 października 1958r. I liga. Lechia – Legia 3:1
Bramki: Adamczyk 3 (2, 8, 32) – Strzykalski (42)

Na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek lechiści zajmowali dziewiąte miejsce w tabeli, mając na koncie jedno oczko więcej niż Cracovia, która znajdowała się na jedenastej, spadkowej, pozycji. By zapewnić sobie ligowy byt biało-zieloni musieli wygrać z Legią, która zajmowała bezpieczne miejsce w środku tabeli. Dlatego gospodarze rozpoczęli spotkanie z niezwykłym impetem. Atak za atakiem sunął na bramkę gości, nie natrafiając na większy opór defensywy „Wojskowych”, którzy mentalnie już zakończyli sezon, dodatkowo czterem podstawowym piłkarzom trener Koncewicz udzielił wcześniejszego urlopu.

Już w drugiej minucie Bogdan Adamczyk, wykorzystując dośrodkowanie Roberta Gronowskiego, skutecznie wykończył atak „Matrosów”. Właśnie tak wtedy prasa określała piłkarzy w biało-zielonych strojach. Nie jako „Murarzy”, a „Matrosów” właśnie – czyli marynarzy. Dwie minuty później było już 2:0. Kolejną akcję starszego z braci Gronowskich (nazywanego w relacjach „kierownikiem gdańskiego ataku) znów skutecznie zakończył Adamczyk. Po każdej bramce gospodarzy kibice wypuszczali w niebo śnieżnobiałe gołębie. Gdy jednak Adamczyk skompletował hat-trick, sympatykom Lechii skończyły się gołębie! Nikt przecież nie przypuszczał, że gdańszczanom zdoła się strzelić aż trzy gole!

Wszystkie były dziełem Bogdana Adamczyka, który jest autorem aż trzech ekstraklasowych hat-tricków dla Biało-Zielonych. Pozostałe dwa zdobył w meczach z Arkonią Szczecin.

Pierwszego hat-tricka dla Lechii w ekstraklasie ustrzelił Bronisław Szlagowski. Miało to miejsce 28 kwietnia 1957 roku. Gdańszczanie pokonali na własnym boisku Zagłębie Sosnowiec 5:0, choć do przerwy bezbramkowo remisowali. Ostatnie hat-tricki wszyscy dobrze pamiętamy. Piątego, po 52 latach przerwy, w lutym ubiegłego roku, zdobył go w wyjazdowej wygranej z Zawiszą Bydgoszcz, Patryk Tuszyński. A szóstego, do tej pory ostatniego, Piotr Wiśniewski, w ostatnim na PGE Arenie meczu w roku 2014. Przeciwnikiem był Piast Gliwice.  

Ale najważniejsze, że w tamtą jesienną niedzielę, Lechia uratowała pierwszoligowy status!

historia

2.17 września 1995r. I liga. Lechia/Olimpia – Legia 1:3
Bramki: Tetteh (63) - Wieszczycki (22), Staniek (36), Fedoruk (88-k)

W latach 80. ubiegłego stulecia lechiści nie zdołali zagrozić „Wojskowym”. Po pierwsze byli zbyt słabi, po drugie często przeszkadzali sędziowie. Jak Roman Kostrzewski, który w 1987r. nie uznał gola Janusza Kupcewicza z rzutu wolnego, tłumacząc to spalonym. Na szczęście „Kupiec” się nie przejął i pod koniec meczu w październiku 1987r. ponownie trafił ze stałego fragmentu gry, ratując dla Lechii punkt. Był to do dziś ostatni remis w meczach między Lechią i Legią.

W połowie lat 90. poprzedniego wieku potrzebna była fuzja z Olimpią Poznań, by na Traugutta przyjechali stołeczni piłkarze. Nie każda drużyna zdołała wówczas odnaleźć na mapie gdański stadion, GKS Katowice i Lech Poznań, zamiast do Wrzeszcza pojechały na poznański Golęcin, by zainkasować darmowe trzy punkty. Jeśli taką drogę wybraliby ówcześni mistrzowie Polski, Lechię/Olimpię czekała by degradacja za trzy walkowery. Takich wątpliwości jednak nie było, gdyż obu drużynom patronował wówczas Janusz Romanowski.

Spotkanie, które obserwowało rekordowe w tamtym sezonie 16 tysięcy widzów (również wycieczka z Gdyni, która przybyła na mecz SKM, czyżby awaria kutra?), toczyło się w dobrej atmosferze, co podkreślał trener gości Paweł Janas, który po latach obejmie Lechię.

Od początku spotkania wydawało się, że gospodarze zbyt dużym respektem darzą utytułowanych rywali. Efektem słabej postawy Lechii w pierwszej połowie były łatwe dwie bramki dla gości i ich zdecydowane prowadzenie. Od początku drugiej połowy trener Hubert Kostka zdecydował się na przeprowadzenie dwóch zmian. Szczególnie wprowadzenie 17-letniego wtedy Grzegorza Króla spowodowało spore ożywienie w szeregach gospodarzy. Legioniści cofnęli się, jako że wysoko prowadzili, postanowili oszczędzać siły na czekający ich mecz Champions League ze Spartakiem Moskwa.

Wreszcie w 65 minucie Emmanuel Tetteh zdobył kontaktową bramkę. Utracona bramka podrażniła ambicje wojskowych, którzy przyspieszyli grę. W poprzeczkę gdańskiej bramki trafił Leszek Pisz. Wreszcie Piotr Wojdyga w polu karnym sfaulował Adama Fedoruka, który z jedenastu metrów wymierzył sprawiedliwość.

Mecz zakończył się zasłużonym zwycięstwem gości, ale gdańszczanie również zaprezentowali się nieźle.

historia

3.23 kwietnia 2011r. Ekstraklasa. Lechia – Legia 2:1
Bramki: Traore (23), Lukjanovs (59) – Bąk (7-samobójcza)

Ostatni mecz między Lechią i Legią rozegrany na stadionie przy ulicy Traugutta. Spotkanie zaczęło się niefortunnie dla gospodarzy, którzy szybko przegrywali po samobójczej bramce Krzysztofa Bąka, który ledwie kilka dni wcześniej również wpisał się na listę strzelców w meczu z Legią w Pucharze Polski. Był to także gol samobójczy (Lechia przegrała 0:4) dlatego na trybunach szybko pojawiła się szydera, żeby szczelniej kryć gdańskiego obrońcę, gdyż stanowi on zagrożenie dla bramki Pawła Kapsy.

Podopieczni Tomasza Kafarskiego, którzy w tamtym sezonie wygrali z Legią u siebie i na wyjeździe (pamiętne 3:0) szybko zdołali się podnieść. Strzałem głową wyrównał, po dośrodkowaniu niedocenianego w Lechii Levona Ajrapetiana, Razack Traore. Potem wciąż trwał napór Lechii uwieńczony bramką niczym z podręcznika do nauki gry w piłkę nożną. Lechiści „rozklepali” rywali w środku pola, piłka powędrowała na skrzydło do Marcina Pietrowskiego, „Jedi” dośrodkował, a do siatki trafił Ivans Lukjanovs. Była to jeden z pięciu zaledwie ligowych goli, które dla Lechii zdobył Wania.

To była pierwsza od 53 lat wygrana Lechii z Legią na własnym boisku, która pozwoliła wtedy podopiecznym Kafarskiego utrzymać trzecie miejsce w tabeli. Dobry nastrój lechistów zmąciła jedynie kontuzja Tomka Dawidowskiego, który po wielu meczach na ławce rezerwowych wreszcie się z niej podniósł i zagrał bardzo dobry mecz, ciągle nękając obrońców gości. Po starciu z Marcinem Komorowskim „Dawid” złamał obojczyk i więcej w tamtym sezonie nie zagrał.

4.3 maja 2012r. Ekstraklasa. Lechia – Legia 1:0
Bramka: Wilk (44)

Było przed chwilą o ostatnim meczu na starym stadionie, pora na pierwszy mecz na nowym. Piękna, słoneczna pogoda w dzień wolny od pracy ściągnęła na gdański obiekt ponad 20 tysięcy widzów. Była to przedostatnia kolejka ligowa, Lechia desperacko broniła się przed spadkiem, zajmując miejsce tuż nad strefą zrzutu, Legia liderowała tabeli, a wygrana w Gdańsku stawiała ją o krok od tytułu mistrzowskiego.

Gospodarze, pod kierunkiem Pawła Janasa, zaczęli nerwowo, jakby sparaliżowani stawką spotkania. Goście nacierali, szczególnie groźni byli serbscy napastnicy Miroslav Radović i Danijel Ljuboja. Stopniowo do głosu zaczęli jednak dochodzić gospodarze, trio Surma-Nowak-Bajić poukładało grę w środku pola, a w 43. minucie piękną bramkę z rzutu wolnego zdobył wypożyczony z Lecha Poznań, Jakub Wilka. Pół żartem kibice mówili, że Wilk dobrze zagrał jedynie w meczach z Legią i ze Śląskiem, czyli kontrkandydatami „Kolejorza” do mistrzowskiej korony. Inny wypożyczony w tamtym sezonie do Lechii, Jakub Kosecki z Legią nie zagrał, gdyż nie pozwalała na to umowa między zainteresowanymi klubami. Zdaniem osób związanych ze stołecznym klubem młody „Kosa” zbyt mocno cieszył się z triumfu Lechii w stadionowych kuluarach. Po zakończeniu sezonu Kosecki wrócił do Legii i winy zostały mu chyba wybaczone.

W drugiej połowie Legia starała się atakować, ale lepsze sytuacje mieli lechiści, a najlepszą debiutujący wtedy w lidze Patryk Tuszyński, który przestrzelił w sytuacji sam na sam z Duszanem Kuciakiem. Ostatecznie zapadło najpiękniejsze rozstrzygnięcie jakie można sobie wyobrazić, Lechia zapewniła sobie utrzymanie, a Legia straciła praktycznie szanse na mistrzostwo.

5.8 grudnia 2013. Ekstraklasa. Lechia – Legia 2:0
Bramki: Matsui (37-k, 71-k)

Poprzedni mecz był rozgrywany w pięknych okolicznościach przyrody, ostatni opisywany – w zimowej scenerii i ujemnej temperaturze. Na boisku rządził przypadek, więcej szczęścia miała Lechia, która po dwóch rzutach karnych japońskiego pomocnika, Daisuke Matsui pokonała lidera tabeli. Było to pożegnanie azjatyckiego piłkarza z PGE Areną. Matsui rozegrał jeszcze wyjazdowy mecz z Górnikiem Zabrze i wrócił do ojczyzny

Obok dwóch goli Legia straciła dwóch piłkarzy, którzy przedwcześnie zakończyli zawody z czerwonymi kartkami.  Pechowcami okazali się obecny gracz Lechii, Jakub Wawrzyniak i Bartosz Bereszyński.

Śledź autora na Twitterze