Z Lechem nie za specjalnie szło naszym piłkarzom na wyjeździe, za to u siebie nie było najgorzej.

Przypomnijmy najbardziej pamiętne momenty domowych meczów z „Kolejorzem” w historii.

Kompletna historia spotkań Lechii z Górnikiem Zabrze

1.30.07.1983 LECHIA – Lech Poznań 1:0 (0:0) – Superpuchar. Bramka: Kruszczyński (88)

Nie do końca jest jasne kto wpadł na pomysł rozegrania meczu o Superpuchar, ale większość głosów przypisuje tę zasługę działaczom gdańskiej Lechii, ówczesnego, sensacyjnego zdobywcę Pucharu Polski i beniaminka II ligi. Pomysł był oczywiście zaczerpnięty z ojczyzny futbolu, gdy na otwarcie sezonu naprzeciw siebie stają zawsze krajowy mistrz i zdobywca pucharu.

Działacze wpadli na pomysł, katowicki „Sport” ufundował puchar i można było grać. Gospodarze zadbali by spotkanie miało właściwą oprawę. Przed meczem odbył się kolarski wyścig australijski (ostatni odpada), a przerwie meczu bieg na 1500 metrów.

Było to pierwsze w historii polskiej piłki nożnej spotkanie o Superpuchar. Co prawda spotkanie towarzyskie, prowadzone przez miejscowego sędziego, a zamiast żółtych kartek, gracze otrzymywali jak w hokeju kary czasowe, ale jednak miało swoją rangę i wagę.

W pierwszej połowie bramkarz gdańszczan, Tadeusz Fajfer, wielokrotnie był w opałach. W największych w 30. minucie gdy po faulu Dariusza Raczyńskiego na Grzegorzu Kapicy, sędzia Henryk Klocek podyktował rzut karny. Naprzeciw Fajfera stanął doskonały napastnik Mirosław Okoński, ale nie zdołał pokonać gdańskiego bramkarza. Tadeusz Fajfer był zresztą znanym specjalistą od bronienia jedenastek. Parę tygodni później okazał się lepszy w konfrontacji w królem strzelców mundialu Espana`82, Paolo Rossim, podczas wyjazdowego spotkania z Juventusem.

W drugiej połowie to lechiści dominowali, głównie dzięki koncertowej grze pomocników - dwóch nowych nabytków – Macieja Kamińskiego z Polonii Bydgoszcz i Aleksandra Cybulskiego ze Stoczniowca Gdańsk. Jednak to nie oni stali się bohaterami spotkania o Superpuchar, a trzeci tego dnia debiutant – pozyskany z Arkonii Szczecin, Jerzy Kruszczyński. Filigranowy piłkarz w swoim stylu zachował zimną krew i gdy kibice szykowali się na serię rzutów karnych przelobował Zbigniewa Pleśnierowicza. I w ten sposób po Pucharze Polski, podopieczni trenera Jerzego Jastrzębowskiego zdobyli kolejne trofeum w postaci Superpucharu.

historia

To był pierwszy z 45 goli „Kruchego” dla Lechii. W nadchodzącym drugoligowym sezonie zdobył ich aż 31 (!) zapewniając Lechii powrót do ekstraklasy. Po jednym sezonie na najwyższym szczeblu rozgrywek Kruszczyński odszedł do Lecha Poznań.

Po tym jak ówczesny kapitan Biało-Zielonych Lech Kulwicki odebrał trofeum wykonane z bryły węgla przez bytomskich górników z kopalni Szombierki, trofeum stało krótko w klubowej gablocie Lechii, potem w Okręgowym Związku Piłki Nożnej w Gdańsku, a później puchar z węgla zaginął. Dopiero na wiosnę roku 2014 udało się go odnaleźć i od tamtego momentu stoi w Muzeum Lechii Gdańsk na PGE Arenie.

2. 14.04.1985 LECHIA – Lech Poznań 2:0 (1:0) – I liga. Bramki: Pękala (28), Kruszczyński (83)

Po 20 ligowych kolejkach Lech był w tabeli trzeci, jedynie różnicą bramek ustępując Legii Warszawa i Górnikowi Zabrze. Gdański beniaminek też był trzeci, ale od końca o punkt wyprzedzając będące w strefie spadkowej Wisłę Kraków i Pogoń Szczecin.

Przyjazd „Kolejorza” nad morze niósł za sobą wtedy mnóstwo podtekstów. Bo przecież Lech był mistrzem kraju w dwóch poprzednich sezonach pod wodzą trenera Wojciecha Łazarka, który teraz siedział na gdańskiej ławce. Przed meczem przedstawiciele tygodnika „Piłka Nożna” wręczyli Łazarkowi nagrodę dla najlepszego trenera roku 1984.

Bohaterem tego meczu był Mirosław Pękala, jeszcze na jesień gracz Śląska Wrocław, gdzie sprawiał tyle problemów „wychowawczych”, że wrocławianie bez żalu się go pozbyli, mimo ogromnego talentu. To właśnie Pękala podkręconym strzałem, niemal z linii końcowej boiska otworzył wynik. To był pierwszy gol pomocnika dla Biało-Zielonych.

historia

Kilka minut przed końcem Lechia zadała decydujący cios. Janusz Miller wyprowadził kontratak skrzydłem, wyłożył piłkę Jerzemu Kruszczyńskiemu, który nietypowo jak na siebie, bo lewą nogą strzelił do siatki i rozstrzygnął losy rywalizacji. Doskonale zagrała obrona gdańszczan, Maciej Kamiński ograniczył ruchy Mirosława Okońskiego, Jacek Grembocki – Jarosława Araszkiewicza, a Zenon Małek – Mariusza Niewiadomskiego.

Wygrana gdańszczan była zasłużona, a smakowała tym lepiej, że Lech był zdecydowanym faworytem z racji o wiele wyższej pozycji w ligowej tabeli oraz faktu, że w tamtych rozgrywkach wcześniej nie przegrał ani razu na wyjeździe.

3. 12.03.1988 LECHIA – Lech Poznań 1:1 (0:1) – I liga. Bramki: Puszkarz (62) – Pachelski (41)

Na ligowym półmetku Lechia była ósma, a Lech dziewiąty. W pierwszej połowie tamtego sezonu Lechiści zbierali pochwały za swą grę, szczególnie w defensywnie. Bilans bramek 7-10, mówi sam za siebie - najmniej strzelonych i straconych. Nie bez kozery mówiło się na Lechię - „Murarze”.

Spotkanie z Lechem toczyło się pod dyktando gospodarzy, niestety seryjnie doskonałe okazje marnował Jarosław Nowicki, którego boiskowy pseudonim „Ferrari” świadczył, iż często był szybszy od piłki. Wystarczyła jedna chwila nieuwagi, jedna kontra i Bogusław Pachelski wyprowadził „Lokomotywę” na prowadzenie.

Wyrównanie padło w najmniej oczekiwanym momencie. Niegroźna sytuacja w narożniku pola karnego zakończyła się wysokim lobem Zdzisława Puszkarza. Piłka zatoczyła wysoki łuk i nagle, ku zaskoczeniu ogółu wpadła do siatki za plecami bramkarza Lecha!

kolage

Niezmordowany, 38-letni wtedy Puszkarz zdobył wiele pięknych bramek, ale ta była jedną z najbardziej niezwykłych nie tylko w jego bogatej karierze, ale całej historii stadionu przy ulicy Traugutta 29.

4. 22.05.2011 LECHIA – Lech Poznań 2:1 (0:1) – Ekstraklasa. Bramki: Traore 2 (78-k, 80) – Ślusarski (35)

Przedostatni ligowy mecz w historii stadionu przy ulicy Traugutta. Słońce mocno doskwierało dlatego pierwsza połowa toczyła się w leniwym tempie, jedyny jej moment wart uwagi to dośrodkowanie Jakuba Wilka na głowę Bartosza Ślusarskiego i prowadzenie gości. Niecały rok później Wilk został wypożyczony do Lechii, gdzie rozegrał jedną, średnio udaną  rundę.

Druga połowa toczyła się w równie ślamazarnym tempie i gdy wydawało się, że to „Kolejorz” wywiezie znad Motławy komplet punktów, ujawnił się geniusz Razacka Traore, piłkarza który na pewno jest w najlepszej piątce graczy w historii zakładających Biało-Zielony strój. Najpierw piłkarz rodem z Afryki pewnie wykorzystał rzut karny po nieco naciąganym zagraniu ręką, a potem skierował do pustej bramki piłkę po idealnej asyście Pawła Nowaka.

To była jedna z niewielu tak składnych akcji graczy trenera Tomasza Kafarskiego tamtej wiosny. A szkoda bo jeszcze pół roku wcześniej byli najładniej grającą w lidze drużyną. Po tym spotkaniu, na dwie kolejki przed końcem, Lechia była trzecia w tabeli, a przy Traugutta unosił się zapach europejskich pucharów. Zupełnie jak teraz. Tamto spotkanie zapamiętane zostało również z powodu specyficznego zachowania reportera Canal Plus prowadzącego pomeczowy wywiad z Hubertem Wołąkiewiczem.

5. 30.09.2012 LECHIA – Lech Poznań 2:0 (1:0) – Ekstraklasa. Bramki: Wiśniewski (33), Traore (89)

Tu nie trzeba słów, niech wystarczy bramka z wymienionym wyżej Traore. Dla takich chwil warto chodzić na mecze.

 

6. 16.05.2014. LECHIA – Lech Poznań 2:1 (2:1) – Ekstraklasa. Bramki: Sadajew 2 (22,41) - Możdżeń (26)

A to już najnowsze spotkania sprzed roku. Najlepszy chyba mecz Lechii z poprzednim sezonie, a na pewno najlepszy Zaura Sadajewa w gdańskich barwach. Dziś Czeczen gra dla Lecha, a Rafał Janicki i Gerson muszą w niedzielę zrobić wszystko by ograniczyć jego swobodę.

Śledź autora na Twitterze