Wprawdzie na boisku zabrakło dobrego bramkarza, aby Lechia wywiozła 3 pkt z Zabrza, ale poza boiskiem jak na razie - wygrywają Nasi... czyli Prezesunio nasz kochany i wierni kibice, którzy dzielnie Go wspierają w potyczce z gromadą menedżerów i ich popleczników.
Rozumiem menedżerów, którzy chcą za wszelką cenę zagwarantować sobie odpowiednią opcję trenerską, która zabezpieczy spokój i stabilizację dla ich - nie zawsze dobrych - podopiecznych. Zupełnie nie mogę pojąć Hajtowego, który z uporem maniaka naciska na swoich przyjaciół wśród właścicieli klubu oraz - co gorsze - wśród nadętej gawiedzi, pseudo analityków i komentatorów futbolowych. Nie życzę Jemu, aby przejmował drużynę w klimacie skandalu i wojny z kibicami. Bez szczerego poparcia widowni praca trenera staje się beznadziejna i nieskuteczna.
"Wszechwiedzący" i "jedynie mądrzy" eksperci biją na alarm, że w Lechii nastały rządy prezesa, a właściwie kibiców z których wywodzi się szef klubu. Nie widzą szaleństwa uprawianego przez ich zaprzyjaźnionych menedżerów, którzy w ciągu 20-30 dni zatrudniają w jednym klubie wagon graczy, spośród których trzeba doszukiwać się jakości. Dlaczego polscy żurnaliści, spełniający ponoć jakąś misję społeczną, nie upominają się o młodych, naszych wychowanków, którym miejsce w zespołach zajmują zagraniczni gracze o wątpliwej jakości?
Eksperci karmieni, a raczej pojeni przez swoich kolegów - menadżerów, nie zauważają głównego problemu naszej piłki. W perspektywie czasu odbije się to czkawką na nich samych. Nasza reprezentacja będzie tak słaba, że wypadnie z rankingowej "100", liga przestanie być atrakcyjna dla kibiców i stacji telewizyjnych, że miliony złotych odpłyną z klubów - a oni sami będą pisali o ligowej piłce już tylko sprayem na murze, bo nikt tego nie będzie chciał słuchać ani czytać w mediach...
Na razie - NASI GÓRĄ!, to znaczy solidna reprezentacja kibiców spotkała się "twarzą w twarz" z całym kierownikiem zamieszania w gdańskim klubie. I wcale nie mam tu na myśli naszego Prezesa kochanego, a pana Prokurenta, który rządzi i dzieli w Lechii zza węgła... I co? Ok, spotkanko miłe, acz szczere do bólu. 1,5 godzinna debata na razie przekonała Pana Mandziarę, że Prezes klubu nie może być marionetką. A jeśli taki będzie to kibice - główni autorzy powrotu Lechii na salony - będą temu przeciw.
Wystarczyły argumenty kibiców, na jak długo? Zobaczymy... Na razie nasi górą i trzeba trzymać kciuki za Tomka i Kalusia, aby im szło jak w Zabrzu a nie jak w Stalowej Woli.
Autor: POPI