Moniz meczu z Lechem nawet w "10" nie przegrałby!
Abstrahując od głupich zmian (dobrze grający Łukasik schodzi za lekko wystraszonego Jeday'a, czy młodziutki i mający wiele braków choćby w koordynacji ruchowej Buksa pojawia się na boisku zamiast Bartka Pawłowskiego) to obok Zaura, za przegranie wygranego już meczu - ponosi odpowiedzialność nie kto inny, a trener - Joaquim "Quim" Machado.
Nieodżałowany Ricardo, nawet w tak trudnej sytuacji poganiałby naszych graczy do pressingu i błyskawicznego przechodzenia do kontrataku. Ricardo machałby ręką w kierunku bramki Kotorowskiego, Machado machał - niestety - w kierunku własnej bramki. Cofał drużynę na zatracenie, pod własne pole karne. A ja zamykałem oczy z myślą, że to tylko kwestia czasu..
A Lech był w niedzielę taki słaby, jak nigdy dotychczas. Przyjechał podłamany. Sprawiał wrażenie na boisku, jakby pogodzony z porażką. Jego kibice także tym razem - na znak buntu - cisi jak nigdy dotychczas...
Nie martwi mnie porażka, wszak to dopiero 4-ty mecz z 37-miu do rozegrania. Martwi mnie trener, nie jest Monizem. Facetem pełnym ekspresji i wiary w sukces nawet kiedy szanse są znikome. Quim nie zarazi naszych graczy walką do upadłego, do 90 minuty gry...
Martwi mnie także i zaledwie już tydzień po oddaniu za darmo Franka do Jagi, że tak naprawdę w sytuacji kiedy Czeczen musi odpocząć i lekko się podleczyć ze swojej głupiej furii, nie ma nikogo dynamicznego z przodu. Nie ma nikogo..