Szukając wzmocnień przed startem sezonu, Lechia testowała tabuny różnorakich zawodników. W pewnym momencie, na całą sytuację ironicznie zaczęły patrzeć media, lekko szydząc z poczynań zarządu i trenera Kafarskiego. Jak się okazało, wybrana droga była słuszna, gdyż sprowadzeni gracze wnieśli sporo dobrego do zespołu. Czy zimowe okienko transferowe okazało się równie owocne?

Za nami cztery kolejki rundy wiosennej. Można więc pokusić się o pierwsze podsumowania występów nowych zawodników.
Zacznijmy od Kamila Poźniaka. Wszystkim kibicom zapewne wgryzły się w pamięć długie pertraktacje na linii Bełchatów – Gdańsk, które w pewnym momencie zaczęły bardziej przypominać brazylijską telenowelę. Rozbieżności finansowe, wątpliwości co do tego kiedy Poźniak przeniesie się do Gdańska, a Paweł Buzała do Bełchatowa, zdawały się nie mieć końca. W końcu osiągnięto konsensus. Niespełna 22-letni zawodnik, stał się tym samym najdroższym zawodnikiem w historii gdańskiego zespołu. I niestety, póki co nie spełnia oczekiwań. Ten młody pomocnik, jesienią kilka razy pokazał się z bardzo dobrej strony, był wielokrotnie chwalony w mediach, dlatego wiązałem z jego przyjściem duże nadzieje. Niestety, zamiast kreatywnego, szukającego gry i stwarzającego okazje napastnikom zawodnika mamy ospałego, człapiącego i – co najgorsze – mało zdeterminowanego kopacza. Z dużej chmury mały deszcz? Na to wygląda, choć wciąż jestem daleki od ostatecznego skreślenia Poźniaka i podsumowania go jednym słowem: pomyłka. Dajmy mu więcej czasu na wkomponowanie się w zespół, zaaklimatyzowanie się. Wierzę, że będzie lepiej, tym bardziej iż gra Lechii w środku pola – co tu dużo mówić – nie imponuje. Brakuje kogoś, kto byłby w stanie wziąć ciężar gry na swoje barki. Kimś takim miał być właśnie były zawodnik GKS-u.. Póki co to zadanie go przerasta.
Drugim piłkarzem, który zasilił szeregi drużyny z Gdańska był Lewon Hajrapetjan. Lewy obrońca, który piłkarskie szlify zbierał w Niemczech, związał się z Lechią półroczną umową. Swoją postawą w rundzie wiosennej ma udowodnić, że zasługuje na dłuższy staż w zespole. Mój poziom optymizmu co do tego transferu był co najwyżej średni – a więc adekwatny do poziomu piłkarskiego Ormianina. Lepsze występy przeplata trochę słabszymi, zazwyczaj solidny, ale bez błysku. Czy w obliczu walki o europejskie puchary, w perspektywie coraz bliższego przeniesienia się na 40-tysięczną PGE Arenę, warto zatrudniać takich zawodników? Żeby było jasne – Hajrapetjan nie gra źle, moim zdaniem na wiosnę wygląda nawet lepiej niż niepewny ostatnio Andriuskevicius. Powraca jednak pytanie: Czy to jest jeden z tych zawodników, który przywdziewając biało-zielone barwy, swoją grą przyciągnie na trybuny rzesze fanów, a swojej drużynie zapewni długofalowe sukcesy? Śmiem wątpić. Przyzwyczajajmy się powoli do nowego stanu rzeczy – wymagania wobec Lechii będą stale rosnąć. Za dwa lata szóste miejsce, które dziś jest celem podstawowym, może zostać uznane za porażkę. Celujmy więc wyżej, również penetrując transferowy rynek.

Ostatnim nabytkiem, podczas ubiegłego okienka transferowego, był zdecydowanie najbardziej doświadczony z całej trójki, chorwacki obrońca Luka Vucko. Za sobą ma między innymi występy w tureckiej SuperLig, która ostatnio jest bardzo modnym kierunkiem wśród polskich zawodników. Doświadczenie, nabyte przez tego 26-letniego zawodnika, widać praktycznie w każdym meczu. Z całą pewnością można stwierdzić iż wyrasta na lidera defensywy Biało Zielonych, zwłaszcza w obliczu słabszej ostatnio dyspozycji Krzysztofa Bąka i kontuzji Sergejsa Kozansa. Zastrzeżenia można mieć tylko co do ostatniego meczu – z Śląskiem Wrocław, kiedy zawinił przy obu bramkach dla rywali, zrekompensował to jednak po części zdobyciem gola. Świetne warunki fizyczne, umiejętne ustawianie się, spokój przy wyprowadzaniu piłki – to tylko kilka z pozytywnych cech które zdążył już zaprezentować na polskich boiskach. Warto dodać, iż nie jest to zawodnik stary – ma dopiero 26 lat. Czy przez lata będzie dyrygował linią obronną Lechii? Jeżeli utrzyma, a być może nawet poprawi obecną formę, nie miałbym nic przeciwko temu.

Nowi zawodnicy – nowe nadzieje. Póki co nie wygląda to najgorzej, jednak nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej. Zwłaszcza, że marka „Lechia” znaczy coraz więcej w polskim futbolu, a apetyty włodarzy klubu i kibiców są jeszcze większe. Jak wiadomo, ambicje najłatwiej zaspokoić dobrymi wynikami, a te zapewnią nam tylko zawodnicy z dużo wyższej półki. Zróbmy więc krok do przodu. Również na rynku transferowym.

Autor: Kamil Owczarczyk

Źródło: Fot: Lechia.pl/Własne