Doświadczony obrońca liczy, że regularna gra w Lechii Gdańsk pomoże mu w powrocie do drużyny narodowej czytamy w Przeglądzie Sportowym.
Na razie wystąpił w biało-czerwonych barwach 23 razy. Z takim samym numerem będzie grał w nowym klubie.
Jakub Staszkiewicz: Przypuszczał pan w czerwcu, gdy w Gdańsku odbywało się zgrupowanie reprezentacji Polski przed meczem z Litwą, że kilka miesięcy później nastąpi przeprowadzka do tego miasta na stałe?
Grzegorz Wojtkowiak: Wtedy na pewno nie. Miałem dość mocną pozycję w TSV 1860 Monachium i nie myślałem o zmianie klubu. Zmieniło się to dopiero minionej jesieni.
Gdy zaczął pan grać coraz rzadziej.
Grzegorz Wojtkowiak: Tak było, bo zaledwie dziewięć razy pokazałem się na boisku. Zmieniła się jednak koncepcja klubu. TSV chce stawiać teraz na młodszych piłkarzy, by móc ich później sprzedać z zyskiem. Tak zaczęło się dziać po tym, jak drużynę objął Markus von Ahlen. Poszedłem wówczas na rozmowę do dyrektora sportowego i chciałem poznać plany, jakie klub ma wobec mnie. Wspólnie uznaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie zmiana otoczenia. Zwłaszcza że mój kończący się w czerwcu kontrakt i tak nie zostałby przedłużony.
Zanim drużynę objął von Ahlen, trenował pan w TSV pod okiem Ricardo Moniza, byłego trenera Lechii, który w Gdańsku jest ciągle dobrze wspominany. Jak się z nim pracowało?
Grzegorz Wojtkowiak: Bardzo dobrze, mogę mówić tylko w samych superlatywach. To szkoleniowiec, który twardo staje za zawodnikami, preferuje ciężki trening. Ale dzięki temu nie można narzekać na przygotowanie fizyczne.
Źródło: przegladsportowy.pl