lechia

Kapitan Biało-Zielonych Łukasz Surma liczy, że w niedzielę zobaczymy inną Lechię. Podkreśla, że dwa tygodnie przerwy w rozgrywkach ligowych drużyna przepracowała bardzo solidnie.

Przed meczem z Podbeskidziem, po dwóch wyjazdowych porażkach mówiłeś, że to najważniejsze spotkanie w rundzie. Wyniki nadal nie są satysfakcjonujące. To będzie kolejny najważniejszy mecz?

- Chyba nie, bo nawet jeśli pójdzie coś nie po naszej myśli, to do końca rundy są pozostałe mecze, po to aby zdobyć jak najwięcej punktów na zimę. Te dwa tygodnie przerwy przepracowaliśmy solidnie i to nie tylko po to żeby przygotować się na mecz z Zagłębiem, ale na wszystkie pozostałe spotkania w tej rundzie.

Nie mogliście jednak pracować w pełnym składzie, wielu zawodników brakowało. To przeszkadzało w przygotowaniach?

- To na pewno był problem dla trenerów, że dużo zawodników pojechało na kadrę i dużo było kontuzjowanych. Zostawało nas czasem na treningu 8-9 i śmialiśmy się, że mamy zajęcia w grupach. Udało się zagrać w sumie trzy sparingi. Muszę przyznać, że szło to opornie. Najlepszym moim zdaniem był ten z Żalgirisem Wilno. Parę akcji przypominało tą starą dobrą Lechię.

Macie kłopot z wykorzystywaniem stwarzanych sytuacji, których w meczu też nie jest zbyt wiele. Czy to kolejne mecze bez gola powodują, że plączą się nogi w kluczowych momentach?

- Jest coś takiego, że w niektórych sytuacjach boimy się wziąć odpowiedzialność, tak jak to robiliśmy będąc w formie. Jest ten strach przed podjęciem ryzyka przy strzale, czy w sytuacji jeden na jeden. Tego brakuje. Ale najgorsze będzie jeśli nie będziemy tego próbowali.

Strzelony gol dodałby wam skrzydeł, odblokował?

- Jest coś takiego. Jestem pewny, że gdybym wykorzystał swoją sytuację w meczu z Bełchatowem, czy Josip Tadić by strzelił wcześniej, to zespół zupełnie inaczej by wyglądał. Tylko jest właśnie problem jak zdobyć tą bramkę.

Poza brakiem skuteczności wiele osób zarzuca wam, że nie widać na boisku woli walki, zaangażowania, które pozwoliłoby na przezwyciężenie kryzysu.

- Walka to jest dojście do przeciwnika, pressing, ale też znalezienie się w odpowiednim momencie w polu karnym. To nie tylko wślizgi. One są potrzebne w odpowiednim momencie. Trzeba walczyć też ze sobą, aby być przygotowanym w pełni na 90 minut w każdym meczu. Zrobię wszystko, żeby tak to właśnie w niedzielę wyglądało.

W sparingach próbowaliście też grać trochę innym systemem, z dwoma napastnikami. Jak to funkcjonuje twoim zdaniem?

- Różnica jest taka, że jest dwóch współpracujących ze sobą napastników. W poprzednim systemie z szeroko rozstawionymi napastnikami nie zawsze wszyscy nadążali z wbiegnięciem w pole karne i pomocą. Ale też trzeba pamiętać, że dwóch zawodników w przodzie to jeden mniej w linii pomocy, a moim zdaniem właśnie w pomocy rozgrywa się mecz. Trzeba znaleźć złoty środek.

Pod koniec września trener Kafarski doczekał się córeczki. Planujecie kołyskę jeśli uda się zdobyć bramkę w Lubinie?

- Planowaliśmy już przed Bełchatowem. Chcieliśmy bardzo, ale ja coś schrzaniłem… Będziemy się starać, aby to wreszcie zrealizować!

Źródło: własne / fot. Marek Wiśniewski/ lechia.pl