Tak jak Lechia w końcu się „odbiła”, tak i ja zaczynam „wypływać na powierzchnię” - mówi piłkarz.
Zacznijmy przekornie, za to „z wysokiego C”: trzeba było Niemca, żeby zaczął pan grać na miarę swojego talentu i oczekiwań?
- Nie wiem, czy już gram na miarę oczekiwań... Faktem jest, że tak jak Lechia w końcu się „odbiła”, tak i ja zaczynam „wypływać na powierzchnię”. A że akurat u trenera von Heesena? Mogę zaryzykować twierdzenie, że widocznie nie cieszyłem się zaufaniem trenera Brzęczka. Po zmianie szkoleniowca wszyscy dostali „carte blanche”, najwyraźniej mnie udało się ją wykorzystać.
Ma pan pewność, że przeprowadzka do Lechii - i kontrakt długi, bo aż czteroletni - to najlepsze, co się mogło panu zdarzyć?
- Na pewno jest to pozytywna zmiana. Zresztą początek w nowych barwach - weźmy na przykład pod uwagę międzynarodowy turniej w Lublinie - miałem chyba niezły. Potem - i mam tego świadomość - nie wyszedł mi mecz z Cracovią, inaugurujący ligę. A w Lechii jest taka konkurencja - 3-4 zawodników na niektóre pozycje - że miejsce raz stracone niełatwo odzyskać.
Nie nudzi się pan z dala od brata (Mateusz Mak jest zawodnikiem Piasta Gliwice)?
- Choć mieszkam dość daleko od kolegów z obecnej drużyny, chłopaki z Lechii dbają o to, bym się nie nudził: „Budził” (Łukasz Budziłek - dop. red.), Grzesiu Kuświk, Michał Chrapek, którego znam jeszcze z juniorskich czasów w Wiśle. Zresztą w Gdańsku trudno się nudzić. Starówka jest fantastyczna.
A daleko to znaczy...?
- W dzielnicy Wrzeszcz. Konkretnie - w części zwanej „Stary Browar”!
Źródło: katowickisport.pl/własne