lechia

Były piłkarz Lechii, a obecnie napastnik GKS Bełchatów, Paweł Buzała przyjechał na klubową wigilię Lechii zorganizowaną na PGE Arenie. Rozmawialiśmy z nim o podsumowaniu tego roku i grze Biało-Zielonych jesienią.

Jaki był 2011 rok dla Pawła Buzały?

- Na pewno początek roku nie był zbyt ciekawy. Pierwsze siedem miesięcy to leczenie kontuzji. Najpierw były więzadła poboczne, potem operacja łękotki, która została zszyta. Dopiero po tych dwóch operacjach zacząłem grać i te trzy ostatnie miesiące nie były złe. Zagrałem w sumie 600 minut, strzeliłem cztery bramki.

W sumie mogłeś więcej razy wpisać się na listę strzelców. Tylko w meczu z Lechią miałeś trzy dogodne sytuacje…

- Mogło być tych bramek więcej, faktycznie miałem sporo sytuacji, ale te cztery jakoś to rekompensują. Żałuję tylko, że jako zespół mamy tylko 16 punktów. Zawsze może być jednak lepiej. Teraz jest zima, styczeń do przepracowania i zobaczymy co się wydarzy.

Plany na najbliższy czas?

- Na razie są święta, Nowy Rok, na początku stycznia mam się stawić w Bełchatowie. Czy będzie ktoś się mną interesował? Na razie o tym nie myślę.

A do Gdańska cię nie ciągnie?

- Gra się tam gdzie cię chcą i potrzebują. Ja nigdy nie powiem, że "nie" w sprawie Lechii. Grałem tu ponad cztery lata. Ale na dziś jestem w Bełchatowie i jest mi tam dobrze. Czas pokaże co się w życiu wydarzy. Ja do Lechii mam ogromny sentyment.

Z perspektywy tych kilkuset kilometrów, czego zabrakło Lechii w tej rundzie jesiennej? Wydawało się przecież po poprzednim sezonie, że zespół jest poukładany i w zasadzie jest przysłowiowym samograjem.

- Może właśnie dlatego nie wyglądało to najlepiej. Czegoś zabrakło i okazało się, że to jednak nie jest samograj. Od piątej, szóstej kolejki Lechia nie grała niestety najlepiej w piłkę, gdzieniegdzie wyrywała zwycięstwo. Ale trudno też oceniać całościowo, bo nie było mnie w drużynie. Było też dużo zmian i kontuzji zwłaszcza w formacjach ofensywnych.

Problemy zdrowotne miał też najskuteczniejszy w ubiegłym sezonie Razack.

- Ale pod koniec rundy wrócił do dyspozycji. Problem tylko polega na tym, że rzadko się w polskiej lidze zdarza, że jeśli jeden zawodnik jest w formie, a reszta drużyny nie, to on strzela po kilkanaście bramek.

Też jesteś napastnikiem, dlatego powiedz czego brakowało napastnikom Lechii? Mieli kłopot z wykorzystaniem nawet tych nielicznych sytuacji w meczach, które im się zdarzały. Jakaś blokada?

- Jeżeli gra się w zespole, który stwarza 5-6 sytuacji w meczu i nawet części się nie wykorzysta to jest większy margines błędu. A w takim zespole jakim była jesienią Lechia, gdzie tych sytuacji jest mało, ten margines musi być wręcz zerowy. Każdemu wydaje się z boku, że zawodnik ma stuprocentową sytuację i musi strzelić. Ale jeśli on ma jedną "setkę" na trzy, cztery mecze to później nie ma tej swobody potrzebnej w wykorzystywaniu takich okazji.

Źródło: własne / lechia.pl / fot. Marek Wiśniewski