Od początku tygodnia prezentowaliśmy w odcinkach obszerny wywiad z trenerem Dominikiem Czajką, szkoleniowcem odpowiedzialnym za nasze rezerwy. Dzisiaj zapraszamy na trzecią i zarazem ostatnią część wywiadu. Mamy jednocześnie nadzieję, że taka forma Wam odpowiada. Zachęcamy do dyskusji.
Mirek: Gdyby można było porównać lewe nogi Sławka Wojciechowskiego i Marka Zieńczuka, który z nich miał te rzuty wolne lepsze?
DCz: Jakiś czas temu podczas treningu tak sobie uderzali na bramkę ze stojącej piłki i powiem szczerze, że do dzisiaj obaj to potrafią. Sławek ma tę przewagę, że wokół jego uderzeń obrosły legendy, całe trybuny zawsze śpiewały jak Wojciech podchodził do wolnego, aczkolwiek Marek też tą lewą nogę ma nie od parady i jak postawi sobie 10 piłek na 16 metrze, to bramkarze często nie dolatują. Nawet jak zapyta bramkarza, w który róg chce, to i tak nic to nie daje (śmiech). Marek też pracuje ze skrzydłowymi, pokazuje im jak w biegu dokręcić tę piłkę i chłopaki mają wielkie szczęście, że mamy w klubie takiego specjalistę w tej materii.
MN: Jeśli chodzi o szatnię, jest w drużynie taka grupka śmieszków?
DCz: Mamy takich ananasów, szczególnie Piotrek Gryszkiewicz, który w tym wszystkim często wiedzie prym - jest bardzo zabawnym chłopakiem, i pośpiewa i rzuci dowcipem. Jest też Kuba Michałowski, nasz bramkarz. Nie wygląda, ale jak się w szatni odezwie to często buty spadają z nóg. Jest też Janek Kopania, czy ostatnio Dominik Rycewicz. Oczywiście największym szydercą jest Grzesiu Wojtkowiak, jak on rzuci tekstem to od razu widać, że to ekstraklasa (śmiech).
MN: Jeżeli chodzi o muzykę w szatni, czego słucha ta grupa młodych ludzi?
DCz: Powiem tak, to są takie polskie rytmy, nie wiem czy to jest hip-hop czy co innego. My na to mówimy w sztabie, że to jest „chodzone - mówione” i tak naprawdę jak w autobusie czasami puszczą to tylko widzę reakcję Mateusza Bąka (śmiech). Nie jest zadowolony z tego. No ale to jest ich czas, ich miejsce i jesteśmy tolerancyjni. My jesteśmy na trochę innych dźwiękach wychowani. Przed meczem w szatni obowiązkowo leci Silver i jego utwory o Lechii dają dobrego kopa motywacyjnego.
MN: Nazwę to szlakiem Olsztyńskim, ale mamy od jakiegoś czasu w składzie Dymerskiego i Cegiełkę. To jest taki nowy trend w Lechii, wyciąganie perełek z Warmii?
DCz: Doszedł niedawno jeszcze Adam Kuczniar, Jakub Kapuściński i Kacper Sezonienko.
MN: To już jest 5, prawie autostrada z Olsztyna do Gdańska.
DCz: Nie ukrywam, że ten rejon jest dla nas bardzo przychylny, bo stamtąd jest po prostu blisko do Lechii. A dwa, że postrzegani jesteśmy w tamtych rejonach jako solidni partnerzy. Mamy bardzo fajną współpracę z trenerami z tamtego rejonu. Więc oni nam tych chłopców polecają, żebyśmy ich sprawdzili.
MN: Ostatnie duże nazwisko, które wyszło z Olsztyna to chyba Adrian Mierzejewski…
DCz: Tak on jest z tej samej akademii co Dymerski i Kapuściński. Robią tam naprawdę ciekawą robotę.
MN: Czy ciężko jest przygotować zespół do startu rundy, gdy mamy tak długą przerwę?
DCz: Każdy woli grać, to nie podlega wątpliwości. I tak mieliśmy krótszą przerwę, bo kiedyś przygotowywało się po 10-12 tygodni. To było chore patrząc z perspektywy zawodników. Teraz ten okres jest 7-8 tygodniowy. Niemniej każdy pali się już do ligi. Chłopaki naprawdę ciężko trenują, żeby być gotowymi. Ale co możemy zrobić? Trzeba to przetrwać.
MN: Jakim człowiekiem jest Dominik Czajka, kiedy nie jest trenerem?
DCz: Bardzo spokojnym, rodzinnym, wręcz domatorem. Mam dwójkę dzieci 3 i 13-letnie. Jest co robić (śmiech).
MN: Ulubione miejsce do spacerów w Gdańsku?
DCz: Moim kultowym i ulubionym miejscem od lat jest Brzeźno nad morzem i nasza Starówka. Może nie są zaskakujące, ale to moje miejsca.
MN: Jak to się stało, że trafił Pan jako piłkarz do Floty i Kotwicy?
DCz: Bardzo prosta odpowiedź (śmiech). Poszedłem tam, gdzie mnie chcieli, więc nie będę tutaj koloryzował, wymyślał niestworzonych historii. Moje umiejętności i a przede wszystkim zdrowie pozwalały mi tylko na grę na takim poziomie.
MN: Jaki to był okres w Świnoujściu?
DCz: W Świnoujściu sportowo było bardzo słabo. Już w debiucie w Polkowicach doznałem groźnej kontuzji. W tamtych czasach medycyna na tym poziomie była nie za ciekawa, poświęciłem na leczenie 7-8 miesięcy, więc sportowo nie wyglądało to najlepiej.
We Flocie była za to bardzo fajna atmosfera w zespole, byli dobrzy piłkarze - Krzysiu Mikuła, Sergiusz Prusak, Marek Niewiada, Kamil Jakubiak, który miał później nawet debiut w Polonii Warszawa w Ekstraklasie, gdzie zdobył dwa gole i jest także wychowankiem Lechii Gdańsk rocznik 75. Więc grupa była naprawdę fajna. Później trener Kępa pociągnął mnie za sobą do Kotwicy, tam spędziłem 3 lata i tam poznałem moją obecną żonę. Ale nie mówmy tu o historii, ta moja „kariera” to już zamierzchłe czasy.
MN: Ok, ostatnie pytanie o historię. Ostatni mecz z Pomezanią w IV lidze, wchodzimy do III i czy wówczas rozmawialiście sobie z kolegami z boiska o przyszłości? Mieliście takie myśli, że Lechia będzie liderem ekstraklasy, a Wy wrócicie jako szkoleniowcy?
DCz: Jak tutaj wracałem, to klub odbudowywali kibice. Nie oszukujmy się, na tym etapie, kiedy ja wróciłem, to przede wszystkim byli Oni. Poświęcali często własne środki i czas za to należy im się ogromny szacunek. We wszystkich rozmowach było to marzenie powrotu do Ekstraklasy i było to wszystko napędzane pozytywną energią, żeby Lechia wróciła do dobrych czasów i krok po kroku robiła awanse. Wiedzieliśmy, że to nastąpi. Nie wiedzieliśmy ile to zajmie czasu, ale wszyscy wiedzieliśmy, że to się stanie.
Kapitalnym uczuciem dla nas byłych piłkarzy jest świadomość, że daliśmy naszym kibicom kilka awansów, a wiemy przecież, że dla niektórych nasza Lechia to wszystko co mają, to całe ich życie. Widzieliśmy tę radość w ich oczach, to było piękne. Właśnie w meczu z Pomezanią grałem na prawej obronie i mieliśmy takiego kibica, który bardzo chciał naszą koszulkę i w czasie meczu przeskoczył przez płot i biegał równo z nami, żeby ją na koniec dostać. I ten biedny kibic biegał po tej starej bieżni za nami w przód i tył i w końcu jak już się mecz skończył, rzucił się chyba po koszulkę Jasia Melaniuka i z wycięczenia padł razem z tą koszulką na ziemię (śmiech). Te czasy były bardzo fajne.
MN: Dobrze, to skoczmy znowu do teraźniejszości. Mamy prawdziwy wysyp reprezentantów kraju w różnych rocznikach, czy dla trenera to jest pozytywny ból głowy, kiedy co chwila ktoś ze składu wypada?
DCz: My jesteśmy dumni i bardzo zadowoleni z postawy naszych chłopaków, widać że ta praca którą zaczęliśmy i te zmiany, które przeprowadziliśmy 3-4 lata temu przynoszą efekty w postaci reprezentantów. Jesteśmy równie dumni z ilości chłopaków w 1. zespole, bo to jest nasz główny cel.
MN: Ostatnie pytanie, proszę o parę słów o nowym zawodniku, który zasilił Lechię w ostatnim czasie trochę po cichu.
DCz: Adam Kucznier był w grudniu na dwutygodniowych testach, później w styczniu został zaproszony na jeszcze jeden tydzień i byliśmy już pewni, żeby go do nas wypożyczyć na pół roku, dać mu szansę i już widać, że się nie pomyliliśmy. Miał już nawet debiut u trenera Stokowca w meczu z Olimpią Grudziądz. Wszystko w jego nogach i głowie.