Ostatnim sezonem Biało-Zielonych na zapleczu Ekstraklasy były rozgrywki 2007/08. Wówczas gdańszczanie awansowali i po wieloletniej przerwie wrócili do najwyższej klasy rozgrywkowej. Początek sezonu jednak tego nie zapowiadał.
Dziś gdańszczanie ponownie grają na zapleczu, jednak celem władz i zespołu jest jak najszybszy powrót do ekstraklasy. Marzą o tym także kibice, którzy nawet mimo kar nałożonych przez PZPN jeżdżą na wyjazdy. Zadanie awansu nie będzie jednak takie proste. Po pierwsze dziś I liga jest bardzo silna, a po drugie klub przechodzi transformację i prawdziwą rewolucję kadrową.
Przed pierwszą przerwą reprezentacyjną ekipa Szymona Grabowskiego zgromadziła dziesięć punktów, na co złożyły się trzy zwycięstwa, remis i trzy porażki. Kiedy 15 lat temu Biało-Zieloni wracali do ekstraklasy, mieli jednak o wiele gorszy początek rozgrywek. Czy to napawa optymizmem w kontekście potencjalnego awansu w tym sezonie? Na pewno w jakimś stopniu tak. Cofnijmy się więc do lata 2007 roku.
Po siedmiu kolejkach (a więc na tym samym etapie co dziś) zespół prowadzony wówczas przez Tomasza Borkowskiego miał na koncie pięć punktów i zajmował odległe 13. miejsce. Biało-Zieloni mieli jednak rozegrane jedno spotkanie mniej - mecz 1. kolejki z Arką Gdynia rozegrano dopiero w październiku. Przypomnijmy, że awans otrzymywała najlepsza ekipa, a dwie kolejne grały między sobą baraż. Start sezonu gdańszczan nie był więc wymarzony. Zaledwie jedna wygrana z Piastem Gliwice po siedmiu kolejkach była wynikiem dalekim od ideału i nie zwiastowało wielkiego sukcesu, jakim był powrót do Ekstraklasy.
Na dorobek pięciu oczek złożyły się wspomniana wygrana 3:0 z gliwiczanami oraz remisy 2:2 z Wisłą Płock i GKS-em Jastrzębie. Ponadto Lechiści przegrali z Turem Turek (0:2), Polonią Warszawa (1:3) oraz Odrą Opole (1:2). Po tym ostatnim spotkaniu pracę stracił Tomasz Borkowski, którego tymczasowo zastąpił Tomasz Kafarski.
Jak potoczyła się dalsza część sezonu, wszyscy chyba pamiętają. 18 maja 2008 roku po wygranej ze Zniczem Pruszków Lechia zapewniła sobie powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. W Gdańsku zapanowała wielka feta i radość. Takich samych emocji i obrazków życzylibyśmy sobie także w maju 2024 roku. O to łatwo jednak nie będzie.
źródło: własne