Mistrzowie Polski stracili w Łodzi 13 oczek, które przesądziły o porażce w przedostatniej kolejce fazy zasadniczej.

Losy meczu utarły się w pierwszej połowie spotkania, w której padły wszystkie punkty. W kolejnych czterdziestu minutach kibice nie zobaczyli ani jednej akcji punktowej. Budowlani Łódź – Lechia Gdańsk 0:13 (0:13).

LECHIA: Kaszuba (50 Zieliński), Sajur, Witoszyński - Nowak (35 Wantoch-Rekowski), Krużycki - Hebda, Majcher, Timoteo - Piszczek (41 Hedesz) - Popławski - Bryce, Wilczuk, Kwiatkowski, Rokicki (65 Wójcik) – Jurkowski.

Pomimo zawodników z Samoa i reprezentacyjnego centra Dawida Popławskiego biało-zieloni nie byli w stanie przedrzeć się przez monolit, jaki stanowiła tego dnia łódzka drużyna. Gdańska „piętnastka” była wpierana dodatkowo przez swojego wychowanka – Rafała Sajura, który niestety nie mógł dokończyć meczu, ponieważ dość szybko doznał kontuzji karku. Budowlani przeważali w grze jeden na jeden, a jedyny problem mieli z powstrzymaniem Samoańczyków, którzy dwoili się i troili, aby zdobyć dla Lechii punkty.

Lechia zagrała dobrze tylko przez 20 minut spotkania, kiedy ataki były agresywne, a obrona dość szczelna. Najlepszym, stałym fragmentem gry był aut, który w sobotę był domeną Lechii. Najpierw Paweł Nowak, a później Michał Krużycki wygrywali nawet cześć wrzutów przeciwnika. Niestety ale wolne wyjście piłki z formacji, a przy tym bardzo szybka defensywa Łodzi, zabijały grę w środku pola. W 20 minucie spotkania Lechia miała najlepszą okazję do zdobycia punktów. Najpierw w środku pola Mariusz Wilczuk zdołał oszukać swojego vis-à-vis i podać za plecami piłkę do Henrego Bryce, ten oddał ją do skrzydłowego Roberta Kwiatkowskiego, znowu włączył się do akcji i skończył rajd z „jajem” metr przed polem punktowym.

Druga połowa była lepsza w wykonaniu gdańszczan, jednak żadna drużyna nie zdobyła punktów. Większość akcji toczyło się na połowie Budowlanych, ale pomimo to, droga do pola punktowego była szczelna. Lechia często atakowała, jednak w wielu akcjach piłka wypadała do przodu. Twarda gra blisko przy płynie powodowała masę błędów.

Lechia nie potrafiła wykorzystać swoich atutów w postaci Michała KrużyckiegoTomasza HebdyRafała Witoszyńskiego czy Rafała Sajura, którzy nie mogli zrobić wyłomu w defensywnie Łodzi. To właśnie ci zawodnicy przyzwyczaili nas do swoich agresywnych wejść, które spychały przeciwnika do głębszej obrony i zmuszały do błędów. W meczu z Łodzią tego zabrakło, ponieważ silna obrona - jeden na jeden - eliminowała „ciężką broń Lechii”. Dobrą zmianę dał Bartłomiej Wójcik, który miał kilka świetnych akcji!

Odrębny rozdział należy poświecić pracy arbitra głównego, który tego dnia zwracał szczególną uwagę na odkładanie piłki w drugiej fazie kontaktu. Było to szczególnie zauważalne w momencie, kiedy przy piłce byłMisioka Timoteo, który przebijał się przez pierwszą linię obrony, zdobywał metry, padał w końcu na ziemię, odkładał piłkę i w sposób błyskawiczny słyszał gwizdek sędziego. Marcin Zeszutek ze swoją aptekarską dokładnością wygwizdał „Mistiego”. Samoańczyk był załamany decyzjami arbitra, które były dla niego niezrozumiałe. Jak sam przyznał po meczu - „grałem na wielu stadionach w różnych krajach, jednak z takimi decyzjami nigdy się nie spotkałem. Przykro mi, że nie potrafiłem pomóc chłopakom”. Zespół z Gdańska zagrał kiepskie zawody i nikt nie doszukuje się porażki w osobie arbitra, jednak należy zwrócić uwagę na decyzje tego sędziego, ponieważ zabija on przyjemność gry u zawodników i sens gry w ogóle. Tyle samo pretensji słychać było u działaczy i kibiców z Łodzi, którzy najbardziej obwiniali sędziego za to, że nie uznał im punktów.

Łódź wygrała zasłużenie, ponieważ potrafiła wykorzystać swoje atuty, które są niepodważalne, czyli pracaMeraba Gabuni, szybkość podań Łukasza Żórawskiego oraz grę nogą i rozprowadzanie gry przez Teimuraza Sokhadze. Reszta zespołu nie okazała się gorsza i realizowała jedyną słuszną taktykę na ten mecz, którą przewidział trener Mirosław Żórawski.

Zobacz fotorelację z meczu

Na słowa uznania zasłużyła łódzka publiczność, która dopingowała swoich sympatyków przez 80 minut. Niestety zdarzyły się również bardzo niecenzuralne, „piłkarskie” przyśpiewki i antydoping ze strony części zgromadzonych osób. Trzeba to chyba wytłumaczyć tym, że Budowlani grali na piłkarskim stadionie Widzewa Łódź, jednak jeśli takie zachowanie zacznie się powtarzać, to idea rugby straci swoją wyjątkowość…

Mistrzowie Polski wracali do Gdańska niestety w kiepskich nastrojach. Miejmy nadzieję, że zostaną one przekute w poprawę gry, ponieważ zbliża się już najważniejszy etap rozgrywek, gdzie nie można popełniać takich błędów, jeśli myśli się o obronie tytułu. Trzeba obudzić potencjał, który drzemie w biało-zielonych i godnie rywalizować z najlepszymi drużynami w kraju. Głowa do góry, jesteśmy z Wami!

Źródło: lechiarugby.pl, budowlanilodz.dbv.p

O AUTORZE
DarioB
Author: DarioB
Badacz Historii Lechii
Z portalem Lechia.net związany od 2003 roku. Wcześniej głównie foto, obecnie archiwa oraz badanie historii Lechii Gdańsk.
Ostatnio napisane przez autora