Michał Probierz dostał przed sezonem kadrę podziurawioną ze wszystkich stron.
Ściągnięto kilku zawodników, którzy mają nie tylko załatać te dziury, ale również podnieść poziom sportowy. Celem jest bowiem pierwsza piątka tabeli. Żeby to osiągnąć, trzeba przede wszystkim zniwelować najsłabsze strony drużyny, przez które ostatnia runda była tak mizerna. Dlatego też, efektownie grający i doświadczony Matsui wcale nie musi być największym wzmocnieniem Lechii.
Nie trzeba być ekspertem żeby zauważyć, że w zeszłym sezonie katastrofalnie spisywała się obrona. Radosny futbol serwowany nam przez Janickiego i Brożka niejednokrotnie przyprawiał o ból głowy, a głupio tracone bramki w końcówkach psuły humory na cały tydzień. W ofensywie nie było źle. Wbrew powszechnej opinii, że Lechia bez Razacka nie istnieje, nasza drużyna strzeliła dokładnie tyle samo bramek wiosną, co jesienią. Jedynym problemem była szwankująca skuteczność, ale statystycznie rzecz biorąc, atak wyglądał dobrze.
W takich okolicznościach zdecydowano się na sprowadzenie Pazio, Bąka i Matsui, a z wypożyczeń wrócili Tuszyński i Grzelczak. W ofensywie ciężko mówić o jakichś większych zmianach - zrobiło się większe pole manewru, a dziurę po Ricardinho wypełnił Matsui. Ta roszada raczej nie wpłynie kolosalnie na siłę rażenia Lechii. Japończyk nie jest piłkarzem, który strzela mnóstwo goli, czy zalicza wiele asyst. Widać to chociażby po sparingach. To jest gość, który rozgrywa i daje jakość w ataku pozycyjnym. Można także spodziewać się po nim większej stabilności formy i odpowiedzialności za grę niż w przypadku Ricardinho. Te cechy powinny przełożyć się chociażby na lepszą grę na własnym stadionie, ale liczba zdobytych bramek nadal będzie zależeć od Dudy, Buzały, czy Wiśniewskiego.
No więc co z obroną? Na lewej pojawił się Pazio, który całkiem dobrze grywał w Polonii, ale w sparingach przed sezonem był cholernie elektryczny, więc ciężko stwierdzić, czy nasze problemy na tej pozycji się skończą. Szczególnie, że na horyzoncie nie widać żadnego zmiennika. Możemy się pocieszać, że w naszej lidze cholernie ciężko o dobrego lewego obrońcę i nie jesteśmy w najgorszej sytuacji. Na bezrybiu i Pazio ryba. Kolejną niewiadomą jest Mateusz Bąk, którego największą wadą jest to, że trudno mu utrzymać stałą, przyzwoitą formę i zdarza mu się puścić jakiegoś babola. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak powinien być lepszy od beznadziejnego Buchalika.
No i tutaj dochodzimy do wzmocnienia, które w mojej opinii będzie kluczem do poprawy gry Lechii w nowym sezonie. Warto zwrócić uwagę, że w rundzie jesiennej 2012/2013 nasza defensywa spisywała się naprawdę dobrze. Wszystko zaczęło się sypać po kontuzji Sebastiana Madery. Nagle pojawiły się tracone gole po stałych fragmentach gry, mnóstwo indywidualnych pomyłek i błędy w komunikacji. Bobo Kaczmarek nie potrafił wypełnić powstałej luki. Nie sprawdzał się ani Janicki, ani Krzysztof Bąk. Teraz najpewniejszy punkt naszej defensywy wraca do gry i z pewnością dużo łatwiej będzie zmontować w linii obronnej sprawnie działający mechanizm. Jeśli Probierz tego dokona, będziemy świadkami wartościowego wzmocnienia całego zespołu. Powinno to zdecydowanie przybliżyć piłkarzy Lechii do spełnienia postawionego przez zarząd celu.
Przeczytaj inne felietony z cyklu: Okiem kibica
autor: Stanisław Kaczorowski