Lechia Gdańsk przegrała wyjazdowe spotkanie ze Stalą Mielec 1:2 po decydującej bramce w ostatnich chwilach spotkania. Trener Szymon Grabowski nie ukrywa rozczarowania.

Konferencję pomeczową trener rozpoczął w swoim stylu. – Chcę zacząć od dwóch spraw. Przede wszystkim od podziękowań oczywiście dla naszych kibiców, którzy całą Polskę w takiej liczbie jechali po to, żeby nas wspierać, przeprosić ich oczywiście za to, że muszą w smutnych humorach wracać do Gdańska. Chcę pogratulować przeciwnikowi, Stali Mielec zwycięstwa, chcę podziękować moim zawodnikom za to, że dali dzisiaj całego siebie, bardzo dużo siły poświęcili w to spotkanie. I niestety wrócimy źli, wrócimy rozgoryczeni i wrócimy co najważniejsze i najsmutniejsze bez, chociażby jednego punktu - mówił szkoleniowiec.

Trener wyraził zadowolenie z pomyślnych początków spotkania, choć podkreślił niedosyt. – Myślę, że dobrze zaczęliśmy ten mecz, zaczęliśmy dominować i mieć optyczną przewagę. Myślę też, że wtedy powinniśmy zdobyć bramkę jedną drugą i może byłoby łatwiej. Druga połowa, tutaj też mamy do siebie pretensje, że nie utrzymywaliśmy się przy piłce wystarczająco długo. Zbyt prosto oddawaliśmy pole i można powiedzieć przeciwnik się nakręcał, i rzeczywiście miał tą przewagę. Tym niemniej my dobrze się organizowaliśmy szczególnie w grze niskiej, dobrze broniliśmy pola karnego i  pewnie ten mecz mógł zakończyć się wynikiem remisowym, bo też trzeba docenić zawodników za to jak bronili. Myślę też tutaj kiedy zmieniliśmy ustawienie, kiedy już te boczne sektory nie były tak groźne jak wcześniej, ten mecz wyglądał można powiedzieć, całkiem odpowiedzialnie.

Trener nie ukrywał też pretensji do arbitra głównego: - Ale też chcę powiedzieć, pierwszy raz to robię, pierwszy raz na konferencji powiem o pracy sędziowskiej. Bo w moim odczuciu  czujemy się po prostu skrzywdzeni. Mamy naprawdę bardzo dużo znaków zapytania w głowach, a na pewno dwa. Pierwszy znak zapytania: co się stało w momencie kiedy sędzia zauważył faul ręką, gdzie strzelamy bramkę według mnie prawidłową, według sędziego technicznego również prawidłową. Ale według sędziego głównego i sędziów na VARze – nie. Do tego drugi znak zapytania jest jeszcze większy: co się stało w momencie straty bramki naszej pierwszej? Kiedy Wlazło wypycha, pcha Piłę, który wywraca się, efekt jest taki że tracimy drugą bramkę. Gdzie był wtedy VAR i gdzie byli sędziowie? Więc dlatego jesteśmy rozgoryczeni i naprawdę nie rozumiemy tych decyzji. Niestety życie nas kolejny raz doświadcza, ale będziemy silneijsi - mówił wściekły.

Zapytany o rozpoczęcie gry po kontrowersyjnej bramce, kiedy sędzia postanowił przypatrzyć się sytuacji już po gwizdku, szkoleniowiec Lechii również nie krył zdziwienia. –Też powiedziałem sędziemu technicznemu, że czemu zaczęliśmy grę. W ogóle nie było reakcji, w ogóle on sam nie wiedział, co się stało, jakby to była czysta bramka. My jesteśmy rozżaleni i zdenerwowani. Biednemu wiatr w oczy. Przyjmujemy to, ale bez przesady. Jakieś granicę muszą być. Szkoda, że cała ekipa arbitrów nie widzi teraz naszych zawodników, bo to nie jest miły widok. Potencjalnie sędzia nam dziś odebrał dużo, nie tylko punkty.

Dopytywany o przebieg spotkania ponownie podkreślił niedosyt – Stal oczywiście się w pewnych momentach nakręcała się i wiedzieliśmy, że to będzie ciężki mecz jeśli chodzi o naszą organizację w defensywie. Ale naprawdę, większość sytuacji wybroniliśmy, przez większość zapracowaliśmy na to też szczęściem i finalnie okazało się, że ktoś nam to wszystko zabrał - powiedział.

Co wydarzyło się w doliczonym czasie gry, kiedy Lechia straciła, kolejny raz w końcówce, bramkę? – My przede wszystkim byliśmy w posiadaniu piłki. Błędów w przeciągu drugiej połowy było więcej. Bo mimo tego, że kierowaliśmy piłkę w pierwsze podanie do przodu, to nie możemy kierować do najbliższego przeciwnika. I to jest raz. Potem nasza organizacja zawiodła, co trzeba sobie powiedzieć, bo ta półprzestrzeń nasza prawa, ten boczny sektor był źle zaasekurowany. Tutaj na pewno lepiej mogli się zachować nasi środkowi pomocnicy, ale też środkowi obrońcy. Doprowadziliśmy do uderzenia, którego nie byliśmy w stanie zblokować. Piłka na nodze i nagle okazuje się, że kilka błędnych decyzji jeśli chodzi o poruszanie powoduje, że przeciwnik dochodzi do zbyt łatwego w mojej ocenie uderzenia - ocenił.

Na pytanie o nieobecność na ławce Conrado i dość zaskakujące zmiany, trener wypowiedział się następująco: – Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to tak nie pojechał z nami, tak samo jak Mena, Wójtowicz i Bobcek. Wiadomo, że ta nasza kadra nie jest szeroka i potencjalnie cała ta czwórka miała duże szanse, gdyby była zdrowa, żeby zacząć dzisiaj od pierwszej minuty, a co za tym idzie, nasza ławka by wyglądała inaczej i pewnie bylibyśmy silniejsi. Co do samych zmian, no to jeśli chodzi o zmianę Antona, były różne argumenty, ale głównie było to spowodowane tym, że chcieliśmy zmienić strukturę na 5-4-1, gdzie te boczne sektory szczególnie Serhij Krykun bardzo fajnie się odnajdywał i stwarzał przewagę dla rywala. Chcieliśmy tam wprowadzić jednego człowieka, żeby było jeden na jeden. Myślę ze to nam się udało. A co do Maksa, bo też tutaj próbowaliśmy jeszcze jakoś zadziałać, może jakiś bodziec do przodu. No finalnie widać, efekt – zerowy - zakończył szkoleniowiec.

źródło: własne