Przedostatnia kolejka ekstraklasy zbliża się wielkimi krokami. Już w sobotę o godz. 17 na ośmiu stadionach rozpoczną się mecze, które będą miały ogromne znaczenie w walce o mistrzostwo Polski i utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Jak wiadomo, kibice Lechii i Wisły od lat żyją w wielkiej przyjaźni. Widzieliśmy to choćby jesienią, gdy Lechia grała w Krakowie, a atmosfera na trybunach była wspaniała. Teraz powinno być podobnie. Gdański klub początkowo przeznaczył dla fanów Wisły 2200 biletów.
Rozeszły się one błyskawicznie, ale chętnych jest zdecydowanie więcej. Lechia zapewniła, że na mecz wejdą wszyscy kibice Wisły, którzy przyjadą do Gdańska. Z szacunkowych danych wynika, że tych powinno zjawić się na stadionie Lechii ponad trzy tysiące.
Kibice obu klubów przygotowują wspólną oprawę tego meczu. O atmosferę przyjaźni na trybunach można być zatem spokojnym. Na boisku jednak nie będzie mowy o sentymentach, bo choć obie drużyny mają diametralnie odmienne cele, to i dla Lechii i dla Wisły jest to mecz o życie.
Dopiero jeśli "Biała Gwiazda" pokona Lechię na jej terenie, będzie można mówić ostatecznie o pożegnaniu wyjazdowej zmory. "Biało-zieloni", jeszcze w większym stopniu niż Wisła, są drużyną swojego stadionu. Gdyby Lechia choć w małym procencie grała poza Gdańskiem tak jak u siebie, to już dawno nie martwiłaby się o utrzymanie. Dość powiedzieć, że z 29 punktów, znajdujących się obecnie na koncie Lechii, aż 24 zdobyła ona na swoim terenie. To zmusza wiślaków do dużej ostrożności. Nie może być nawet mowy o lekceważeniu potencjalnie słabszego rywala, bo cena za takie podejście może być ogromna. Na razie obie drużyny mają swoje problemy przed sobotnim meczem. W Wiśle wszystko wskazuje na to, że nadal nie będzie mógł grać kontuzjowany Rafał Boguski. Drobne problemy zdrowotne miał również Paweł Brożek, ale w Gdańsku wystąpi. W Lechii tymczasem mała epidemia grypy żołądkowej. Z wirusem zmagali się Arkadiusz Mysona, Maciej Kowalczyk i Paweł Buzała.
Źródło: Gazeta Krakowska