Rifet Kapić kilka tygodni temu został zawodnikiem Lechii Gdańsk. W mocnym wywiadzie z Tymkiem Kobielą opowiedział m.in. o tym, jak grało się w Ukrianie podczas wojny. Wyjaśnił też, dlaczego przed transferem do Gdańska został najpierw zawodnikiem Valmiery.
Od 24 lutego 2022 roku w Ukrainie trwa wojna. Rifet Kapić od października minionego roku był zawodnikiem Krywbasu. W rozmowie opowiedział m.in. o tym, jak wyglądała wojenna rzeczywistość. Co w ogóle zdecydowało o przeprowadzce zawodnika, do kraju, w którym trwa wojna? - Mam żonę. Przeprowadziłem się sam. To była trudna decyzja. Każdy piłkarz chce grać na najwyższym poziomie w dobrych warunkach, ale czasem trzeba być szczerym z samym sobą. Czasem ma się lepsze, a czasem gorsze momenty - przyznał.
- Krzywy Róg to miasto prezydenta Zełeńskiego. Powiem szczerze, mój ojciec walczył w wojnie w Jugosławii, kiedy Serbia zaatakowała Bośnię. Dwa miesiące był w śpiączce. Nie musiałem go nawet pytać o ten transfer, by znać odpowiedź. Ale rozmawialiśmy o tym dwa tygodnie. Powiedział, że jeżeli go zapytam, to nigdy się na to nie zgodzi, ale to moja decyzja. Na pewno nie było łatwo. Pomyślałem, że pojadę tam na tydzień bez podpisywania kontraktu. Krywbas to zaakceptował. Zaprosili mnie na tydzień, żebym trenował i zobaczył sytuację. Gdyby mi się nie spodobało, dostałbym bilet powrotny. Tak zrobiliśmy. Trener Wernydub gwarantował, że jestem dla niego jak syn i nigdy nie zaprosiłby mnie gdzieś, gdzie sytuacja jest naprawdę trudna. Zgodziłem się, ale i tak musiałem sprawdzić. Kiedy przyjechałem wszystko wyglądało normalnie. Jedynym, co mnie zszokowało, były syreny alarmowe. Kiedy to słyszysz, zastanawiasz się, co teraz. To jest coś nowego, nigdy tego nie doświadczyłem i nie potrafię nawet wytłumaczyć. - dodał.
Zawodnik opowiedział także o kilku stresujących sytuacjach, których doświadczył, kiedy niemal tuż obok niego spadały rakiety. - Nigdy nie zapomnę jednego dnia. Mieliśmy mecz, następnego dnia była regeneracja. Poszedłem spać. Wszyscy zawodnicy byli w nowej bazie, mieliśmy tam jedzenie, wszystko. Nagle ktoś nas obudził i kazał zejść do schronu. Mówił, że Rosjanie będą atakowali bombami. To był szok. Śpisz, a chwilę później musisz zostawić wszystko, schować się i czekać, co się wydarzy. Słyszysz te rakiety. Byliśmy tam godzinę, w Krzywym Rogu nic się nie stało, ale to było niedaleko. Budynki zostały zniszczone. Kiedy to poczujesz, jest naprawdę trudno. Gdybym powiedział Ci, że było dobrze, a ja cieszyłem się piłką, skłamałbym. Stresowałem się. Byłem silny psychicznie, bo skupiłem się na swoim planie i akceptowałem rzeczywistość. Wierzyłem w siebie i w to, że jeżeli przez to przejdę, będzie lepiej. I dzięki Bogu pojawiła się Lechia, mam wszystko, czego chciałem. Jestem tu szczęśliwy. Ale kiedy graliśmy w Kijowie, było ciężko. Nie zapomnę przedostatniego meczu. Gra się tylko na kilku stadionach, bo na przykład Donieck został zniszczony. Jest kilka obiektów. W Kijowie dzień przed meczem poszliśmy na spacer rano. Normalnie, wokół hotelu. Wróciliśmy i nagle usłyszeliśmy rakiety. Spadały na miasto. Czułem się jak w jakimś filmie. Widzisz to, ale nie wierzysz, że to prawda. Że może rakieta uderzyć w Ciebie i umrzesz. Co masz zrobić? Pobiegliśmy do hotelu, patrzyliśmy przez okna, ludzie uciekali. Słyszysz rakiety i nie wiesz, gdzie uderzy następna. W tym momencie cieszyłem się, że Bóg mnie uratował, ale też wiedziałem, że muszę odejść. Naprawdę współczuję wszystkim ludziom w Ukrainie, bo wiem, przez co przechodzą. Mam nadzieję, że wkrótce się to skończy - wyjawił.
- Przyjacielu, tygodniami nie miałem tam internetu. Wariowałem. Nie mogłem nikomu odpowiedzieć, oni musieli się zastanawiać, co się ze mną dzieje. Przetrwałem to. Przetrwałem, bo wierzyłem w swój plan na piłkę. Ale cała reszta? Gdybym miał to jeszcze raz przejść, zastanowiłbym się dwa razy - przyznał.
Cała rozmowa z Rifetem Kapiciem dostępna na kanale Tymka Kobieli na YouTube (
).źródło: Tymek Kobiela - YT