-Tak naprawdę przez 90 minut nie wykreowaliśmy żadnej sytuacji do zdobycia bramki i Motor wykorzystał, to co miał. - powiedział Miłosz Kałahur po piątkowej przegranej z Motorem Lublin.

- Przyjechał dzisiaj bardzo dobrze zorganizowany zespół, jakim jest Motor Lublin. Wydawało się, że w pierwszej połowie kontrolowaliśmy, utrzymywaliśmy się przy piłce, ale jakoś konkretów nie było. Tak naprawdę przez 90 minut nie wykreowaliśmy żadnej sytuacji do zdobycia bramki i Motor wykorzystał, to co miał. Robił przewagi na bokach, mieli plan na to spotkanie, wyeliminowali nasze mocne strony, jakimi są skrzydła i szybkie ataki z tych pozycji - skomentował.

- Niektórzy dopisywali nam trzy punkty już przed meczem. To jest tylko sport. Jakbyśmy dopisywali sobie trzy punkty przed każdym meczem, to moglibyśmy się ogłosić mistrzem Polski. Wiemy, że każdy zespół analizuje nasze mecze i chce zdobyć trzy punkty. Tydzień temu graliśmy z wicemistrzem Polski na wyjeździe i zremisowaliśmy, a teraz przyjeżdża beniaminek i z nami wygrywa. To jest piłka nożna, tu nie ma znaczenia czy ktoś grał niedawno w I lidze, bo tu każdy chce wygrać.

Zawodnicy Lechii Gdańsk kreowali akcje w mozolny sposób. Z czego to wynikało? - Może takie odczucia gdzieś są, jakieś zmęczenie, jednak tutaj nie upatrywałbym żadnej przyczyny. Trzeba ten mecz po prostu przeanalizować, wyciągnąć wnioski i więcej takiego spotkania nie zagrać - powiedział.

Najlepszą okazję mieli w 52. minucie, kiedy Tomasz Neugebauer z bliskiej odległości przymierzył minimalnie obok słupka. Czy w przypadku zdobytej bramki ten mecz skończyłby się inaczej? - To jest piłka nożna. Nawet przy wyniku 1:0 dla Motoru nikt nie może spuszczać głowy. Gra się do końca i ten mecz mogliśmy jeszcze odwrócić. Tomas wszedł na boisko i po chwili mógł mieć asystę. Nie ma co gdybać, trzeba patrzeć dalej - zauważył.

Obie bramki dla Motoru padły z dograń po stronie Miłosza Kałahura. Czy 25-latek mógł zrobić coś więcej? - Można było mocniej doskoczyć, zblokować mocny pass po ziemi, który długo leciał. Myślę, że przy jednej i drugiej bramce nie tylko ja, a cała drużyna powinna była się lepiej zachować. To jest Ekstraklasa i każdy przeciwnik będzie czekał na takie okazje - ocenił.

Czy na początku sezonu Biało-Zieloni mogą zakopać się w dole tabeli? - Nie, nie. Według mnie się nie zakopiemy, bo to jest początek sezonu i każdy trzyma głowę u góry. Każdy z nas poznaje tę ligę i to, co oczekuje ta liga od nas. Wiemy, że musimy dać z siebie jeszcze więcej i nie mogą nam się przydarzyć takie mecze. Patrzymy na kolejny mecz, a nie na to, czy zakopiemy, czy będziemy na fali wznoszącej. Dla nas najważniejszy jest kolejny mecz.

- Wiadomo, że w Ekstraklasie gra się szybciej i trzeba podejmować szybciej decyzje. Każdy analizuje dogłębniej, czy to w studiu, czy w klubie. Musimy wrócić do tego, co graliśmy sezon temu, czyli szybkie operowanie piłką. Tak jak mówicie, nie wyglądało to najlepiej.

Porażka z Motorem była dla Lechii pierwszą domową porażką od 364 dni. Poprzednim zwycięzcą na Polsat Plus Arenie był... Motor Lublin. Czy to utrudnia budowanie Twierdzy Gdańsk? - Może niektórzy nas przekreślą, a niektórzy będą w nas nadal wierzyć, ale poprzedni sezon też pokazał, że ten początek był niemrawy, ale z każdym meczem wygląło to coraz lepiej.

Czy absencja Eliasa Olssona była mocno odczuwalna? - Elias jest podstawowym obrońcą i mocnym punktem defensywy, bo rozegrał cały zeszły sezon bez żadnej absencji. Pomimo tego każdy musi być gotowy, by wejść w jego buty. Nie ma ludzi niezastąpionych i jeżeli jest wymuszona zmiana, to zawodnik musi wejść oraz dać z siebie wszystko, tyle ile może - stwierdził.

- Rywalizacja w klubie musi być. Jak wiemy, parę dni temu jeszcze ta kadra nie była mocna. Ci zawodnicy napływają, także młodzi i to działa tylko na korzyść - dodał-: Z jednej strony z tak, a z drugiej strony nie było tylu tych zmian, że cała drużyna przeorganizowana. Trzon drużyny został, 3/4 zespołu zostało. Zawodnicy jak się zaadoptują, to gra będzie wyglądać lepiej.

Padło także pytanie o boisko, które nie wyglądało jeszcze najlepiej - Boisko dla dwóch drużyn było takie samo, ale nie ukrywajmy, nie była to nawierzchnia najwyższej jakości. Cała firma, która kładła tę murawę, robiła co mogła. To nie jest tak łatwo, żeby ona się przyjęła w kilka dni i wierzę, że w następnych meczach ta płyta będzie przygotowana perfekcyjnie.

- Niestety nie było okazji wejść na murawę, bo tak jak powiedziałem, szybko ją wymienili. Też nie można na nią od razu wejść, bo musi się zakorzenić w minimalny sposób. To było nasze pierwsze zetknięcie z tą murawą.

Po ostatnim gwizdku w szatni pojawił się Paolo Urfer. Jak to wyglądało od kulis i czy były jakieś nerwy? - Nie, na spokojnie. Czekał też, bo czekaliśmy na wszystkich zawodników, aż skończą się żegnać z kibicami, zbijać piątki i robić zdjęcia. Była to spokojna rozmowa i wszyscy wiemy, w jakiej sytuacji jesteśmy. Co mamy zmienić oraz poprawić.

- Po takim meczu skupił się na sprawach sportowych, a nie na innych rzeczach dookoła. Jak się wychodzi na murawę, to się o wszystkim zapomina i gra się o trzy punkty - zakończył.

źródło: własne