Ostatnie mecze Lechii pokazują, że w grupie mistrzowskiej jednym z kluczowych piłkarzy biało-zielonych może okazać się Kenny Saief, którego trzy miesiące temu krytykował niemal każdy kibic gdańskiej drużyny. Pandemia koronawirusa sprawiła jednak, że 26-latek jest w dużo lepszej formie fizycznej, co przekłada się na jego grę.
Pamiętacie debiut Kenny Saiefa w wyjazdowym meczu z Lechem Poznań? Dostał kwadrans od trenera Piotra Stokowca. Wtedy utrzymywał się jeszcze bezbramkowy remis, Saief miał wejść i trochę uspokoić grę dzięki swojemu doświadczeniu. Co się okazało? Ujmując sprawę tak delikatnie, jak tylko można - nie była to dobra zmiana. Cóż, na murawie przez kilkanaście minut pałętał się jakiś gość, który kiedyś podobno dobrze grał w piłkę. Nie przejawiał oznak zaangażowania, nie wychodziły mu dryblingi, łatwo tracił piłkę, wreszcie kompletnie odpuścił pressing, w efekcie czego Lechia straciła pierwszego gola, co ostatecznie doprowadziło do porażki. Nie był to wymarzony debiut. Później wcale lepiej to nie wyglądało, choć Saief dostawał szansę gry w każdym kolejnym spotkaniu, oczywiście wchodząc z ławki. Szału nie robił, wciąż był krytykowany, natomiast gołym okiem widać było, że mówimy o piłkarzu kompletnie nieprzygotowanym do gry, mającym bardzo duże zaległości.
W biegach lekkoatletycznych mówi się na coś takiego falstart, w żużlu jest to wjechanie w taśmę. Można było używać różnych porównań.
Wtedy wybuchła jednak pandemia koronawirusa, co paradoksalnie mocno temu piłkarzowi pomogło. Mógł nadrobić zaległości treningowe, by w końcowej fazie sezonu pokazać, że nie zapomniał jak się gra w piłkę. Gdy trafiał do Lechii, spotkaliśmy się z opinią, że Saief będzie dobrym piłkarzem w PKO Ekstraklasie, ale pod warunkiem, że będzie mu się chciało. Pierwsze mecze pokazały, że może być z tym różnie, natomiast od momentu wznowienia rozgrywek po pandemii co raz częściej dochodzimy do wniosku, że faktycznie Lechia ma w swoich szeregach klasowego zawodnika.
- Jestem piłkarzem potrzebującym czasu, by zaadaptować się do gry w nowym środowisku, w nowej lidze. Przede wszystkim potrzeba mi minut na boisku. Później, gdy już będę w grze, można będzie oczekiwać ode mnie dużo lepszej gry. W meczu z Cracovią grałem od pierwszej minuty i było to dla mnie niezwykle ważne. Pracowałem bardzo dużo na to, by dojść do takiej dyspozycji, jaką prezentują koledzy, którzy grają regularnie od początku sezonu. Wcześniej moja kondycja była dużo gorsza ze względu na moją przerwę w grze. Teraz mocno pracuję, by być na podobnym poziomie. Krok po kroku idę do przodu, to jednak nie jest jeszcze to, czego sam po sobie oczekuję. Ostatnio wchodziłem z ławki, następnie zagrałem od pierwszych minut. Gdy będzie to iść w tę stronę, na grupę mistrzowską będę w optymalnej dyspozycji - mówił Saief w rozmowie z WP SportoweFakty.
W derbach dostał kwadrans i pokazał parę ciekawych zagrań. Przede wszystkim było widać jednak, że już nie snuje się po boisku, z dynamiką nie jest u niego najgorzej. Słowem - wniósł coś do zespołu. Impuls. Ożywienie. Następna kolejka? Mecz z Górnikiem Zabrze, ponownie dostał około piętnastu minut. Tu już przyszły efekty w postaci liczb, a konkretnie asysty przy niezwykle ważnym golu Łukasza Zwolińskiego na 1:2. I to nie była byle jaka asysta. Wszystko zostało poprzedzone bardzo dynamiczną akcją na lewej stronie boiska, czego przed pandemią u tego piłkarza nie oglądaliśmy.
Trener Stokowiec dał mu wreszcie szansę gry od 1. minuty, choć zbiegło to się z najgorszym meczem Lechii w ostatnich miesiącach, czyli porażką z Cracovią (1:3). Saief przejawiał chęć do gry, pokazywał się, prosił o piłkę, natomiast koledzy niekoniecznie mu pomagali. Wtedy zawiodła cała drużyna, natomiast 26-latek i tak należał do wyróżniających się postaci na boisku. Podobnie było ostatnio w Szczecinie. Wyjściowy skład po raz drugi z rzędu, co musiało go dodatkowo zmotywować i dodać pewności siebie. To też nie był wielki mecz w wykonaniu biało-zielonych, natomiast Saief potrafił momentami błysnąć, pokazać wysokie umiejętności. Czasami można było jednak odnieść wrażenie, że koledzy myślą trochę wolniej od niego. Było kilka sytuacji, w których aż prosiło się zagrać na raz, z tzw. klepki, ale nastąpił moment zawahania u pozostałych i cała akcja ostatecznie nie wyszła. Pewnie brakuje jeszcze trochę zrozumienia, nie zawsze jest ta chemia na boisku, ale w tym przypadku czas będzie działał wyłącznie na korzyść.
- Można powiedzieć, że w tym momencie pokazuję 70-80 proc. swoich możliwości, jednak gdy rozegram jeden mecz przez 90 minut, powinienem już być kompletnie gotowy do kolejnych spotkań - podkreśla Saief.
Problem w tym, że tych spotkań nie zostało wiele (siedem w lidze, do tego maksymalnie dwa w Pucharze Polski). Tak jak jeszcze w lutym czy marcu nikt nie wyobrażał sobie przedłużenia współpracy z Saiefem, tak teraz coraz częściej słychać głosy, że Lechia bardzo chętnie widziałaby go w kadrze na kolejny sezon. Urodzony w USA zawodnik ma więc jeszcze parę okazji, by udowodnić gdańskiemu klubowi, że ten się nie myli. Inna sprawa, że Saief jest tylko wypożyczony do Lechii z belgijskiego Anderlechtu i to czy w kolejnym sezonie będzie występował w Lechii nie zależy tylko od gdańszczan.
- W mojej obecnej sytuacji nie jestem w stanie niczego deklarować, gdyż jestem po półrocznej przerwie. Teraz wiem, że czekają nas najważniejsze mecze i chcę pomóc Lechii w osiągnięciu sukcesu. Takim byłoby ligowe podium lub awans do europejskich pucharów. W rundzie finałowej chcemy pokazać się z jak najlepszej strony i od siebie chcę dać Lechii jak najwięcej - powiedział Saief.
W tym momencie pewne jest, że Saief będzie do dyspozycji trenera Stokowca w trzech najbliższych meczach (Pogoń, Piast, Jagiellonia). Co dalej? Tego jeszcze nie wiemy. Umowa wypożyczenia obowiązuje do końca czerwca i aby Saief mógł grać w Lechii w lipcu, musi podpisać aneks. Ponownie nie zależy to jedynie od niego, czy od Lechii. Zgodę musi jeszcze wyrazić Anderlecht.
źródło: własne