- Była szansa awansować na pozycję lidera, ale musimy pamiętać, że sezon jest długi. Rok temu przez wiele miesięcy byliśmy na pierwszym miejscu, a skończyliśmy na trzecim. Najważniejsze, by być na samej górze w maju - mówi Artur Sobiech.
- Porażka z Zagłębiem Lubin to dla nas zimny prysznic. Mamy teraz dwa tygodnie przerwy, żeby jak najlepiej przygotować się do derbów - podkreśla napastnik Lechii.
W sobotnim meczu z "Miedziowymi" Artur Sobiech strzelił swojego czwartego gola w tym sezonie. Czekał na niego od 18 sierpnia, choć wówczas Lechia kończyła spotkanie w podobnym nastroju, bo przegrała z Rakowem Częstochowa 1:2. - Podchodzę do tego na spokojnie. W poprzednich meczach dawałem asysty i - przede wszystkim - grałem niżej, dzięki czemu nasi skrzydłowy mieli więcej sytuacji. Najważniejsze, by drużyna wygrywała. W czterech ostatnich kolejkach zdobyliśmy komplet punktów, teraz strzeliłem gola i nie mamy ani jednego. Wybieram tę pierwszą opcję - mówi Sobiech.
Okazji strzeleckich było jednak więcej. - Mieliśmy sporo podbramkowych sytuacji, ale piłka nie chciała wpaść. Przykładem była sytuacja z samej końcówki meczu, gdy strzelałem ja i Flavio Paixao, a bramkarz wyłapał piłkę na linii - powiedział Sobiech, który jeszcze w pierwszej połowie posłał piłkę do siatki, jednak sędzia zasygnalizował pozycję spaloną.
- Nasz analityk Zbyszek Oszmana powiedział mi, że przy pierwszym strzale był minimalny spalony, bo Maciej Gajos przedłużył piłkę. Szkoda, bo mogliśmy więcej wycisnąć z tego meczu. Tym bardziej, że mieliśmy serię czterech ligowych zwycięstw z rzędu i przed przerwą na kadrę też chcieliśmy zapunktować - podsumował napastnik biało-zielonych.
źródło: własne