5 października 2024 to kolejny z dni, w których kibice Lechii Gdańsk przeżywali spore rozczerowanie. Ich ukochany zespół wypuścił z rąk prowadzenie i uległ na wyjeździe Stali Mielec. Tak złego spotkania Biało-Zieloni nie rozegrali od czasu kompromitacji z Puszczą Niepołomice. Ten mecz pokazał wiele problemów, z jakimi zmagają się trener Szymon Grabowski i jego podopieczni.
1. Wymówki kiedyś się skończą
Pierwszoplanową postacią sobotniego pojedynku okazał się arbiter. Sebastian Krasny podjął przynajmniej 2 dyskusyjne decyzje i znacząco wpłynął na końcowe rozstrzygnięcie. Mówił o tym trener Grabowski, a wtórował mu Dominik Piła. Obaj podkreślali, że Lechia może czuć się pokrzywdzona po skandalicznie prowadzonym meczu. Ciężko odmówić im racji, ale postawa sędziego nie powinna przysłonić problemów, jakie ma klub z Gdańska. Prawda jest taka, że Biało-Zieloni niepotrzebnie oddali wszelką inicjatywę gospodarzom. Stal przyjęła ten prezent, uspokoiła grę i zdobyła 2 bramki na wagę 3 punktów, a być może nawet przyszłego utrzymania.
Rozgrywki 2024/2025 to nieustające pasmo tłumaczeń, które mają wyjaśnić nienajlepsze wyniki Lechistów. Było już o zgraniu, współpracy w obronie, przygotowaniu fizycznym, pracy sędziów, a mecz ze Stalą oprócz narzekań na arbitra Krasnego doczekał się także drugiej wymówki – zbyt krótkiej ławki. O ile da się zrozumieć wiele z tych argumentów, tak trudno oprzeć się wrażeniu, że pora zacząć przezwyciężać niektóre trudności. Gdańsk to nie jedyne miejsce na ziemi, gdzie pojawiają się problemy. Utrzymanie w Ekstraklasie dają punkty, a tych na razie jest zbyt mało, by wznieść się nad strefę spadkową. Do tego potrzebna wyciągania wniosków i systematycznej poprawy.
2. Głębia składu nie powala
Co może się przydarzyć drużynie, która ma za krótką ławkę? Na to pytanie nie trzeba już szukać odpowiedzi, a wystarczy włączyć sobie jeden z meczów Lechii. W sobotę było to widać jeszcze wyraźniej, bo trener Grabowski przeprowadził jedynie 2 zmiany. Co gorsza, obie roszady nie miały praktycznie żadnego wpływu na obraz gry. To ogromny kontrast w porównaniu z tym, czego dokonali rezerwowi Stali, walnie przyczyniając się do triumfu ich zespołu. Przy kontuzjach Camilo Meny, Tomasza Wójtowicza, Conrado i innych rzuca się w oczy wąska kadra Biało-Zielonych.
Nie chodzi nawet o to, że widać różnicę jakościową, bo Miłosz Kałahur czy Kacper Sezonienko zawsze dają z siebie 110%. Problemem jest to, że nie ma jak zareagować w trakcie meczu. Kiedy Maksym Chłań w końcu został zmieniony, wyglądał nie przypominał piłkarza, a raczej gościa, który ma za sobą dwunastogodzinną zmianę przy budowie piramidy. Jak zmęczeni piłkarze mają odwracać losy meczów albo bronić prowadzenia? Szymon Grabowski ma dwie opcje. Pierwsza to zaufanie rezerwowym, a druga – postawienie na juniorów. I chociaż sam ostatnio przyznawał, że woli, by Adam Kardaś czy Marcel Bajko dostawali duże minuty w zespołach młodzieżowych, może być zmuszony dać im szansę w pierwszej drużynie.
3. Mentalność ofiary
To, że w drugiej połowie na boisku grała tylko jedna drużyna, nie jest wyłącznie zasługą zmęczenia piłkarzy Lechii. Podobnie jak tydzień wcześniej z Widzewem, również w konfrontacji ze Stalą Lechiści całkowicie oddali inicjatywę rywalom przy korzystnym wyniku. Zamiast próbować powiększać swoją przewagę i nękać popełniającą błędy obronę gospodarzy, Biało-Zieloni zamknęli się na własnej połowie. Jeżeli uważali, że spotkanie jest już rozstrzygnięte, to grubo się przeliczyli. Zachęcili tylko ekipę z Mielca do odwrócenia losów meczu i wyrwania cennego zwycięstwa. Który to już taki numer ze strony podopiecznych Szymona Grabowskiego?
Owszem, w futbolu są sytuacje, gdy trzeba się głęboko bronić. Zazwyczaj ma to miejsce w przypadku osłabienia albo gry ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Lechiści mieli jednak naprzeciwko siebie Stal Mielec! Najgorsza ofensywa w lidze nie powinna budzić przesadnego respektu, ale i tak zdołała zepchnąć zespół z Gdańska do narożnika i powoli wymierzała kolejne ciosy, z których 2 okazały się skuteczne. Po kolejnej dramatycznej końcówce trzeba jasno stwierdzić, że Biało-Zieloni nie są w stanie wytrzymać mentalnie naporu rywali. W trakcie przerwy reprezentacyjnej przydałoby się zainwestować nieco czasu pod kątem poradzenia sobie z tym problemem.
4. Boki obrony bez wsparcia
Mecz w Mielcu ukazał też chroniczny problem z bokami obrony. Defensywa Lechii nie należy do najmocniejszych, a czyste konta to rzecz w Gdańsku praktycznie nieznana. To wiadomo już od dawna. Okazuje się jednak, że każda kolejna drużyna, która staje na drodze Lechistów, ma jasny pomysł na stworzenie zagrożenia. W spotkaniu pucharowym z Pogonią Grodzisk Mazowiecki sporo biedy napytał Biało-Zielonym Jakub Apolinarski. Konfrontacja z Widzewem to z kolei popisy Kuby Sypka. W szeregach gospodarzy z Mielca wyróżniał się zaś Sergiy Krykun. Co łączy tych zawodników? Otóż wszyscy występują na pozycji skrzydłowych.
Chłań, Mena, czy zastępujący Kolumbijczyka Sezonienko nie należą do specjalistów od destrukcji. Wnoszą do obrony zaangażowanie, ale nie są postrachem atakujących. W tej sytuacji w każdym meczu Kałahur, Piła, Wójtowicz i Conrado pozostają osamotnieni na bokach defensywy. Są zmuszeni przerywać akcje oponentów, a w rezultacie często brakuje ich z przodu, gdy uda się już odzyskać piłkę. Zaburza to cały system trenera Grabowskiego i niepotrzebnie rozciąga drużynę na boisku. Nie dziwi więc liczba goli, które traci klub z Gdańska. Skoro wykorzystał to nawet drugoligowiec, to dlaczego w Ekstraklasie miałoby być inaczej?
5. Sprawdzian dla trenera Grabowskiego
Słaba postawa podopiecznych i fatalne decyzje arbitra to było za dużo nawet dla Szymona Grabowskiego. Szkoleniowiec Lechii nie tyle skomentował pracę Sebastiana Krasnego, co przejechał się po całej ekipie sędziowskiej. Widać, że chce w końcu wychodzić na konferencje w dobrym nastroju, a tymczasem musi się tłumaczyć prawie co mecz. Wciąż jest szansa na zmianę kursu i odbicie od dna. Przed sztabem przerwa na reprezentację, a więc niemal 2 tygodnie czasu na zebranie danych i wymyślenie sposobu na sukces.
Czy jest presja? Pewnie tak, bo w strefie spadkowej nikt nie chce przebywać, ale z tym trzeba sobie radzić. Grabowski nie należy do szkoleniowców, którzy nie okazują emocji i zawsze zachowują kamienną twarz. Taką postawą zaskarbił sobie poparcie kibiców, a pewnie także sympatię piłkarzy w szatni. Brakuje tylko wyników, co jednak jest sporym problemem. Coś musi się zmienić, a najlepiej, jakby zmieniło się od razu. Trener powinien umieć pokonywać przeszkody, więc to duży sprawdzian. Mimo wszystko wciąż nie wydaje się, by była potrzeba roszady na tym stanowisku. Czasami cierpliwość może przynieść naprawdę słodkie owoce.
źródło: własne