Po pierwszych 45 minutach niedzielnego starcia Lechii Gdańsk z Górnikiem Zabrze wydawało się, że Biało-Zieloni wrócą na zwycięską ścieżkę. Tak się jednak nie stało i podopieczni John Carvera ponieśli trzecią porażkę z rzędu. Margines błędu jest zatem coraz mniejszy.

1. Dobry początek…

Radosław Bella na konferencji przedmeczowej zaznaczał, że Lechia musi poprawić grę na początku spotkań. Faktycznie, od kilku kolejek był z tym problem, tym bardziej, jeśli starcia z Puszczą czy Rakowem zestawi się z tym, jak udane otwarcia Biało-Zieloni potrafili zaliczyć przeciwko Motorowi albo Lechowi. W konfrontacji z Górnikiem wreszcie udało się zdominować pierwszą część gry. Nie bez powodu Jan Urban chwalił ekipę Johna Carvera za to, jak zaprezentowała się przed zmianą stron. Lechiści byli od rywali lepsi pod względem xG (1.61 do 0.18), sytuacji bramkowych (10 do 3) oraz kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika (17 do 8).

Biało-Zieloni byli agresywni, dynamiczni i zdeterminowani, by schodzić na przerwę przy prowadzeniu. Cel udało się zrealizować, chociaż otwarcie trzeba przyznać, że wynik powinien był być wyższy niż skromne 1:0. Można przypomnieć na przykład niewykorzystany rzut karny albo sytuację Tomasza Bobcka. W ostatecznym rozrachunku zaliczka okazała się niewystarczająca, jednak sama postawa Lechii była pozytywnym sygnałem na to, że wciąż jeszcze można wyjść ze strefy spadkowej. Oczywiście pod warunkiem, że fragmenty dobrej gry będą przynosiły wymierne efekty.

2. ...i fatalny finisz

Jan Urban oprócz pochwał miał dla Johna Carvera także przykre wnioski. Przyznał, że dobra pierwsza połowa kosztowała Lechię zbyt dużo sił, co Górnik wykorzystał w drugiej odsłonie. Rzeczywiście, to goście byli stroną przeważającą po zmianie stron i po godzinie gry to oni byli już na prowadzeniu, którego nie oddali aż do końca. Oddali więcej strzałów celnych (3 do 0 na korzyść zabrzan), stworzyli lepsze szanse (1.26 do 0.84), a także mieli lepszą skuteczność podań w 3. tercji boiska (72% do 65%). Drużyna Śląska przeczekała natarcie Biało-Zielonych, by następnie wykorzystać ich zmęczenie.

Górnik grał, a Lechia nie bardzo miała odpowiedź na wydarzenia boiskowe. Trener Carver pierwszych zmian (i to od razu trzech) dokonał dopiero w 72. Minucie. Zdecydowanie spóźniona reakcja, biorąc pod uwagę to, że Tomasz Neugebauer i Anton Tsarenko już kilkanaście minut wcześniej zostawiali gościom latyfundia wolnej przestrzeni w środku pola. To i tak jednak nie miało znaczenia, bo żadne zmiany nie mogły pomóc Lechii w niedzielę. Biało-Zieloni nie dojechali na drugą połowę, czego efektem jest trzecia porażka z rzędu i kolejna niewykorzystana szansa na opuszczenie strefy spadkowej.

3. Kryzys Camilo?

Co się dzieje z Camilo Meną? To pytanie mogą sobie zadawać coraz częściej zaniepokojeni kibice Lechii. Kolumbijczyk wciąż stanowi o sile zespołu, ale w ostatnich tygodniach nie czaruje tak, jak do tego przyzwyczaił. W spotkaniu z Górnikiem mógł przynajmniej zdobyć gola z rzutu karnego, ale nawet to mu się nie udało. Przegrał pojedynek z Filipem Majchrowiczem, który ewidentnie przestudiował to, jak skrzydłowy wykonuje jedenastki. I chociaż zgodnie ze słowami Johna Carvera, który bronił swojej gwiazdy, podkreślając, że Camilo wziął odpowiedzialność, nie zamierzamy go męczyć tą sytuacją, nie można przejść obojętnie obok zniżki formy najlepszego (ex aequo z Tomaszem Bobckiem i Bogdanem Wjunnykiem) strzelca Biało-Zielonych w tym sezonie.

Mena od czasu wyjazdowego meczu w Lublinie ma problem z wskoczeniem na swój poziom. Przeciwko Górnikowi znów podejmował złe decyzje, tracił piłkę i przegrywał pojedynki. Być może to kwestia zdrowia, a raczej jego braku, ale i tak od Kolumbijczyka powinno wymagać się więcej. Lechia traci sporo jakości, gdy Camilo ma gorszy dzień i widać to po wynikach. Tylko spotkanie z Zagłębiem Lubin było wyjątkiem od tej reguły. Jeżeli Biało-Zieloni mają w ogóle myśleć o utrzymaniu się w Ekstraklasie, skrzydłowy musi odnaleźć utraconą formę. Bez tego walka o utrzymanie szybko przerodzi się w prawdziwy koszmar.

4. Brak determinacji

Ile razy w tym sezonie Lechia odwróciła niekorzystny wynik? Dokładnie raz – w pierwszym wiosennym spotkaniu przeciwko Motorowi Lublin. Prowadzenie rywali to dla gdańszczan praktycznie wyrok śmierci. Kiedy trzeba gonić, brakuje pomysłu z przodu i rozpoczyna się festiwal desperackich dośrodkowań i gry na aferę. Zazwyczaj mecze Biało-Zielonych przebiegają według z góry ustalonego scenariusza: prowadzenie, remis, wygrana oponentów. Inne ekipy dają się wyszaleć Lechistom, a kiedy ci opadają z sił, przechodzą do ataku i najczęściej są w stanie ugrać przynajmniej punkt. Gdyby to zdarzyło się raz, nikt nie miałby pretensji, ale sytuacja powtarza się średnio co 2 kolejki.

Nawet spokojny zazwyczaj John Carver był po niedzielnym starciu rozgoryczony. - Powodem, dlaczego jestem zły, jest to, że zawsze bardzo dobrze wracaliśmy po stracie, a dziś nie wracaliśmy. To nie ma związku z taktyką. Chodzi o serce - utyskiwał na konferencji. Zmęczenie to jedno, ale determinacja to drugie. Lechia nie potrafi reagować na trudne sytuacje, a tym bardziej z nich wychodzić. Co prawda trudno budować mentalną siłę w strefie spadkowej, ale może dziwić brak woli walki, zwłaszcza przy niepowtarzalnej okazji do wyjścia nad kreskę. Najwyższa pora pokazać rywalom, że nie mogą spać spokojnie, gdy wynik jest dla nich korzystny.

5. Obrona potrzebuje wstrząsu

Po meczu z Górnikiem Biało-Zieloni mają na koncie już 42 stracone gole. Aż 7 z nich to dorobek z trzech ostatnich spotkań. Formacja defensywa zamiast pełnić role głównych aktorów przy atakach przeciwników, wciela się w statystów. Trudno określić w mniej barwny sposób to, co wyprawia obrona Lechii w tym sezonie. W niedzielę zabrzanie wykorzystali swoje prezenty, bo nikt im za bardzo nie przeszkadzał w zdobywaniu goli. Lukas Podolski pewnie sam był zdziwiony, że ma tyle miejsca w polu karnym, zaś Erik Janża miał komfortowe warunki, by zgłosić swoją kandydaturę do bramki roku, a przynajmniej miesiąca.

Być może to już czas, by zmienić nieco zestawienie personalne w tyłach. W odwodzie na pozycji stopera pozostają Andrei Chindris i Loup-Diwan Gueho. Dotychczas obaj nie prezentowali się co prawda wybitnie, ale czy spiszą się dużo gorzej? Na bokach obrony pole do roszad właściwie nie istnieje, ale i tutaj przydałyby się usprawnienia taktyczne, które nie skazywałyby Dominika Piły i Miłosza Kałahura/Tomasza Wójtowicza na samotną walkę z atakującymi zawodnikami rywali. Defensywa potrzebuje wstrząsu i jeśli się on nie wydarzy, wciąż będziemy oglądać ofensywne popisy drużyn, które zmierzą się z Lechią.

 

źródło: własne