Sezon 1964/65 był dla Lechii drugim spędzonym w drugiej lidze po spadku z ekstraklasy. W tych też rozgrywkach prawo gry na zapleczu ekstraklasy, po dwóch latach przerwy, zdobyła Arka. Tym samym po raz pierwszy w historii odbyło się oficjalne spotkanie Lechia Gdańsk – Arka Gdynia (wcześniej oba zespoły grały towarzysko, ostatnio w 1962 roku, a mecz zakończył się wynikiem 3:3).
Spotkanie wyznaczono w czwartej kolejce. Lepszy początek rozgrywek miała Arka, która w trzech meczach dwa razy wygrała, raz schodząc z boiska pokonana. Tymczasem Lechia miała na koncie dwa remisy i porażkę.
W pierwszej połowie nieco lepsze wrażenie sprawiali goście, którzy przeprowadzili szereg składnych akcji, ale wszystkie one załamywały się na znakomicie grającej obronie Lechii. Jeżeli już udało się przedrzeć przez zaporę stworzoną przez defensorów gospodarzy, to bezbłędnie spisywał się w bramce 36 – letni Henryk Gronowski – legenda zespołu z Traugutta.
Według relacji prasowych głównym problemem Arki było stosowanie archaicznej taktyki „WM” (piłkarze na boisku byli umiejscowieni na dolnych i górnych końcach każdej z liter – taktyka wynaleziona w Anglii w 1924 roku, polegająca na cofnięciu środkowego pomocnika na pozycję środkowego obrońcy – stopera, skrzydłowi i środkowy napastnik zostali na swoich miejscach, pozostali napastnicy zostali cofnięci i nazwano ich łącznikami, gdyż łączyli linię pomocy z linią ataku), dzięki czemu grająca bez większego wysiłku Lechia spokojnie utrzymywała wynik bezbramkowy. Pierwsza połowa była więc dosyć nudna i nie przyniosła goli.
Szalone 8 minut
Druga połowa na szczęście wynagrodziła licznie przybyłym kibicom nudne pierwsze 45 minut. Lechia ruszyła do zdecydowanych ataków, stwarzając sobie szereg groźnych sytuacji. Słabsza postawa defensywy gości oraz nieszczęsny system „WM”, powodowały, że raz za razem pod bramką Arki powstawało spore zamieszanie. Goście z kolei próbowali zagrozić bramce Gronowskiego szybko wyprowadzanymi kontrami. Mecz zyskał więc bardzo na atrakcyjności. Po godzinie gry Lechia wreszcie zdobyła gola, a uczynił to Janusz Charczuk. Zanim wiwatujący kibice ponownie rozsiedli się na trybunach, a rywale otrząsnęli się po stracie gola, było już 2:0. Tym razem w roli głównej wystąpił niezawodny snajper Biało – Zielonych Bogdan Adamczyk.
Trzeba gościom jednak oddać, że nie załamali się tak fatalnym dla nich obrotem sprawy i dążyli wszystkimi siłami do zmniejszenia strat. I bardzo szybko im się to udało. Sześć minut po trafieniu Adamczyka kontaktową bramkę zdobył bardzo dobrze znany przy Traugutta Zygmunt Gadecki (w latach 1957–58 oraz 1961 grał w pierwszoligowej Lechii). W ciągu ośmiu minut padły wiec aż trzy bramki. Do ostatniego gwizdka sędziego mecz prowadzony był w szybkim tempie, Lechia atakowała, a Arka kontrowała i miała kilka okazji do zdobycia wyrównania. Kolejne gole już jednak nie padły i Lechia odniosła pierwsze, historyczne derbowe zwycięstwo nad Arką, jak najbardziej zasłużenie. Na koniec rozgrywek Lechia zajęła siódme miejsce, a Arka jedenaste. Jednak kolejne blisko 20 lat dla gdańszczan było zdecydowanie gorsze, a dla zespołu z Gdyni był to najlepszy okres w historii.
autor: Marcin Średziński