Do Elbląga wybraliśmy się w kilkaset osób. Dokładnej liczby niestety nie pamiętam, ale było nas około 400-500. Już przed meczem mamy kilka zatargów z milicją i jeszcze wcześniej ze Służbą Ochrony Kolei na Elbląskim dworcu.
Stadion opuszczamy zwartą grupą i udajemy się bezpośrednio na dworzec, gdzie zaczynają się szykany ze strony ówczesnych "bogów" (wymawiaj ZOMO). Przez sokistów zostaje wylegitymowany jeden z naszych o ksywce POGO (późniejszy "szef" trójmiejskich metalowców). Jeden z sokistów łapie go za zawieszoną na szyi flagę i próbuje dusić ze słowami "co ty tu kurwa sobie zawiesiłeś?" Jestem naocznym świadkiem tych zdarzeń.
W tej chwili zaczyna się przepychanka i POGO trafia jednego z sokistów prawym sierpowym w okolice twarzy. Kolejarze wyciągają gaz łzawiący i rozpylają oddalając się powoli w stronę ich posterunku. Gonimy ich w około 20-stu. Na peron wjeżdża "lodówa" z której wysypują się zomowcy. W tej samej chwili sypią się w ich stronę kamienie z torowiska. W około minutę potem wjeżdża na peron pociąg piętrowy do którego wchodzimy. ZOMO zostaje na peronie za budynkiem dworca. W pociągu dowiadujemy się o bezustannych prowokacjach zomoli.
Rozchodzą się też pogłoski, że kilku z naszych zostało zatrzymanych. Wtedy to ktoś ciągnie za hamulec ręczny i padają hasła o odbiciu naszych. Pociąg jeszcze nie wyjechał z Elbląga. Po konsternacji i beznadziejności próby odbicia naszych chłopaków ruszamy dalej. Po kilku kilometrach ci, którzy byli za pójściem na komisariat, znowu zatrzymują pociąg. Stoimy około dziesięciu minut. Piętrus rusza, lecz w chwilę potem znów się zatrzymuje. Tym razem jakiś przyjaciel natury doszedł do wniosku, że musi się wysikać na pole. Cały czas napięta atmosfera.
Gdzieś w okolicach Gronowa Elbląskiego kolejny postój. Tym razem jednak spowodowany przez maszynistę pociągu. Czekamy długie chwile nie wiadomo na co. Po dłuższym czasie w oddali widzimy niebieskie światła kogutów. Domyślamy się, że będziemy mieli towarzystwo. Równolegle do pociągu zatrzymują się niezliczone suki i lodówy, z których wybiega kilka kompanii zomoli. Obstawiają pociąg z obydwu stron. Ich przewaga liczebna jest druzgocąca. Kilkunastu z nas ratuje się uciekając z wagonów. Kilku udaje rolników zbierających kartofle. Między innymi KACZOR i CHLEBEK (to ci których pamiętam).
Resztę zomole gonią uazami po polu jak na safari. Blokujemy drzwi próbując nie wpuszczać psów. Psiarnia wybija szyby i wrzuca gaz łzawiący do środka. Za te szyby kolegium do spraw wykroczeń każe płacić później kibicom. ZOMO wpada do środka i pałuje kogo popadnie. Trwa to wszystko kilkadziesiąt minut. Wielu zostaje zatrzymanych i później pobitych w lodówach i na komendzie. Pociąg rusza. Cały czas wzdłuż torów widzimy kolumnę pojazdów zomoli. W Tczewie na chwilę ich gubimy i baty dostają milicjanci z komisariatu kolejowego i sokiści. Przesiadamy się na kolejkę podmiejska do Gdańska. Do samego miasta nic się nie dzieje, jednak już na dworcu głównym oczekuje na nas ZOMO. Tym razem w składzie około kompani i to jest ich błąd.
Ruszamy na nich z okrzykiem LECHIA GDAŃSK i SOLIDARNOŚĆ. Uciekają w popłochu. Kilku z nich jest znoszonych z placu boju. Bieganina i zadymy trwają do późnego wieczora. Między innymi w okolicach delikatesów (tam byłem ja). Grupa z naszego osiedla wracając na dzielnicę obrzuca jeszcze kamieniami komendę miejską milicji na ulicy Nowe Ogrody (kiedyś Świerczewskiego). Każdy z nas ma pianę na ustach i szykuje się na następny mecz na Traugutta, ale to już inna historia...
autor: Leser
źródło: stara lechia.gda.pl