Kibice Lechii Gdańsk stanowili od zawsze jedną z najsilniejszych ekip kibicowskich w Polsce. Byli jednymi z prekursorów ruchu kibicowskiego na Wybrzeżu, a może i nawet w całej Polsce.
Takie wydarzenia jak chociażby wygonienie Arki Gdynia z ich głównego sektora, dobre liczby wyjazdowe (Lechia w tamtym czasie osiągnęła swoje największe sukcesy sportowe jak awans do ekstraklasy, zdobycie PP itd.), wiekowo bardzo „solidna” ekipa czy charyzmatyczne postacie jak przykładowo legendarny „Wolf” robiły swoje. Jeden ze starszych kibiców Widzewa stwierdził, że wówczas (w czasach zgody Widzewa z Lechią) nigdy przedtem ani nigdy potem, mimo kilkunastu lat przebywania na kibicowskim szlaku, nie widział równie silnej ekipy jak ówczesna załoga Lechii a inny podkreślał, że:
Kibice Lechii imponowali nam. W tamtych czasach jeździło nas 20-100 osób na mecz, a najstarsi mieli po 20 lat, a Lechia jeździła (przynajmniej przez 2-3 sezony) w kilkuset chłopa w dużej części w słusznym wieku. Poza tym to był klub Solidarności. Tam przychodził na mecze Wałęsa i cały stadion krzyczał „Solidarność” mimo, że komuna oficjalnie przywróciła porządek. Tam milicja nie podskakiwała ludziom jak w Łodzi czy w Warszawie.
Kibice Widzewa byli w tamtym czasie ekipą na dorobku. Wprawdzie na stadion przy ul. Armii Czerwonej od kilku dobrych lat przychodziły tłumy ludzi, to jednak fanatyków, którzy mogliby przeciwstawić się chuligańsko innym tego typu mocnym grupom było zbyt mało lub ich zorganizowanie było słabe. Zdarzały się w tamtym czasie mecze wyjazdowe gdzie nie było sympatyków Widzewa lub były to pojedyncze osoby, które nie ujawniały swojej obecności na stadionie a i u siebie bywało, że na mniej ważnych meczach „młyn” nie był zbyt liczny i ograniczał się do niepełnego jednego sektora pod Zegarem (na ważnych szalikowcami zapełniały się dwa sąsiednie sektory). Powyższe oraz to, że w Łodzi, w latach 70 i pierwszej połowie lat 80 dominował ŁKS powodowały, że fanatycy Widzewa byli postrzegani jako ekipa młoda i słaba. Wprawdzie wtedy już rozpoczynały się zmiany na lepsze (integracja kibiców, bardziej regularne wyjazdy, awantury itd.), ale był to proces, który trwał dłuższy czas i nie od razu był dla wszystkich zauważalny. Tak czy inaczej kibice Widzewa bardzo powoli, ale zaczynali wychodzić z cienia na ogólnopolską arenę czego efektem były pierwsze poważniejsze układy, zgody kibicowskie. Można więc zadać sobie pytanie, co też spowodowało, że taka uznana ekipa Lechii zrobiła zgodę z „raczkującymi” kibicami Widzewa. Zasadniczo należy wymienić dwa podstawowe czynniki. Pierwszym z nich była „wielkość” kibiców Lechii, a drugim był fakt, że w tamtym czasie kibice ŁKSu posiadali dobrą zgodę z Arką Gdynia, więc na zasadzie przeciwieństw (Widzew-Lechia, Arka-ŁKS) taki układ pasował zarówno Lechii jak i Widzewowi. W tamtych czasach takie sytuacje często bywały powodem zawierania sojuszy między różnymi ekipami.
Początek tej zgody datowany jest na lato 1983 roku, kiedy to grupa kibiców Widzewa wybrała się na finałowe spotkanie Pucharu Polski w Piotrkowie Trybunalskim gdzie trzecioligowa Lechia pokonała Piasta Gliwice (22 czerwiec 1983). Oto jak wspominał te chwile Balon, jeden z uczestników tych wydarzeń:
Zaczęło się od naszego wyjazdu do Gdańska. Lechia grała bardzo ważny mecz w Pucharze Polski. Pojechaliśmy we dwójkę i oczywiście w barwach. Lechia była, jest i będzie potężna jeśli chodzi o ekipę kibicowską. Na dzień dobry chcieli nas obić, ale w końcu zostawili w spokoju. Prawdziwa zgoda rozpoczęła się od finału Pucharu Polski z Piastem Gliwice w Piotrkowie. Pojechaliśmy w kilka osób z Widzewa. Podziwiałem wtedy Piasta-było ich 20-50 osób a Lechii przynajmniej 500 chłopa. Podchodzi chłopak z Gliwic i mówi „będziemy się nap…..ać czy nie ? Po tym meczu było poukładane. My jeździliśmy do Gdańska, a oni przyjeżdżali do nas. Do tej pory mam kontakt z Jarkiem „Gęgaczem” z Lechii.
Te pierwsze kontakty były jeszcze dość sporadyczne, bowiem obydwa zespoły grały w różnych klasach rozgrywkowych i nie miały możliwości bezpośrednich kontaktów, ale mimo to kilka okazji się pojawiło m.in. fanatycy Widzewa pojawili się na słynnym pucharowym meczu Lechia – Juventus (28.09.1983):
Jesień 83 - dwa tygodnie później jesteśmy na Lechia - Juventus w Pucharze Zdobywców Pucharu. Na stadionie ponad 35 tys. ludzi, jedna wielka manifestacja zdelegalizowanej Solidarności, Wałęsa na stadionie, milicji tyle, że miałem wrażenie, że barwy Lechii są niebieskie. Nie odczułem wywyższania się kiboli z Gdańska. Wymieniali się z nami szalikami, prosili o nasze znaczki (taka była moda), kilkakrotnie podczas pozdrawiania zgód krzyczeli: Widzew, Widzew, RTS. Zauważyłem jednak, że nas wymieniali zawsze na końcu, nie tak jak Ruch. Trochę mnie to raziło.
A oto jak jedną z pierwszych wizyt Widzewa w Gdańsku wspominał fan Lechii:
Pamiętam jak na nasz ostatni mecz przed awansem do pierwszej ligi w roku 84 przyjechało do nas kilku chłopaków z Widzewa. Telefonów wtedy prawie nie było, informacje ciężko się zdobywało chłopaki przyjechali, a tam przed meczem impreza Lechii i Śląska wtedy najlepszej zgody ŁKS, podbijamy do nich a chłopaki jak mi później powiedzieli byli w niepewności jak to z naszą zgodą jest? Mamy czy nie. Po wypiciu kilku piwek sprawy się szybko wyjaśniły i impreza przeciągnęła się do dnia następnego. Takie to były czasy. Niestety nie pamiętam ksyw tych chłopaków.
Z pewnością duży wpływ na scementowanie zgody miały także kontakty z kibicami Wisły Kraków (ówcześnie również bardzo silna ekipa posiadająca zgodę zarówno z Widzewem jak i z Lechią). Tak czy inaczej okrzyk „Lechia Gdańsk” w bardzo szybkim czasie stał się jednym z najgłośniej skandowanych haseł na stadionie Widzewa.
Po raz pierwszy w większej liczbie kibice Lechii zameldowali się na pucharowym meczu Widzewa rozgrywanym w ramach Pucharu UEFA z duńskim zespołem Arghus GF. Przyjechali wspomagać naszych kibiców w meczu pucharowym, oczywiście wspólne picie, rozmowy itd. Po spotkaniu kibice Lechii udali się w kierunku dworca Łódź – Kaliska gdzie mieli pociąg do Gdańska. Wraz z nimi maszerowała ok. 200-300 osobowa grupa kibiców Widzewa, chcąca odprowadzić gości na pociąg. Niestety w czasie drogi im bliżej celu tym, coraz mniej było odprowadzających…. W okolicach dworca pojawiła się ekipa ŁKS (w Łodzi pomalutku wojenka między kibicami ŁKS a Widzewem zaczynała się rozkręcać, a Lechia jako zgoda Widzewa i „uznana” firma była atrakcyjnym celem). Z ok. 50-ki pozostałych kibiców Widzewa większość (prawie wszyscy) się ulotnili a na placu boju pozostali kibice Lechii i pojedyncze sztuki z Widzewa. Walka zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem ŁKSu, Lechia została rozgoniona podobnie jak i Widzew. Miesiąc później (21 października) miała miejsce kolejna wizyta gdańszczan w Łodzi, tym razem z okazji ligowego meczu z Widzewem. Spotkanie to w ramach wyjątku (piłkarze Widzewa mieli oswoić się z grą przy sztucznym oświetleniu przed pucharowym meczem z Borussią M.) odbywało się na stadionie naszego lokalnego rywala (na Widzewie nie było jeszcze wtedy oświetlenia). Kibice Lechii pojawili się na tym spotkaniu w silnej ok. 300 osobowej grupie. Zasiedli na sektorze w okolicach zegara (kiedyś tam na ŁKSie siedzieli kibice gości), fani Widzewa na tym meczu zasiedli na dzisiejszej „Galerze” i stamtąd dopingowali swój zespół. Na spotkaniu panowała atmosfera zgodowa. Około 20 minuty meczu na trybunie głównej ujawnili swoją obecność kibice ŁKS, początkowo było ich niewielu (ok. 30) dopiero po ujawnieniu zebrali się z całego stadionu i było ich około setki. Ich obecność na pewno podgrzała nieco atmosferę meczu, ale na spotkaniu było spokojnie zresztą ŁKS ewakuował się z obiektu na jakieś 15 minut przed zakończeniem spotkania. Po ostatnim gwizdku oba młyny połączyły się w całość i wspólnym pochodem wyszły ze stadionu (być może liczono się z tym, że będzie coś próbował kombinować ŁKS). Po wyjściu doszło do starć z milicją, która dość ostro pałowała.
Kolejnym etapem zgody było spotkanie ligowe ŁKS – Lechia Gdańsk rozegrane wiosną 1985 roku. Podobnie jak jesienią na Widzewie, Lechia pojawiła się liczną i mocną grupą (ok. 250-300 osób a według niektórych źródeł nawet 500). Na gości bardzo szykowali się kibice ŁKS, w dniu meczu pojawiło się sporo ich zgód (m. in. Arka, Górnik, Zawisza, Lech). Przed spotkaniem doszło do dużej awantury w okolicach stadionu oraz dworca Łódź – Kaliska, ŁKS mimo wsparcia został całkowicie rozgoniony. Gdańszczanie po akcji przedmeczowej pierwsi zasiedli na stadionie i zajęli sobie miejsca na Galerze, lecz wygoniła ich stamtąd milicja i ostatecznie wylądowali w sektorze dla gości. Jako, że Lechia to zgoda Widzewa, więc nie mogło zabraknąć jego kibiców. Trzeba jednak przyznać, że wsparcie Widzewa było dość symboliczne, ostatecznie naszych było max. 50 osób, w wydarzeniach przedmeczowych jeśli ktoś brał udział to najwyżej pojedyncze osoby, wszyscy dochodzili pojedynczo lub małymi grupkami ujawniając się dopiero na sektorze gości.
5 czerwca 1985 roku fanatycy Widzewa meldują się w Gdańsku na meczu ligowym. Atmosfera zgodowa, ludzi na meczu ok. 30 tysięcy (Widzew sportowo był bardzo uznaną marką, więc ściągał tłumy w całej Polsce). W sumie mecz bez jakiejś większej historii, Widzewa kilkadziesiąt osób, co jak na tak daleki wyjazd było przyzwoitym wynikiem. Na zakończenie tego sezonu Widzew rozgrywał finałowe spotkanie w PP na stadionie Legii. Wśród kibiców wspierających Widzew na tym meczu nie mogło zabraknąć przedstawicieli z Gdańska.
Następny sezon przyniósł kolejne rozdziały wspólnej historii. W październiku 1985 został w Łodzi rozegrany mecz Widzew – Lechia. Tak się złożyło, że tego samego dnia w godzinach rannych swoje spotkanie ligowe rozgrywała Wisła Kraków (II ligowy pojedynek ze Startem Łódź). Jako że Wisła i Lechia to zgody Widzewa doszło tam do spotkania „zgodowiczów”. Lechia najliczniejsza zameldowała się w ok. 100 osobowym składzie, Wisły było ok. 50 osób i mniej więcej tyle samo Widzewa (razem ok. 200 chłopa). Na trybunach pojawił się też ŁKS (ok. 30), ale ich wizyta zakończyła się dla nich nienajlepiej. Ponieważ na meczu nie było praktycznie milicji, połączone siły trzech ekip zaatakowały ełkaesiaków którzy w większości zerwali się, ale kilku postawiło się. Po meczu na Starcie impreza na mieście a wieczorkiem mecz zgody na Widzewie. Wiosna następnego roku przyniosła dwie większe okazje do wspólnego świętowania zgody, czyli wyjazd kibiców Widzewa do Gdańska (20.04.1986) oraz wizyta Lechii w Łodzi na ŁKSie podczas której nie zabrakło fanatyków Widzewa (tym razem już w znacznie większej i bardziej zorganizowanej liczbie niż rok wcześniej).
Początek sezonu 1986/87 i wyjazdowe spotkanie w Gdańsku (23 sierpień). Na meczu zameldowało się kilkudziesięciu fanów Widzewa (poniżej setki), mecz bez większych wydarzeń, przebiegał w typowo zgodowej atmosferze czyli spoko. Większość Widzewiaków pijanych, doping raczej średni, słowem przyjemny piknik. Oto jedna z relacji z tego meczu:
Pomysł o wyjeździe do Gdańska na mecz narodził się w trakcie spijania kolejnych jaboli nad uroczym jeziorem w miejscowości Chodecz. Spędzaliśmy tam w kilku wakacje pod namiotami i postanowiliśmy wybrać się na mecz naszej ukochanej drużyny. Dotarcie na stację kolejową nie było takie proste, musieliśmy obudzić jednego wczasowicza o 6 rano i poprosić go, żeby podrzucił nas na pociąg (12km). Do Gdańska jechaliśmy pociągiem osobowym 8 godzin (męczarnia - kac i nic do picia). Za Grudziądzem praktycznie na każdej stacji wsiadali kibice w biało-zielonych szalikach. Pogoda na meczu była makabryczna lało cały czas. Na stadionie uzbierało się nas ok. 50 osób, siedzieliśmy na łuku za bramką przy krytej trybunie. Mimo fatalnej pogody stadion był prawie pełny (markowy rywal). Atmosfera na meczu była bardzo napięta i nie z powodu kibiców obu drużyn, bo panowała zgoda, tylko milicji nie podobało się jak cały stadion krzyczał Solidarność i Lech Wałęsa - takie to były czasy. Mecz zakończył się wynikiem 1-0 dla Widzewa. Po meczu miejscowi powiedzieli, że trzeba jechać do Gdyni bo tam na dworcu będzie czekała Arka. Zapakowaliśmy się na Wrzeszczu do kolejki a do Gdyni dojechało z nami tylko kilku gości z Lechii. W Gdyni pogoniliśmy na dworcu paru typów z Arki i tak zakończyły się zapowiadane atrakcje przez Lechię. Rano o 5 wysiedliśmy na wiejskiej stacji, głodni i zjeb... a 12 km do Chodecza zap... na piechotkę. Na miejscu okazało się, że został tylko namiot a to co było w środku (śpiwory, materace, plecaki i wszystkie inne rzeczy ktoś nam podpi... .
W każdym bądź razie nic jeszcze nie zapowiadało mających nadejść zmian, a te nadeszły i to całkiem szybko.
W marcu następnego roku (28.03.1987), gdańszczanie przyjeżdżają na ligowe spotkanie do Łodzi w sile ok. 50 osób. Ekipa Lechii przeżywa znaczny kryzys w porównaniu z wcześniejszymi latami (na co niewątpliwie miały wpływ, słabe wyniki piłkarskie – Lechia walczyła w tym sezonie o utrzymanie), była to najmniejsza liczba biało-zielonych jaka do tej pory pojawiła się w Łodzi. Na meczu było niby właściwie wszystko OK., ale już chyba w tedy pojawiły się pierwsze symptomy, jeden z kibiców stwierdził, że nad tym układem zaczynał ciążyć cień Śląska. Nie wyprzedzając bardzo wypadków, należy jednak nadmienić, że Lechia oprócz swoich zgód (m.in. z Widzewem, Wisłą) miała i inne jak chociażby z Wrocławskim Śląskiem. Wrocławianie też posiadali wówczas solidną ekipę z bogatymi tradycjami kibicowskimi, dobrze jeździli na wyjazdy, byli mocni i liczyli się w tym specyficznym środowisku. Nic też dziwnego, że wśród fanatyków Lechii było bardzo wielu zwolenników tej zgody, przypuszczać należy, że znacznie więcej niż np. zgody z Widzewem (choć wbrew opinii takowych też nie brakowało). Lechiści mieli znacznie więcej wspólnych punktów, cech z kibicami Śląska niż z kibicami Widzewa, przykładowo wiek poszczególnych ekip gdzie na Widzewie biegali kolesie po 20, dwadzieścia kilka lat i młodsi, a Lechia to często chłopy po 30-40 lat. Widzew to ekipa walcząca o swoją pozycję w świecie kibicowskim, a Lechia to uznana firma od lat itd. długo by jeszcze można wymienić. Lechia nie tyle, że przestawała zupełnie lubić Widzew, ale układy na linii Łódź – Gdańsk były znacznie słabsze niż na linii Gdańsk – Wrocław. Tak podsumował to kibic Widzewa Wujek:
Fakt, Lechia najbardziej ceniła sobie Śląsk, prawie tak samo Wisłę. Widzew i Jagę tolerowali. To dobre określenie. Zresztą odzwierciedlało to rzeczywisty układ sił. I tradycje kontaktów.
Doskonale było to widoczne na meczu reprezentacji Polski z Cyprem rozegranym 12 kwietnia 1987r. W Gdańsku, gdzie zameldowała się kilku osobowa delegacja Widzewa. Gdańszczanie, którzy na tym spotkaniu utworzyli aż dwa młyny (w jednym z nich siedzieli Widzewiacy), bardzo mocno podkreślali swoje przywiązanie do Śląska, a za to prawie w ogóle nie akcentowali zgody z Widzewem. Jako ciekawostkę warto dodać, że po piosenkach o Śląsku i Motorze Widzewiacy odeszli na bok i do końca meczu oglądali mecz już tylko we własnym gronie. No i na koniec należy napisać o najważniejszym. Śląsk miał bardzo dobrą zgodę z naszym lokalnym rywalem, co powodowało, że siłą rzeczy ekipa ta na Widzewie nie była lubiana… no i tym sposobem powstawał problem, który z czasem coraz bardziej narastał.
Tak czy inaczej, gdy w tej samej rundzie Lechia pojawiła się w Łodzi na ŁKSie (24 maja 1987) atmosfera jest już taka sobie, jak ktoś określił niby razem, niby nie. Na trybunach stadionu przy al. Unii stawiło się 50 Gdańszczan oraz taka sama liczebnie ekipa Widzewa. Wszyscy siedzą razem, ale jakoś tak dziwnie było zwłaszcza, gdy część gości skandowała „WKS” podobnie jak kibice ŁKS. Dalsze rysy pojawiają się w czerwcu 1987 w Gdańsku, gdy Lechia gra barażowe spotkanie z Ruchem Chorzów o utrzymanie w ekstraklasie. Na tym meczu pojawiają się również kibice Widzewa. Fanatycy Widzewa siedzą razem z Lechią, ale jakiejś wielkiej przyjaźni ze strony gospodarzy nie było. Jeden z obecnych na tym meczu kibiców napisał:
Na meczu barażowym Lechia-Ruch w Gdańsku Widzewiacy stali po stronie Lechii (z Ruchu przyjechało kilkanaście osób). Już wtedy zauważyłem, co najwyżej tolerancje ze strony Lechii i wiedziałem ze długo to nie potrwa….
Ponadto na tym spotkaniu dochodzi do drobnego incydentu, otóż już dzień wcześniej w Gdańsku pojawiła się również delegacja kibiców Śląska, która raczej niezbyt przychylnie była nastawiona do Widzewa i na samym spotkaniu byli bardzo agresywni w stosunku do kilku napotkanych Widzewiaków. Ostatecznie do niczego wielkiego nie doszło, ale niesmak pozostawał i kto wie czy nie miało to sporego wpływu na wydarzenia, które rozegrały się jakiś czas później w Białymstoku.
W sierpniu (2go) zostaje rozegrany Superpuchar w stolicy Podlasia, pomiędzy Górnikiem Zabrze a Śląskiem Wrocław. Z reguły tego typu mecze zawsze ściągały kibiców z różnych stron Polski i tak było i tym razem. Oczywiście z racji zgody Widzewa z Jagiellonią nie mogło również zabraknąć fanatyków Widzewa. Wprawdzie mecz ten został opisany w innym miejscu, ale dla przypomnienia wspomnimy, że fanatyków Widzewa przyjechała ponad setka, że przed meczem w okolicach dworca i nie tylko doszło do licznych starć i ganianek za kibicami Śląska Wrocław, w których prym wiedli fani Widzewa wspomagani przez część Jagiellonii. Potem jeszcze i w czasie meczu oraz po jego zakończeniu dochodzi do kolejnych walk, których wynikiem jest m.in. jednodniowy układ Górnika ze Śląskiem by wyjechać z białostockiego „piekła”. Na kanwie tych wydarzeń warto wspomnieć o kibicach Lechii Gdańsk, którzy również zawitali do Białegostoku (w sile ok. 20 osób). Jako że kibice biało-zielonych mieli dobrą sztamę ze Śląskiem, więc starali się łagodzić sytuacje i niezbyt chętnie patrzyli na toczący się przebieg wydarzeń. Postawę Lechii tego dnia dość dobrze obrazuje relacja jednego z kibiców Jagiellonii:
Przypominam sobie Waszą postawę na Superpucharze... Siedzieliście nie w naszym młynie osobno ale bardzo blisko Śląska. Nasze flagi oddzielone były Waszymi od flag Śląska... Pamiętam, że mocno nie podobało się Wam jak dochodzi do naszych akcji w trakcie meczu. Śląsk zdjął z siatki swoje flagi, Wy albo swoje zdjęliście albo chcieliście zdjąć, dokładnie nie pamiętam ale do poważnych akcji doszło dopiero po meczu. Na meczu łagodziliście sytuację... Ale widać było, że w razie czego to opowiecie się za Śląskiem (już w Białymstoku).
Wydaje się, że ten mecz miał przełomowe znaczenie dla relacji na linii Łódź – Gdańsk. Wprawdzie nie doszło do zerwania zgody, ale na pewno spotkanie to nie poprawiło notowań Widzewa wśród gdańszczan, gdzie miłość do Śląska była bardzo duża i raczej mało komu podobało się to, że Widzew ganiał wrocławian po Białymstoku (zresztą jak czas pokazał podobnie rzecz się miała odnośnie Jagiellonii).
No i wreszcie nadszedł 31 październik 1987 i ligowy mecz w Łodzi z Lechią. Biało – zieloni przybywają do Łodzi w sile ok. 70 osób. Początkowo wszystko jest jeszcze w miarę normalnie, są jakieś rozmowy, Lechia nie przejawia żadnej agresji. W czasie spotkania jednak gdańszczanie bardzo stanowczo akcentują swoje przywiązanie do Śląska, co raczej nie spotyka się z entuzjazmem ze strony Widzewa. Dalej okazuje się, że z Lechią siedzi także Śląsk (ok. 10 osób), to to jeszcze dałoby się znieść, ale w sektorze gości pojawia się też ŁKS (delegacja w sile 3-5 osób). Taka sytuacja powoduje, że w przerwie pojawiają się pierwsze zgrzyty, a pod koniec meczu lecą obustronne bluzgi. W pewnym momencie na płocie przy flagach Lechii (flaga Śląska też chyba wisiała) pojawia się biało – czerwono – białe płótno. Lecz jak szybko się pojawia tak szybko zniknęła, ktoś z ich młyna natychmiast ją ściąga. Tak czy inaczej właściwie już nie było o czym rozmawiać. Po zakończeniu spotkania Lechia udaje się w kierunku dworca Łódź – Niciarniana, tam zostaje zaatakowana przez Widzew, dochodzi do krótkiego starcia, gdańszczanie trochę się cofają w kierunku torów skąd za chwilę leci grad kamieni i pogonili Widzew. Po chwili zaczyna się interwencja milicji, która kończy całą zabawę. Większość Lechii wraca do Gdańska przez Warszawę i dlatego odjeżdżała z „Niciarki”. Część jednak udała się na dworzec Łódź – Kaliska gdzie pojawia się również delegacja Widzewa. Tam jednak do niczego nie dochodzi a temat kończy się na wzajemnych rozmowach, po czym Lechia wraca do domu (choć istnieje również wersja, że Widzew kroił Lechię na Kaliskim). Oto ten mecz okiem kibica z Gdańska:
Mecz Widzew - Lechia w tamtych czasach, Łódź rzecz jasna, Lechia za swych najlepszych (?) lat, nieco obok (podkreślam: obok) Lechii siadają wrocławianie, wśród nich być może kilka osób z eŁKSy, piszę być może, bo nie wiem tego całkiem na pewno, wiem tylko że jest przez wrocławian wywieszona ich flaga (znaczy się flaga eŁKaeSu, ówczesnej zgody Śląska) Widzew jest na swoim stadionie i zaczyna kręcić nosem, podbija kilku gości do gdańskiej starszyzny i się o to pruje, proszą aby Lechia zrobiła z tym "porządek" zostają zlani, odpowiedź brzmi: jesteście u siebie, Oni (Wrocław) nie siedzą z nami tylko obok nas, sami se róbcie porządek (w tłumaczeniu wprost: spróbujcie tylko kiwnąć palcem a wstawimy się za Wrockiem). Widzew odpuszcza, flaga prowokacyjnie wywieszona przez Śląsk wisi sobie spokojniutko na płocie.
Cóż zgoda definitywnie padła, układy na linii Gdańsk – Łódź choć istniały kilka lat były znacznie słabsze niż Gdańsk – Wrocław (które gwoli ścisłości trwały znacznie dłużej), co przy sporej niechęci między Widzewem i Śląskiem potęgowanej zgodą tych ostatnich z ŁKSem, musiało w końcu skończyć się tak jak się skończyło. Jeśli do tego wszystkiego dodamy jeszcze inne czynniki jak np. ogólny kryzys ówczesnej koalicji Wisła-Widzew-Jagiellonia-Lechia-Ruch (rozpadające się zgody pomiędzy poszczególnymi ekipami, zmiana istniejących układów, powstanie trójkąta Wisła-Śląsk-Lechia) uzyskamy pełny obraz sytuacji. Gdy 4 czerwca 1988 roku fani Widzewa pojawiają się w Gdańsku (pierwszy mecz po zerwaniu zgody) atmosfera była już jak na wojnie. Po meczu atak Lechii i goście musieli się ewakuować, do pociągu powrotnego wsiedli dopiero w Gdyni, gdzie jeszcze na dodatek Arka zrobiła porządną kamionkę, więc pociąg miał nieliche „wietrzenie”.
źródło: widzewtomy.net