W związku z aktualną sytuacją związaną z wprowadzonym stanem zagrożenia epidemicznego, a co za tym idzie zawieszeniem rozgrywek PKO Ekstraklasy piłkarze Lechii nie trenują razem na boisku. Nie oznacza to jednak, że dostali wolne, leżą na kanapie i odpoczywają. Mają do wykonania codzienne ćwiczenia - bieganie oraz siłownia. Porozmawialiśmy z Żarko Udoviciciem, który może mówić o sporym pechu. Dopiero co dostał od lekarza zielone światło do treningów, ale radość okazała się połowiczna. Może uprawiać sport, ale... jednocześnie nie może.
Jak się odnajdujesz w tym trudnym dla nas wszystkich momencie?
- Ja jestem w dość specyficznej sytuacji, bo przez problemy zdrowotne nie mogłem grać, trenować, wykonywać jakiejkolwiek aktywności fizycznej przez 35 dni. Nie robiłem kompletnie nic. Dlatego z mojej perspektywy jest to czas, w którym mogę nadrobić to, co straciłem. Patrzę na to pozytywnie. Mam ten komfort, że mogę pobiegać, poćwiczyć na siłowni i zrównać się poziomem z kolegami z drużyny, którzy tę pracę wykonali podczas obozu w Turcji. Wiadomo, panuje koronawirus, ale ja się cieszę, że w końcu mogę trenować.
No właśnie, wytłumaczmy może co dokładnie stało się w Turcji, że nie mogłeś przez ponad miesiąc niczego robić.
- Przede wszystkim zdziwiłem się, gdy zobaczyłem artykuł na "Weszło", w którym było napisane, że miałem podejrzenie zawału serca. Praktycznie od razu wrzuciliśmy do sieci zdjęcie, że nic mi nie jest. Ja czułem, że to nie jest nic poważnego. Normalnie trenowałem przez dwa dni, ale czułem delikatny ból w klatce piersiowej. Postanowiliśmy to sprawdzić. Lepiej to zrobić niż później żałować, że się zbagatelizowało sprawę i konsekwencje mogą być bardziej poważne. Pojechaliśmy do szpitala, zrobiono mi EKG serca, do tego RTG płuc. Dostałem informację, że wszystko jest w porządku, ale problem pojawił się, gdy zrobiono mi badanie krwi. Ja od razu wiedziałem, że to nie jest nic poważnego, choć jadąc do szpitala atmosfera była nerwowa. Wszystko działo się na zasadzie: "szybko, szybko, szybko". Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi. Niestety lekarz powiedział mi, że nie mogę trenować przez 7-10 dni. Dostałem jakieś antybiotyki i wydawało mi się, że po wzięciu ich wszystkich będę mógł wrócić do zajęć. Potrzebne były jednak wyniki rezonansu. Bez nich powrót do treningów był niemożliwy. To czekanie było najgorsze. W Gdańsku nie można było wykonać rezonansu, więc pojechaliśmy do Łodzi. Tam się udało, ale powiedziano mi, że na wyniki muszę poczekać czternaście dni. Wszystko się przedłużało, ja sam nie wiem dlaczego tak długo trzeba czekać na wyniki, ale na szczęście to wszystko już za mną.
Jest jeszcze jedna sprawa. Widzieliśmy na twoim Instagramie, że trochę w tym czasie podróżowałeś po świecie.
- Na początek chciałbym sprostować jedną rzecz. Nie urodziło mi się dziecko. Po prostu dowiedziałem się, że zostanę ojcem. A co do tych filmików... już przeprosiłem wszystkich, bo zdałem sobie sprawę, że to nie był odpowiedni moment na takie świętowanie. Wiem, że dostałem wolne od klubu ze względu na problemy ze zdrowiem, sam prosiłem o zgodę na wyjazd do rodziców. Ta cała sytuacja nie była potrzebna, ale wszystko już wytłumaczyłem. Zdaję sobie sprawę jak to mogło zostać odebrane, natomiast muszę zaznaczyć, że na tej imprezie nie piłem żadnego alkoholu. Zresztą byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne, bo ledwo co odstawiłem antybiotyki. Świętowaliśmy, trochę pośpiewaliśmy, ale to tyle.
Życie jest jednak brutalne. Wracasz po takiej przerwie, chciałbyś normalnie potrenować, pograć w piłkę, a tymczasem musisz, jak my wszyscy, siedzieć w domu.
- No tak, jest to ciężka sytuacja, ale co mogę zrobić? Nic. Tak jak wspomniałem wcześniej, dla mnie małym plusem jest to, że mogę w tym czasie nadrobić zaległości. Gdyby nie zawieszono rozgrywek i tak nie mógłbym grać meczów. Martwiłem się, że najpierw będę musiał przez piętnaście dni biegać, ciężko pracować, żeby zbudować formę na resztę sezonu. Teraz mam ten czas, choć nie wiadomo czy w ogóle uda się ten sezon dograć do końca.
Co twoim zdaniem powinniśmy zrobić, jeśli jednak wirus nie przejdzie? Anulować sezon, próbować rozegrać pozostałe mecze czy zatwierdzić wyniki po 26 kolejkach?
- Ja osobiście chciałbym dograć sezon, ale na to musi złożyć się wiele czynników. Gdyby jednak się to nie udało, to jestem za zakończeniem rozgrywek i uznaniem wyników po 26. kolejce. Niech zostanie tak jak jest.
Załóżmy jednak, że dostajecie komunikat - wracajcie do treningów, wkrótce wznawiamy rozgrywki. Jak myślisz, ile potrzebowalibyście dni treningów z piłką, żeby wejść na optymalny poziom?
- Zacznijmy od tego, że wszyscy piłkarze są aktywni. Biegamy, chodzimy na siłownię. To nie jest czas wakacji. Stosujemy się do wytycznych, które dostaliśmy. Brakuje w tym wszystkim piłki, ale na to nic obecnie nie poradzimy. Mam nadzieję, że w kwietniu trochę się to uspokoi i będziemy mogli wrócić do treningów na boisku. Myślę, że dwa tygodnie treningu typowo piłkarskiego w zupełności by wystarczyły, żeby wrócić do ligowego grania.
Mimo wszystko trudno powiedzieć kiedy to się uspokoi. Mam wrażenie, że jeszcze kilka, może kilkanaście dni temu w Polsce nie było żadnych objaw paniki. Życie toczyło się w miarę normalnie, na początku nie wszyscy byli za zawieszeniem rozgrywek, nawet komunikat o grze bez udziału publiczności został przyjęty dość różnie. Jednak jak pokazał czas, podjęto słuszną decyzję. Koronawirusa nie można lekceważyć.
- Zdecydowanie sprawa jest poważna. Ja sam na początku myślałem, że to wszystko jest jedynie napompowane medialnie. Liczyłem się z tym, że wirus dojdzie również do Polski, ale nie sądziłem, że stanie się to na taką skalę. Tym niemniej, ja patrzę na to trochę inaczej, bo w Serbii przeżyłem wojnę, bomby spadły 400 metrów od mojego domu. To było ogromne zagrożenie dla życia mojego i mojej rodziny. Nie da się tego porównać z koronawirusem. Mimo wszystko wierzę, że może w kwietniu trochę się to uspokoi i wszyscy wrócimy do normalnego życia. I piłki nożnej.
Jak wygląda teraz twoje życie? Siłownia, bieganie, to wiadomo. A potem? Jakaś książka, może gra na konsoli?
- Po treningu jest sporo wolnego czasu. Lubię czytać książki, właśnie kończę autobiografię Luki Modricia. Oprócz tego oglądam telewizję, co chwilę puszczane są powtórki różnych meczów, na które również chętnie spojrzę. Nie ukrywam, trochę się stęskniłem za futbolem. Cały czas też jestem w kontakcie czy to z rodziną, czy z kolegami. I w gruncie rzeczy tak spędzam dni.
Z domu nie wychodzisz, gdy nie musisz?
- Wychodzę pobiegać, czasem przejdę się na spacer, bo mam blisko do morza. Mamy to szczęście, że żyjemy w Polsce i generalnie Polacy w większości przypadków dostosowali się do wytycznych rządu, żeby bez pilnej potrzeby z domu nie wychodzić. A na przykład w Serbii wyglądało to inaczej, ludzie przesiadywali w knajpach, żyli jakby nic się nie stało. Dzień w dzień na mieście były imprezy, w związku z czym prezydent wprowadził godzinę policyjną. Od 17 do 5 rano na ulicach nie ma nikogo. Są potężne kary, gdy ktoś się nie zastosuje. Lepiej więc, że jestem w Gdańsku, mogę wyjść na trening. Gdybym mieszkał teraz u rodziców, miałbym z tym problem.
źródło: własne