Jerzy Brzęczek: Kolejne miesiące pokażą, jak oceniona będzie moja praca w Lechii. Ja czuję się wygrany.

Jak odebrał pan decyzję, że nie jest już trenerem Lechii. Spodziewał się pan tego?

- W tym zawodzie trzeba być cały czas przygotowany na takie informacje, dlatego nie było to dla mnie wielkie zaskoczenie. We wtorek spotkałem się z kierownictwem klubu, ustaliliśmy warunki rozwiązania umowy za porozumieniem stron i przestałem być trenerem Lechii.

Jeszcze kilka, kilkanaście dni temu osoby decyzyjne deklarowały, że pana pozycja jest mocna i nie ma tematu zwolnienia szkoleniowca. Pana też o tym przekonywały.

- Kierownictwo mnie zapewniało, ale kierownictwo ma też prawo w każdej chwili mnie zwolnić. Siedem punktów w siedmiu meczach i tylko jedno zwycięstwo to nie jest dobry wynik i nikt nie mógł być z tego zadowolony. W takiej sytuacji zawsze trzeba się liczyć ze zwolnieniem. Z drugiej strony wydaje mi się, że ta drużyna w końcu zaczęłaby wygrywać i w perspektywie dalszej części sezonu na pewno dalibyśmy radę, żeby na jego koniec być w pierwszej trójce czy czwórce.

Zgodzi się pan z tym, że Lechia, poza początkiem rundy wiosennej, generalnie prezentowała się poniżej możliwości?

- Każdy może mieć swoje zdanie. Ja wiem, że kiedy przychodziłem do Lechii, zespół był na 14. miejscu, a sezon zakończyliśmy na 5. Myślę, że to duży skok. W kilku meczach zabrakło nam trochę szczęścia. Gdyby nie mecz z Lechem i ta niesamowita interwencja Gostomskiego w 94. minucie [przy strzale Antonio Colaka], spotkanie zakończyłoby się remisem, a zespół inaczej podszedłby do kolejnych spotkań. Po meczu przegranym w takich okolicznościach z zawodników jak gdyby zeszło trochę powietrze. Później był mecz we Wrocławiu, gdzie też dobrze graliśmy, ale kontuzję odniósł Gerson i ostatecznie przegraliśmy 0:1. Podobnie ostatnie spotkanie z Jagiellonią, bardzo dobra gra, prowadzenie 2:0, ale potem sprokurowany rzut karny i strata trzech goli w kilka minut. To wszystko spowodowało, że odbiór końcówki sezonu był negatywny, choć tak naprawdę nie był on przecież zły.

No tak, ale początek obecnego był chyba jeszcze gorszy.

- Na pewno nie byliśmy zadowoleni z naszej gry, ale trzeba pamiętać, że kilku zawodników przyszło w ostatniej chwili, wcześniej trenowali tylko indywidualnie. Nastąpiło też kilka niespodziewanych zmian, personalnie mieliśmy wyglądać troszkę inaczej. Mimo tego mogliśmy i powinniśmy zdobyć kilka punktów więcej. Na Lechu rozegraliśmy niezłe spotkanie, ale straciliśmy gola w 91. minucie. To był psychologicznie ważny moment. Z Pogonią zaczęliśmy bardzo dobrze, prowadziliśmy 1:0, później straciliśmy bramkę po rykoszecie i nagle przestaliśmy grać. W tych kilku pierwszych meczach było widać u zawodników brak pewności. Z drugiej strony po dwóch pierwszych porażkach nie przegraliśmy żadnego z pięciu kolejnych meczów.

Ale głównie remisowaliście.

- Gdybyśmy mieli jedno zwycięstwo więcej, pewnie odbiór byłby inny. Ale nie ma co gdybać, to już za mną, pewien etap się zakończył. Teraz jest nowy trener, przed którym stoją nowe wyzwania.

Ma pan do siebie jakieś pretensje, zrobiłby coś inaczej, żałuje niektórych decyzji?

- Na głębsze refleksje przyjdzie jeszcze czas, ale na pewno jakieś błędy popełniłem, to normalne. Dopiero następne miesiące pokażą, jak będzie się rozwijać sytuacja w klubie i jaka będzie ocena mojej pracy. Dziękuję tym kibicom, którzy mnie wspierali, dziękuję także tym, którzy czekali na moje odejście, bo z ich strony też miałem dodatkową mobilizację. Ja byłem w 100 procentach zaangażowany, starałem się pracować, jak najlepiej potrafiłem, raz wychodziło, raz nie. Było to dla mnie wyróżnienie, że mogłem pracować w Lechii. Wspominam ten okres jako trudny, ciężki, momentami stresujący, ale na pewno pozytywny.

Jak zatem miała grać Lechia pana marzeń?

- Mieliśmy być zespołem, który długo utrzymuje się przy piłce i kreuje przy tym dużo sytuacji strzeleckich. Która po stracie piłki będzie od razu blisko rywala i szybko spróbuje ją odebrać. W wielu meczach tak się prezentowaliśmy, ale żeby uzyskać powtarzalność, potrzeba czasu, kontynuacji, konsekwencji i stabilizacji. W niektórych momentach było o to ciężko.

Jak podsumuje pan ten swój pierwszy, niezbyt długi, bo dziewięciomiesięczny, epizod na trenerskiej karuzeli w ekstraklasie. Po takim początku trudno będzie znaleźć nową pracę?

- Absolutnie tak nie uważam. Jak przychodziłem do Gdańska, dawano mi 2-3 miesiące, śmiałem się, że jak wytrzymam do lata, to już będzie sukces. A wytrzymałem do końca lata. Patrząc na szybkość zmian trenerów w Lechii w ostatnich latach, to i tak jestem w czołówce długości pracy. Myślę, że na tę chwilę, wbrew temu, co może się wydawać niektórym, jestem wygrany. Na pewno było to dla mnie duże doświadczenie. Kiedy zaczynałem pracę, wielu obawiało się, że Lechia spadnie. To nie był łatwy okres, ale większość ekspertów pozytywnie wyrażała się o naszej grze na wiosnę, mieliśmy świetną serię na PGE Arenie, która wcześniej nie była szczęśliwa dla zespołu. Przegraliśmy tu tylko z mistrzem Polski Lechem i Cracovią, która w 15 czy 16 meczach poniosła tylko jedną porażkę i miała wówczas świetny moment. Takie są fakty. Wiadomo, że teraz jestem oceniany pod wpływem emocji, ale z biegiem czasu niektórzy zaczną patrzeć na moją pracę i to co tutaj zrobiłem, trochę inaczej.

Będzie pan dalej śledził występy Lechii, czy potrzebuje pan trochę psychicznego odpoczynku.

- Cały czas będę oglądał ekstraklasę, żeby być na bieżąco i oczywiście będę również śledził mecze Lechii. I na pewno będę jej kibicował.

Prowadzony przez pana zespół zmierzy się kiedyś z Lechią w ekstraklasie?

- O to jestem spokojny.

Cały wywiad znajdziesz tu


Źródło: trojmiasto.sport.pl/własne