Były reprezentant Polski pamięta nowego szkoleniowca Lechii z czasów kariery zawodniczej. Występował z nim w HSV Hamburg.

Thomas von Heesen objął Lechię. Jaki to człowiek?

- Bardzo w porządku. Towarzyski, ale jednocześnie wyważony. Po prostu fajny gość. Znam go wiele lat. Co jakiś czas się widujemy. Z chęcią odszukam jego wizytówki, by odnowić kontakt.

Innymi słowy, jak przyznał Artur Wichniarek, który był jego podopiecznym, von Heesen jest kimś, z kim można pogadać i wypić piwo.

- Celnie, zgadzam się.

Uczył pan kiedyś von Heesena polskich słów?

- (śmiech) Pewnie i to nie tylko wulgaryzmów. Na pewno umie powiedzieć: „dzień dobry”, „do widzenia”, „dziękuję” itd. Na pierwszym treningu mu to wystarczy, potem będzie musiał jednak sięgnąć po słownik lub skorzystać z tłumacza.

Jako piłkarz von Heesen wiele osiągnął. Dwa mistrzostwa Niemiec, krajowy puchar i Puchar UEFA…

- Wszystko to osiągnął z Hamburgiem. Jest za to szanowany, poważany, lubiany. Rozegrał prawie 400 meczów, zdobył mnóstwo bramek (99 – przyp. red.). Zdaje się, że więcej nastrzelał jedynie legendarny Uwe Seeler.

Niewiele natomiast zdziałał jako trener. A to przecież kibiców Lechii najbardziej interesuje.

- Ma pan rację. Ja szczerze powiedziawszy nie za bardzo znam Thomasa z ławki trenerskiej. Mogę kompetentnie opowiadać o nim jako o zawodniku, koledze z szatni. Mnie się z nim bardzo dobrze grało. Znakomity technik, mocna lewa noga, zresztą prawa też. Na boisku nie trzeba było słów, żeby się z nim porozumieć. Czuł grę, wiedział kiedy należy podać piłkę.

Zaskakuje pana, że von Heesen zaangażował się w gdański projekt? Został przecież nie tylko trenerem, ale i udziałowcem, choć to akurat nastąpiło już jakiś czas temu.

- Widocznie potrzebował w swoim życiu nowych wyzwań. Na pewno znaczenie miało też to, że Lechia zrobiła się niemiecka. Mam na myśli choćby fakt, że przejął ją Niemiec Franz Josef Wernze, którego Thomas zna od lat.

Gratulował pan już von Heesenowi posady w Lechii?

- Jeszcze nie, ale z całą pewnością wkrótce to zrobię.

Czego zamierza mu pan życzyć?

- Sukcesów, to naturalne. Ostatni raz widzieliśmy się w zeszłym roku, właśnie w Gdańsku. Nie myślałem wtedy, że zostanie trenerem Lechii - był przecież jej udziałowcem. No ale skoro to nastąpiło, to życzę mu powodzenia!

Źródło: ekstraklasa.net/ fot. Władysław Morawski/Polskapresse